– Wchodź, wchodź! – zawołała. – Nie oczekiwałam cię aż do przyszłego tygodnia.
Po chwili, kiedy piły kawę, Lydie zapytała nieśmiało:
– Czy ciocia widziała się ostatnio z lekarzem?
– Z doktor Strokes? Ciągle tu wpada.
– Z jakiegoś konkretnego powodu?
– Nie, po prostu lubi moje ciasto czekoladowe. Lydie chciała dowiedzieć się czegoś więcej, ale sprawa była delikatna, bowiem ciotka nie lubiła opowiadać o swych problemach, – Przepisała jakieś leki?
– A znasz kogoś po osiemdziesiątce, kto nie faszeruje się pigułkami? – zbyła ją ciotka i natychmiast zmieniła temat. – A jak tam twoja matka? Czy już pogodziła się z faktem, że ukochany Oliverek zamierza się ożenić?
– Ciocia to zawsze…
Alice uśmiechnęła się tylko i zabrała Lydie na przechadzkę po ogrodzie. Potem przyszła pora na lunch. Zasiadły do stołu, jednak ciotka, choć zachęcała Lydie do jedzenia, sama nie tknęła niczego.
Jakiś czas potem Lydie uznała, że ciotce należy się popołudniowa drzemka i postanowiła się pożegnać, lecz nagle wpadła na pewien pomysł.
– A może by ciocia pojechała ze mną do Beamhurst Court? – Wiedziała, że matka by ją za to zabiła. – Mogłaby ciocia zostać aż do ślubu.
– Twoja matka umarłaby z radości.
– Oj, ciociu…
– Mam tu za dużo roboty.
– Wcale nie… Ciociu, martwię się o ciebie. Jesteś taka blada.
– W moim wieku mam prawo być trochę zmęczona.
– Ciociu… – Lydie urwała. Wiedziała, że dalsza dyskusja nie ma sensu.
– Zobaczymy się więc w sobotę. Aha, powiedz swojej matce, że wybierając się na ślub, kalosze zostawię w domu – dodała z kamienną miną.
Rozbawiona Lydie ucałowała ukochaną ciocię, lecz zaraz spoważniała.
– Wiem, że nie lubisz takiego marudzenia, ale proszę, ciociu, uważaj na siebie. I pamiętaj, na mnie zawsze możesz liczyć.
– Wiem, kochanie. No, jedź już.
Im Lydie była bliżej Beamhurst Court, tym bardziej pogrążała się w smutku. Martwiła się o ciotkę, martwiła się o zimną wojnę, która wybuchła między rodzicami, ale najbardziej niepokoiło ją, skąd u licha wziąć pięćdziesiąt pięć tysięcy funtów. Nie mogła też przestać myśleć o Jonahu… i o Paryżu. Pewnie Jonah odsypia całonocną hulankę i przy boku jakiejś ślicznotki zbiera siły do następnej…
Nagle wybuchnęła śmiechem. Co się z nią dzieje? Robi się równie zgorzkniała jak jej matka. Przecież Jonah może bawić się, z kim chce i kiedy chce, nic jej do tego.
– Ciocia nie wygląda dobrze – powiedziała matce.
– A co jej dolega?
– Nie powiedziała, ale…
– Cała ona, – Hilary westchnęła ciężko. – Dzwonił do ciebie jakiś Charles Hillier.
– Charlie. To brat Donny. Zostawił jakąś wiadomość?
– Powiedziałam, żeby zadzwonił później.
Biedny chłopak. Był równie nieśmiały jak ona kiedyś. Na pewno matka śmiertelnie go przestraszyła. Lydie poszła do swojego pokoju i wystukała numer Charliego.
– Przepraszam, nie było mnie, kiedy zadzwoniłeś. Bardzo lubiła Charliego, ale nie potrafiła myśleć o nim jak o mężczyźnie.
– Chyba zadzwoniłem w złym momencie? – sumitował się.
– Skąd mogłeś wiedzieć. Po prostu mama była bardzo zajęta. Rozumiesz, mój brat żeni się w przyszłą sobotę i mamy urwanie głowy.
Było jej głupio, bo matka z pewnością potraktowała Charliego bardzo nieprzyjemnie.
– Aha, teraz rozumiem… Chciałem zaprosić cię do teatru na dziś wieczór, ale Donna powiedziała, że już wyjechałaś, by pomóc przy tym ślubie.
– No właśnie.
– Może jednak masz wolny wieczór? Bo wiesz, kupiłem już bilety, a potem poszlibyśmy na kolację. Mogłabyś przenocować u mnie… To znaczy… To znaczy jeśli nie masz innych planów – zakończył niepewnie.
– Z przyjemnością pójdę z tobą do teatru – powiedziała Lydie. ~ Naprawdę nie zrobi ci kłopotu, jeśli się u ciebie zatrzymam?
– No co ty. Przygotowałem ci już łóżko. – Wyraźnie się ucieszył.
– To do zobaczenia.
Gdy Hilary usłyszała, że Lydie wybiera się do teatru z Charliem Hillierem i wróci następnego dnia, spytała ostro:
– Zamierzasz spędzić u niego noc?
– Charlie ma mieszkanie w Londynie, a spektakl skończy się późno. Będzie rozsądniej, jeśli zostanę.
– Masz z nim romans?
– Mamo, na miłość boską! – Charlie to tylko przyjaciel – powiedziała zgodnie z prawdą. – Traktuje mnie jak siostrę i nic poza tym.
Próbował ją raz pocałować, ale był tak skrępowany, że to się już nie powtórzyło. Od tego momentu stali się przyjaciółmi i Lydie, gdy była taka potrzeba, nocowała u niego.
Charlie zabrał ją na przyjemną komedię.
– Pójdziemy się czegoś napić? – zapytał podczas przerwy.
– Gin z tonikiem to niezły pomysł.
Charlie stanął w kolejce, a Lydie rozglądała się po foyer. Kiedy się odwróciła, prawie zderzyła się z jakimś mężczyzną. Ku jej zdumieniu był to Jonah Marriott.
– Lydie, witaj. – Utkwił w niej spojrzenie.
– Przecież powinieneś być w Paryżu – stwierdziła zdumiona.
– Wróciłem – odpowiedział szybko.
– Zauważyłam – mruknęła. – Muszę się z tobą spotkać.
– Naprawdę musisz? – Zabrzmiało to nad wyraz dwuznacznie, jakby Jonah sugerował, że Lydie próbuje umówić się z nim na randkę. Świetnie się bawił, w jego oczach rozbłysły wesołe ogniki.
– Daruj sobie – syknęła. – Domagam się rozmowy.
– Dobrze… Odpowiada ci poniedziałek, o tej samej porze co poprzednio?
– Tak. Również to samo miejsce?
– Oczywiście Skłonił się i odszedł, a zaraz potem zjawił się Charlie z drinkami.
Jak spłaci mu ten cały dług? Nie miała pojęcia. Rozejrzała się dyskretnie, wypatrując Jonaha. Mimo że towarzyszyła mu piękna blondynka, niespecjalnie się nią interesował, za to wpatrywał się w Charliego, i nie było to zbyt życzliwe spojrzenie.
O co w tym wszystkim chodzi? – pomyślała Lydie. I dlaczego zrobiło jej się przykro, gdy ujrzała tę Bogu ducha winną blondynkę?
– Jak tam interesy, Charlie? – zagadnęła.
– Zatrudniliśmy nową dziewczynę. – Zaczerwienił się jak piwonia.
– Ty szczwany lisie! – wykrzyknęła Lydie. Charlie roześmiał się nerwowo.
– Ona jest naprawdę miła.
– Umówisz się z nią?
– Co ty! – Był naprawdę przerażony. – Prawie jej nie znam, więc…
Kochany Charlie. Nigdy się nie zmieni.
Tego wieczoru Lydie nie widziała już Jonaha. Po kolacji od razu położyła się spać, a rano wyruszyła do Beamhurst Court, myśląc o ciotce, rodzicach i przystojnym facecie, który poszedł do teatru z piękną blondynką. Czy była z nim również w Paryżu?
W poniedziałek wstała roztrzęsiona.
– Nie mogłaś spać? – zapytał Wilmot, gdy zeszła na śniadanie.
Wyglądała, jakby przez całą noc nie zmrużyła oka. Powinna powiedzieć ojcu, że zamierza spotkać się z Jonahem, ale jakoś nie potrafiła.
– Ponieważ mama chce, by nawet ciocia Alice wyglądała w sobotę elegancko, pomyślałam, że ja też kupię sobie jakąś kreację – powiedziała szybko, a potem dodała: – Kiedy będę w Londynie, umówię nas na spotkanie z Jonahem. W zeszłym tygodniu był za granicą, więc nie sądzę, by mógł się ze mną dzisiaj spotkać.
Znowu okłamywała ojca. Nienawidziła tego robić, ale po spotkaniu z Jonahem w teatrze doszła do wniosku, że sama musi doprowadzić tę sprawę do końca. Jednak ojca niełatwo było oszukać.