Выбрать главу

Lydie nie mogła doczekać się przybycia Jonaha. Gdy wreszcie przybył, oszołomił ją swym wyglądem. Wysoki, przystojny, z cudownymi niebieskimi oczami… Naprawdę wychodziła za niego za dwa tygodnie?

Ruszyli w drogę.

– Wciąż jesteś zdenerwowana? – zapytał.

– Ostatnie dni były bardzo ciężkie. Właściwie nic się nie stało, ale wciąż te drobne sprzeczki i nieporozumienia. Moja matka chce, żebym miała do ślubu bukiet z lilii. Ja chcę kamelie, czego ona zupełnie nie może zrozumieć. Bardzo się o to pokłóciłyśmy. Niby ustąpiła, ale wciąż naciska na mnie przy różnych okazjach.

– Nawet gdybyś chciała mieć bukiet z mleczów, nikt nie miałby prawa się sprzeciwiać. Przecież to ty będziesz panną młodą.

– To samo jej powiedziałam. Czy raczej wykrzyczałam, wyobrażasz sobie?

– Słuchaj, a jaki będziesz miała bukiet? – zapytał z głupia frant.

– Z kamelii.

– Och, jak ja kocham kamelie!

– Podły kłamca. Jestem pewna, że nawet nie wiesz, jak wyglądają.

Jonah roześmiał się.

– Nie wiem, ale i tak je kocham.

Yourk House był uroczym starym domem, mniejszym, niż Beamhurst, ale bardziej komfortowym. Od razu poczuła się tu wspaniale, – Zamieszkamy tu?

– Tak, po ślubie. Chodź na górę, pokażę ci twoją sypialnię.

Spodobał jej się pokój, który wybrał dla niej. Obok była sypialnia Jonaha, niedługo ich wspólna…

Dotąd nie powiedziała mu, że jest dziewicą. Nadszedł chyba czas, by to zrobić. Nie mogła jednak wydusić słowa. Jonah podszedł do niej i położył jej dłoń na ramieniu.

– Lydie, ty drżysz! Dlaczego? Boisz się mnie? – Był bardzo poruszony.

– Nie. – Uśmiechnęła się. – Kiedyś byłam bardzo nieśmiała. Walczyłam z tym, ale znów wszystko wróciło.

Objął ją delikatnie.

– Wszystko będzie dobrze, zaufaj mi. Prawie się nie znamy, lecz to minie. Rozumiem, że czujesz się nieswojo, ale umówiliśmy się, że będzie to nasz przyjacielski weekend.

Spojrzała mu głęboko w oczy, a potem lekko go pocałowała. Jego uścisk stał się mocniejszy. Odsunęła się.

– Czy tak było dobrze? – zapytała niepewnie.

– Bardzo dobrze. – Uśmiechnął się. Była taka niewinna. Czyżby nigdy dotąd… Nie, to niemożliwe. – Rozejrzyj się po domu, ja pójdę się wykąpać, a potem pojedziemy coś zjeść – zaproponował.

Następnego dnia Lydie obudziła się wcześnie. Leżała, myśląc o tym, jak wspaniale się ze sobą dogadują. Jonah stawał się jej bliższy z każdą chwilą. Przypomniała sobie, jak mówił, że od czasów, gdy byt mały, nikt nie przyniósł mu herbaty do łóżka. Lydie narzuciła na siebie szlafrok i pobiegła do kuchni. Jednak gdy z tacą w ręku wracała na górę, dopadły ją wątpliwości. Może nie powinna? Może to będzie wtargnięcie w jego prywatność? Przez długą chwilę stała pod drzwiami, w końcu zapukała.

– Lydie? – zapytał.

– Tak. Przyniosłam ci herbatę.

– Wejdź.

Bardzo się ucieszył na jej widok. Usiadł na łóżku. Lydie nie mogła oderwać od niego wzroku. Złapał ją za rękę.

– Porozmawiajmy.

– O czym?

– Wszystko jedno. Po prostu chciałbym, żebyś była blisko.

Usiadła na łóżku. Czuła ciepło jego ramienia oplecionego wokół talii.

– Czy ty cokolwiek do mnie czujesz? – wyrwało się jej. – Przepraszam, nie powinnam o to pytać – spłoszyła się i zaczerwieniła.

– Oczywiście, że powinnaś. Chciałbym, żebyśmy mogli bez oporów rozmawiać o wszystkim. Czy sądzisz, że ożeniłbym się z kimś, kogo nie lubię?

– Nie, to byłoby nierozważne. Co będziemy dzisiaj robić? – zmieniła temat.

– Umówiłem nas u jubilera. Pojedziemy wybrać obrączki.

Lydie poczuła, że serce zaczyna jej bić jak oszalałe.

– Obrączki? No tak, obrączki – powtórzyła trochę nieprzytomnie. – To jednak nie sen.

– Nie, to nie sen.

Zadumała się. Kocha Jonaha, wychodzi za niego, ale to wszystko mało. Wiedziała o tym dobrze. Przyszłość jawiła się jej jako wielka niewiadoma.

– Lepiej już pójdę – powiedziała. Jonah złapał ją za rękę.

– Nie ma pośpiechu, kochanie – wyszeptał. – Co byś powiedziała, gdybyśmy zaczynali każdy dzień pocałunkiem? Zgoda?

Nie było w tym nic dziwnego, przecież niebawem mieli się pobrać. Nie powinna zachowywać się jak mniszka. A jednak…

– To dobry pomysł. – Miało to zabrzmieć swobodnie.

– Wciąż kłamiesz, Lydie.

– Nieprawda, tylko… Jestem trochę zdenerwowana. – Spojrzała na swoją krótką koszulkę nocną i zaczerwieniła się.

– Ze mną będziesz bezpieczna. Nigdy cię nie skrzywdzę. – Objął ją i pocałował.

Czulą, jak świat wiruje wokół niej. Gładziła Jonaha po nagim ramieniu. Nagle coś ją spłoszyło.

– Nie miałaś zbyt wielu mężczyzn w swoim życiu – powiedział cicho.

Poczuła się strasznie skrępowana.

– Wiesz co, powinnam już chyba iść – rzuciła pośpiesznie i nieomal wybiegła z pokoju.

Wykąpała się i ubrała. Była bardzo zmieszana. A może to naturalne, że mężczyzna, którego zamierza poślubić, onieśmiela ją? Może w normalnych warunkach takie bariery przechodzi się krok po kroku? Potem przypomniała sobie pocałunek i wszystko inne przestało się liczyć.

Podczas śniadania Jonah zachowywał się, jakby nic się nie stało. Potem bez większych problemów wybrali obrączki i wrócili do domu. Lydie poszła do kuchni, by przygotować coś do zjedzenia. Jonah czekał przy komputerze na email.

Po obiedzie poszli na spacer, gawędząc o tym i owym. Lydie miała wrażenie, że miłość do Jonaha przepełnia ją całą. Kolację zjedli poza domem. Jonah miał co prawda gospodynię, ale ten weekend postanowili spędzić sami.

– Pomyślałem, że tak będzie lepiej. Poza tym pewnie zechcesz po ślubie zorganizować wszystko po swojemu. Ale nie martw się, pani Allen z przyjemnością będzie ci pomagała.

– Z tego, co widzę, jest świetną gospodynią, ale jednak nieco tu zmienię. – Nagle uświadomiła sobie, że niedługo zostanie panią domu.

Po powrocie zasiedli w salonie.

– Jak się czujesz? – zapytał. – Byłaś trochę spięta, gdy wczoraj przyjechałem po ciebie.

– Dziwisz się? Z własną matką ledwie sobie radzę, a obecnie mam dwie na głowie. – Roześmiała się. – Teraz widzę, jak ten wyjazd był mi potrzebny.

– Mam wyrzuty sumienia, że na tak długo zostawiłem cię samą, ale w firmie jest prawdziwe urwanie głowy. Muszę wszystko ustawić przed naszym wyjazdem.

– Jeśli masz coś pilnego do zrobienia, nie będę ci przeszkadzać.

– Próbujesz się mnie pozbyć?

– Ależ skąd. Wiesz, jestem zmęczona. Pójdę się położyć.

Choć czuła się wspaniale w jego towarzystwie, chciała zostać sama. Musiała podumać o tym, co ją czeka.

Jonah odprowadził ją do drzwi sypialni i pocałował na dobranoc.

Lydie, leżąc już w łóżku, oddała się rozmyślaniom. Będzie im razem dobrze? Był miły i ciepły. Może to, że jej nie kocha, nie jest takie ważne? A jeśli? Jakie to ma znaczenie, skoro i tak będzie musiała za niego wyjść?

Cóż, klamka zapadła. Nie mogła się już wycofać. Ojciec by się załamał, przygotowania do ślubu w toku…

Wiedziała jednak, że w każdej chwili może zerwać zaręczyny. Wypłynęłaby sprawa długu, matka obraziłaby się na nią śmiertelnie, ale po jakimś czasie wszystko wróciłoby do normy.

Tylko że za nic w świecie nie odeszłaby od Jonaha. Marzyła, że kiedyś ją pokocha. Wprawdzie nie mogła się równać z okrzyczanymi pięknościami, ale…

Kiedy się obudziła, Jonah był w jej pokoju. Zauważyła parujący kubek herbaty na szafce koło łóżka. Słońce leniwie przedzierało się przez zasłony.