Wieczorem zadzwonił Jonah.
– Gdzie jesteś? – zapytała.
– W Szwecji.
– Kiedy wracasz?
– Jesteś zdenerwowana, Lydie.
– Przepraszam, ale to podobno normalne. Muszę przyznać, że czuję, jakbym wpadła w głęboki dół. Uda nam się, Jonah, prawda? – zapytała nerwowo. – Boże, dlaczego cię tu nie ma!
– To już niedługo, kochanie.
– Zapakowałam masę rzeczy, które chciałabym zabrać ze sobą. Ubrania na podróż poślubną, i to, czego będę potrzebowała, jak wrócimy.
– Elaine będzie tam jutro. Zadzwonię do niej i powiem, żeby dała ci klucze.
– Ja… – Wciąż nie oswoiła się z myślą, że stanie się panią domu, mężatką, a kiedyś matką…
– Wszystko będzie dobrze, Lydie. Obiecuję ci.
– Zatem do soboty.
Tyle tylko mogła z siebie wydusić. Odłożyła słuchawkę. O Boże! To wszystko nastąpi już w sobotę. Miała nadzieję, że jej nerwy wytrzymają do tego czasu.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Do soboty Lydie, mimo że prawie odchodziła od zmysłów, ostatecznie zrozumiała, że ponad wszystko chce wyjść za Jonaha. Nie wiedziała, czy im się uda, ale zamierzała zrobić wszystko, by tak się stało. Obudziła się wcześnie. Nagle drzwi od jej sypialni otworzyły się. Stała w nich matka ze śniadaniem na tacy.
– Mamo, nie powinnaś – wykrztusiła zdumiona Lydie.
– Oczywiście, że powinnam. To twój wyjątkowy dzień. Moja matka też przyniosła mi śniadanie do łóżka, gdy wychodziłam za twojego ojca.
– Dziękuję, mamo – odpowiedziała Lydie, uśmiechając się.
– Jak się czujesz?
– Mam wrażenie, że to wszystko mi się śni.
– To całkowicie naturalne. – Hilary uśmiechnęła się, a potem, ku zdumieniu Lydie, dodała: – Przepraszam. Ostatnio zachowywałam się, jakbym startowała w konkursie na największą zołzę roku. To był naprawdę bardzo trudny czas dla mnie i dla ojca. Nasze małżeństwo niemal się rozpadło.,. – Uśmiechnęła się. – Ale dzięki Jonahowi wszystko się ułożyło.
– Masz na myśli ten czek?
– To nas uratowało… Do końca życia będę mu za to wdzięczna. – Znów się uśmiechnęła. – Ale powinnam mu również natrzeć uszu. Kto to widział, przygotować ślub i wesele w sześć tygodni! To też będę wspominać do końca życia.
– Dzięki. Wiem, jak się napracowałaś.
– Nie dziękuj. Odrobisz swoje, gdy twoja córka będzie wychodzić za mąż. – Uśmiechnęła się figlarnie. Takiej matki Lydie dawno nie widziała. – Poleź sobie jeszcze, nie śpiesz się na dół. Dom jest pełen ludzi. Spróbuj się odprężyć.
Gdy Lydie została sama, zadumała się głęboko. Kochała matkę, i matka kochała ją, ale nigdy nie były sobie zbyt bliskie. Była córką tatusia, jak Oliver synem mamusi. Teraz jednak zaistniała nadzieja, że ich relacje znacznie się poprawią.
Potem wróciła myśl, która dręczyła ją od dawna. Wesele i ślub zaplanowane zostały z wielkim rozmachem, więc koszty są ogromne. A przecież Pearsonowie byli bankrutami. Matka powiedziała Lydie, że to nie jej sprawa i nie powinna się o nic martwić… A jednak się martwiła.
Ślub zaczynał się o drugiej. Lydie nie miała ochoty na spotkanie z kuzynami, którzy okupowali dół domu, natomiast dyskretnie poprosiła do siebie Donnę.
– Cudowna, wspaniała! – wykrzyknęła Donna na widok sukni ślubnej. Połyskujący jedwab został wyszyty małymi perełkami, do tego długi welon i pożyczona od siostry ojca diamentowa tiara. Zgodnie z rodzinną tradycją, dziedziczono ją po kądzieli i pewnego dnia stanie się własnością kuzynki Emilii.
Lydie wzięła prysznic. Była coraz bardziej zdenerwowana. Nie mogła się doczekać, by zobaczyć Jonaha, a zarazem pragnęła, by było już po wszystkim. Co prawda nie była już tak nieśmiała jak kiedyś, szczególnie ostatnie wydarzenia bardzo ją wzmocniły, ale gigantyczna liczba ludzi zaproszonych na ślub przerażała ją.
Usiadła przed lustrem i wpatrywała się w swoje odbicie. Za godzinę zostanie panią Marriott…
Kwadrans po pierwszej do jej pokoju weszły cztery druhny.
– Jak wyglądamy? – zapytała Kitty.
– Wszystkie wyglądacie przepięknie – odpowiedziała Lydie.
– Lydie, teraz czas na ciebie – zarządziła Donna. Po chwili Lydie była już ubrana i umalowana, a druhny kończyły zakładać jej welon i tiarę.
– Lydie, wyglądasz rewelacyjnie! – zawołała Donna. Lecz jej zbierało się na płacz, podobnie jak matce, która weszła do pokoju chwilę później.
– Wyglądasz tak, jak sobie wymarzyłam.
– Ty też, mamo.
Hilary podeszła do córki i przytuliła ją.
– Kochanie… – szepnęła, a potem, opanowując drżenie głosu, zadysponowała: – Czas ruszać do kościoła. Druhny przodem.
Lydie spojrzała na siebie w lustrze. Czy będzie się podobała Jonahowi? Przypomniała sobie blondynkę z teatru i ścisnęło jej się serce. Rozejrzała się wokół. Wszędzie leżały kartki z życzeniami.
Nagle zobaczyła list z pieczątką kancelarii prawniczej. Gdy go otworzyła i zaczęła czytać, jej zdumienie rosło z każdą sekundą. Kancelaria informowała, że Alice Mary Gough zapisała swój dom przy Oak Tree Road nr 2 w Penleigh Corbett właśnie jej. Lydie miała skontaktować się jak najszybciej, by podpisać stosowne dokumenty.
Kiedy rodzice weszli do pokoju, wsunęła list do koperty i odłożyła na stolik.
– Och, córeczko, wyglądasz przepięknie – zachwycał się ojciec.
– Proszę cię, nie plącz, Lydie – powiedziała matka, napotykając zamglone spojrzenie córki – bo ja też nie będę mogła się powstrzymać. – Wzięła głęboki oddech i dodała: – Wilmot. Oczekuję, że wyruszycie dokładnie za dwadzieścia minut.
– Tak jest, kochanie – odpowiedział rozbawiony ojciec.
– Przestań się ze mnie naśmiewać!.
– Tak jest, kochanie.
Wszyscy troje roześmieli się serdecznie. Kiedy Lydie została z ojcem, powiedziała:
– Wydawało mi się, że ciotka Alice wynajmowała dom od gminy. Czyżbym się myliła?
Ojciec spojrzał na nią zdziwiony. To nie było pytanie, które panna młoda zadaje tuż przed ślubem.
– Przez lata płaciła czynsz, potem, zgodnie z rządowym programem, mogła kupić dom za niewiarygodnie niską cenę. Nigdy nie miała złamanego grosza, więc zaproponowałem, że pożyczę jej pieniądze. Oczywiście odmówiła.
– Odmówiła?
– To były jakieś grosze, ale była zbyt dumna, by je przyjąć. Powiedziała, że nie chce nic zawdzięczać twojej matce. Była strasznym uparciuchem. Straciła nieruchomość, która w tej chwili byłaby warta ze sto pięćdziesiąt tysięcy funtów. – Spojrzał na zegarek. – Mamy jeszcze kilka minut. – Spojrzał na nią czule. – Nie martw się. Nie pozwoliłbym ci wyjść za Jonaha, gdybym nie był pewien, że cię nie skrzywdzi.
Kiedy schodzili na dół, Lydie zastanawiała się, jak ciotce udało się kupić dom. Wszystko jak zwykle owiane było mgłą tajemnicy. To typowe dla Alice. Jaka szkoda, że kochana ciocia nie dożyła jej ślubu…
Pani Ross weszła na górę, by pożegnać Lydie, która ostatni raz opuszczała dom jako panna. Jej oczy wypełnione były łzami. Podając Lydie bukiet leżący na stole, powiedziała:
– Wiem, że będziesz bardzo szczęśliwa.
Bukiet białych i różowych kamelii prezentował się przepięknie. Był wart stoczonej o niego walki.
Lydie opuściła dom na dźwięk kościelnych dzwonów. Kiedy jechała do kościoła, myślała o Jonahu, który już czekał na nią przy ołtarzu. Będzie dobrą żoną…