Lydie nie mogła zebrać myśli. Ze słów matki wynikało, że wszystko dookoła się waliło, a przecież zawsze mieli pieniądze. Czy to możliwe, że było aż tak źle, a ona o niczym nie wiedziała? Mogła zrozumieć ojca – był bardzo dumny, ale matka? Owszem, ona również była dumna, ale przecież…
– Co się stało ze wszystkimi naszymi pieniędzmi? – zapytała. – I dlaczego Oliver nie…
– Firma Olivera potrzebowała pomocy – ucięła krótko Hilary. – Dlaczego twój ojciec nie miałby zainwestować w niego? Nie można zacząć od zera i oczekiwać natychmiastowych zysków. Poza tym rodzina Madeline to bardzo zamożni ludzie. Nie mogliśmy pozwolić, żeby Oliver wyglądał na żebraka, wiec zabierał Madeline do najdroższych restauracji, zupełnie nie licząc się z kosztami.
– Nie mam pretensji, że Oliver zabrał wszystkie pieniądze – zaczęła niepewnie Lydie. Jej brat rozpoczął karierę biznesmena pięć lat temu. Wtedy firma ojca funkcjonowała świetnie, więc mógł zainwestować w syna. – Chodziło mi o to, że Oliver też nic mi nie powiedział.
– Kiedy ostatnio bawiłaś w domu, Oliver i Madeline byli na wakacjach w Afryce Południowej. Biedny Oliver tak ciężko pracuje. Potrzebował miesięcznego urlopu.
– Ale jego firma działa? – spytała Lydie. Matka po raz kolejny zgromiła ją spojrzeniem.
– Nie. Postanowił ją zamknąć.
– Czy on też zbankrutował?
– Czy musisz być tak dosadna? Czy cała ta kosztowna edukacja naprawdę poszła na marne? – fuknęła Hilary. – Wszystkie firmy zaciągają kredyty, a potem kłopoczą się, jak je spłacić. Oliver doszedł do wniosku, że to zbyt męczące. Kiedy wróci z Madeline z podróży poślubnej, zacznie pracować w firmie teścia. – Matka po raz pierwszy od początku rozmowy uśmiechnęła się. – Nie będę zdziwiona, jeśli z 'czasem zostanie dyrektorem konsorcjum Ward-Watson.
To wszystko brzmiało cudownie, ale niczego nie rozwiązywało.
– Więc, jak rozumiem, ojciec nie dostanie żadnych pieniędzy od Olivera?
– Oliver będzie potrzebował pieniędzy, żeby utrzymać swoją żonę. Wiesz, do jakiego pozieram Madeline jest przyzwyczajona.
– Gdzie jest tata? – zapytała Lydie. Serce zabolało ją na myśl, jak cierpi jego duma. Zawsze tak ciężko pracował, a teraz… – Może w zakładach?
Matka smętnie pokręciła głową.
– Ojciec sprzedał zakłady, żeby spłacić część długów. Nie ma pracy, a w jego wieku nikt go nie zatrudni. Zresztą, on nie potrafiłby już pracować dla kogoś innego.
O Boże! – pomyślała Lydie. Sytuacja przedstawiała się gorzej, niż można by to sobie wyśnić w najgorszym koszmarze.
– Czy poszedł na pola?
– Na jakie pola? Sprzedaliśmy wszystko, co dało się spieniężyć, poza domem, ale i na nim bank chce położyć swoją łapę. Powiedziałam ojcu, że ja się stąd nie ruszę!
Mówiła jeszcze przez chwilę, ale Lydie była zbyt przerażona, by tego słuchać.
– Gdybyśmy mieli choć połowę tego, co Ward-Watsonowie zamierzają wydać na ślub swojej jedynaczki, bank byłby w pełni usatysfakcjonowany – zakończyła.
– Zatem ojciec nie jest winny bankowi aż tak wiele? – zapytała Lydie.
– Ojciec zdołał spłacić większość wierzycieli i część kredytu, ale jeśli do piątku nie wpłynie czek na pięćdziesiąt tysięcy funtów, przystąpią do działania i będziemy musieli się wyprowadzić. Możesz to sobie wyobrazić? Cóż za wstyd. I to przed ślubem Olivera! Będzie ślicznie wyglądało na zaproszeniach: już nie Oliver Pearson, dziedzic Beamhurst Court, ale Oliver Pearson, bezdomny. Jak będziemy mogli spojrzeć ludziom w oczy?
– Pięćdziesiąt tysięcy? To nie jest aż tak dużo.
– Jest, gdy nie masz ani grosza. Poza domem nie mamy absolutnie nic. Jak zdołamy zdobyć pieniądze, nie mogąc spłacić długu? Nikt nam nie pożyczy, a bank nie będzie czekał. A teraz to wszystko spada na mnie.
Lydie zadumała się przez chwilę.
– Obrazy! – wykrzyknęła. – Moglibyśmy sprzedać część rodzinnej…
– Nie słuchałaś tego, co przed chwilą powiedziałam? Sprzedaliśmy już wszystko poza tym, co należy do Olivera. Absolutnie wszystko. Nie mamy już nic, co miałoby jakąś wartość.
Lydie po raz pierwszy widziała matkę bliską łez. Żałowała jej. Mimo że Oliver zawsze był jej oczkiem w głowie, Lydie kochała matkę. Wiedziona impulsem usiadła obok niej na sofie i powiedziała:
– Jest mi przykro. Naprawdę jest mi przykro, mamo. Co mogę zrobić?
– Możesz spotkać się z Jonahem Marriottem. Oto co możesz zrobić.
Lydie wpatrywała się w nią swoimi wielkimi zielonymi oczami.
– Jonah Marriott? – powtórzyła ledwie słyszalnym głosem. Widziała go tylko raz, i to przed siedmiu laty, ale nigdy nie zapomniała tego wysokiego, przystojnego mężczyzny.
– Pamiętasz go?
– Był tu raz; tata pożyczył mu jakieś pieniądze.
– Owszem – powiedziała matka oschle. – A teraz przyszedł czas, żeby je oddał.
– Czyżby ich nie zwrócił? – zapytała zdumiona Lydie. Jonah Marriott wydawał jej się honorowym człowiekiem. Poza tym wiedziała, że w ciągu tych siedmiu lat powodziło mu się nieźle.
– Dziwnym trafem pożyczył od ojca tyle, ile potrzebujemy, by pozostać w tym domu.
– Pięćdziesiąt tysięcy?
– Właśnie. Jeśli bank nie dostanie tych pieniędzy do piątku, w poniedziałek przyślą ludzi, by nas eksmitować. Poszłabym do niego sama, ale gdy wspomniałam o tym twojemu ojcu, niemal oszalał i zabronił mi.
Lydie nie potrafiła wyobrazić sobie, by ojciec mógł wściekać się na żonę, którą uwielbiał. Musiał zadziałać stres. Na pewno tata poprosił Marriotta o spłatę pożyczki, lecz duma nie pozwoliła mu ponawiać prośby. Ale…
Otworzyły się drzwi i do salonu wszedł ojciec. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Gdy ujrzał córkę, najpierw zerknął podejrzliwie na żonę, a potem zapytał:
– Lydie, co tu robisz?
– Ja… chciałam, żeby Donna sprawdziła, jak sobie radzi beze mnie – odpowiedziała szybko. – Zadzwonię do niej później. Jeśli wszystko jest w porządku, zostanę, jeżeli nie macie nic przeciwko temu.
– Oczywiście, że nie mamy. To przecież twój dom… – Odwrócił się szybko.
Lydie poczuła, jak jej serce przeszywa ból. Wiedziała, co w tej chwili przeżywał ojciec.
– Tato…
– Czy mama powiedziała ci o wszystkim?
– Tak. Ślub Olivera zapowiada się wspaniale. Mama zdradziła mi wszystkie szczegóły.
Przez następne pół godziny Lydie obserwowała, jak ojciec próbuje zachować przed nią twarz. W końcu uznała, że musi spotkać się z Jonahem Marriottem i wydusić od niego pieniądze, zwłaszcza że, o ile pamięć jej nie zawodziła, zwrot długu miał nastąpić po pięciu latach. Zaraz jednak poczuła wątpliwości.
– Twój pokój jest gotowy – oświadczyła Hilary. – Jeśli masz ochotę, możesz iść na górę i odświeżyć się.
– Mam coś do roboty – powiedział Wilmot Pearson i zanim Lydie zdążyła zareagować, dodał: – Dobrze, że jesteś, córeczko. Mam nadzieję, że będziesz mogła zostać tu na dłużej.
Kiedy opuścił pokój, matka natychmiast zapytała:
– Więc jak, zrobisz to?
Jednak Lydie wciąż miała opory przed spotkaniem z Jonahem Marriottem.
– Jesteś pewna, że nie zwrócił tamtej pożyczki?
– Oczywiście! Też pytanie… – ostro zareagowała Hilary.
– A może go na to nie stać? Sama przecież mówiłaś, że wszystkie firmy zaciągają kredyty.
– Nie wszyscy padają od kredytów. Oczywiście, że może zwrócić ten dług. Jego ojciec, Ambrose Marriott, za ogromną kwotę sprzedał sieć swoich sklepów i na pewno równo podzielił majątek pomiędzy synów. – Westchnęła – ciężko. – Popatrz na nas, Lydie. Ojciec i ja jesteśmy już u kresu…