. – A w jaki sposób umówiłaś się z nim w zeszły piątek?
– Ponieważ byłam przekonana, że jest ci winny pieniądze, musiałam działać z zaskoczenia, by mi się nie wymknął. Dlatego wślizgnęłam się do jego biura.
– Co zrobiłaś?!
– Tato, proszę… Wiem, że to okropne, ale teraz dopilnuję, by wszystko poszło jak należy.
– Możemy zadzwonić stąd. On…
– Wiem, że zachowałam się fatalnie, idąc do niego, ale proszę, pozwól mi to naprawić.
– Dobrze… Pamiętaj jednak, że chcę zobaczyć się z Marriottem jak najprędzej.
– Tak, oczywiście, tato.
Kiedy Lydie wchodziła do budynku Marriott Electronics, żałowała, że jednak nie zabrała ze sobą ojca. Była kompletnie roztrzęsiona, z trudem zbierała myśli. Nie wiedziała, jak poprowadzić tę rozmowę. Tak czy inaczej, czekało ją wielkie upokorzenie.
Wjechała windą na trzecie piętro i po chwili zatrzymała się przed gabinetem Jonaha. Położyła dłoń na klamce. Chwila wahania, i weszła do środka.
Jonah rozmawiał z kobietą, którą Lydie widziała w zeszły piątek.
– Lydie! – Wstał, by się przywitać i dokonać prezentacji.
– Rozmawiałyśmy przez telefon – powiedziała Elaine Edwards z uśmiechem. – Jak rozumiem, omówimy tę sprawę później, panie Marriott. – Wzięła dokumenty i wyszła.
– Podobała ci się sztuka? – zapytał Jonah, jakby spotkali się w celach towarzyskich.
– Sztuka? A tak, była całkiem niezła.
– Usiądź. To był twój chłopak?
– Co? Nie, tylko czasami się spotykamy. – Nie wiedziała, w co grał Jonah, po co te pytania. Też była ciekawa, kim dla niego jest tamta blondynka, ale nie zamierzała tego dociekać. Przyszła tu, by powiedzieć, że dług obciąża tylko ją, choć nie wie, kiedy i jak go spłaci. Gdy szykowała się do tej kwestii, Jonah spytał uprzejmie:
– Może masz ochotę na kawę?
– Nie, dziękuję – odpowiedziała poirytowanym głosem. Miała dość tej zabawy. – Kiedy tu przyszłam, byłam przekonana, że nie oddałeś pieniędzy mojemu ojcu.
– Czego logicznym następstwem jest to, że go odebrałaś.
– Dość tych drwin, Marriott! – syknęła ze złością. Jeszcze nikt tak bardzo nie wyprowadził jej z równowagi, nawet matka, która w tej dziedzinie nie miała sobie równych. – Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zaatakowała.
– Czemu tak to rozegrałeś?!
– Wiedziałem, że to ja będę wszystkiemu winny.
– A żebyś wiedział! – krzyczała. – Wrobiłeś mnie.
– Wrobiłem? – zapytał oschle. – Jeśli się nie mylę, to nie ja cię tu zaprosiłem, to nie ja wykłócałem się o pieniądze.
– Tak, wykłócałam się, bo byłam przekonana, że mam rację! A ty… Zaufałam ci, a ty… – Przerwała na chwilę.
– I jeszcze popędzałeś, żebym jak najszybciej zrealizowała czek.
– Czyżbyś wolała nie dostać tego czeku? Czyżbyś wolała, by bank nadal gnębił twojego ojca?
Nie dało się ukryć, że dzięki Jonahowi ojciec Lydie zyskał nieco spokoju. Dom nie pójdzie pod młotek, a Wilmot może spokojnie przemyśleć dalsze ruchy.
– Nie, oczywiście że nie… Dlaczego jednak dałeś mi te pieniądze? I dlaczego tak zamanipulowałeś, bym zrealizowała czek przed spotkaniem z ojcem?
– Dobrze, powiem ci. Siedem lat temu twój ojciec uwierzył we mnie. Dzięki jego hojności wydobyłem się z bardzo trudnej sytuacji, więcej, osiągnąłem życiowy sukces. Pożyczył mi pieniądze na słowo… Lydie, takich rzeczy się nie zapomina. Teraz Wilmot, zresztą nie z własnej winy, popadł w tarapaty, ale jest zbyt dumnym człowiekiem, by przyjąć ode mnie pomoc. W jego oczach wyglądałoby to, jakby żądał ode mnie rewanżu, a to zupełnie nie w jego stylu. Więc co według ciebie miałem zrobić?
Lydie poczuła się pokonana, bowiem Jonah miał całkowitą rację.
– Ojciec chce się z tobą jak najszybciej spotkać. Obiecałam mu, że postaram się was jakoś umówić.
– Lecz nie powiedziałaś Wilmotowi, że zobaczysz się dzisiaj ze mną, prawda? Okłamałaś go. – Spojrzał jej prosto w oczy.
– Nie jestem z tego dumna. Zawsze mówiłam mu prawdę, aż do zeszłego tygodnia, kiedy to, jadąc do ciebie, powiedziałam, że muszę odwiedzić ciotkę. No i teraz znowu…
– Rozumiem, dlaczego okłamałaś go po raz pierwszy, ale dzisiaj?
– Tata jest bardzo zmęczony. Ktoś powinien trochę mu ulżyć w kłopotach.
– I oczywiście musisz być to ty.
– To ja pożyczyłam pieniądze. Dług jest mój. Jonah wpatrywał się w nią bez słowa przez dłuższą chwilę. W końcu zapytał:
– Twój?
– Ojciec nie prosił o pieniądze. Nie zrobiłby tego, szczególnie w sytuacji, gdy nie może ich oddać. – Spojrzała na Jonaha. Nie był zły, raczej zainteresowany. Nie wiedziała jednak, sprawą czy nią. – Zatem dług jest mój – powtórzyła stanowczo. – Przyszłam tu, żeby… – Jej głos lekko się załamał. – Jonah, musimy ustalić warunki spłaty.
– Masz pieniądze? – zapytał zdziwiony.
– Wtedy nie żądałabym ich od ciebie… – Uśmiechnęła się smutno. – Sprzedam samochód i perły, w niedługim czasie będę mogła pobrać pewną sumę z funduszu powierniczego. Szukam też nowej pracy.
– Naprawdę pracujesz?
– Wyobraź sobie, że tak – stwierdziła oschle, bo w jego pytaniu, być może zresztą niesłusznie, doszukała się drwiny. – I to od ładnych kilku lat. Właśnie szukam nowego miejsca. Z poprzedniego odeszłam wcześniej, niż zamierzałam, bo matka nalegała, bym jak najszybciej przyjechała do domu. – Za późno ugryzła się w język. Jonah jest bystry i przebiegły, i na pewno z jej słów zorientował się, kto wmanewrował ją w tę paskudną sytuację. Lydie była na siebie wściekła za taką nieostrożność.
Jednak Jonah nie nawiązał do tego, tylko spytał:
– Czym się zajmujesz?
– Jestem nianią.
– Podoba ci się to?
– Bardzo. Jak skończy się szum wokół ślubu Olivera, zacznę szukać nowych pracodawców.
O co mu chodziło? Wypytywał ją o prywatne sprawy, a przecież mieli rozmawiać o spłacie długu. I jeszcze się uśmiechał… Na pewno fałszywie, uznała.
– To nie jest wysoko płatne zajęcie, a ja nie wiem, czy będę chciał czekać trzydzieści lat, aż uda ci się zgromadzić całą sumę. To nie jest dobry…
– Chcesz więc niepokoić mojego ojca? – Jej oczy płonęły. – Przecież ustaliliśmy, że ten dług jest mój.
– Tak bardzo chcesz go spłacić?
– Tak – powiedziała twardo. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy.
– Ustaliliśmy również, że pomysł z nianią nie wygląda zbyt dobrze. Może masz jakiś lepszy pomysł?
– Nie, jeszcze nie. Ale…
– Lydie, nie śpiesz się ze sprzedażą samochodu i biżuterii. – Wiedział, że nie miała bladego pojęcia, jak zgromadzić' pięćdziesiąt pięć tysięcy funtów.
– Dzięki za radę… Jak więc mam zacząć zwracać ci pieniądze?
Jonah spojrzał na nią badawczo.
– Może ja coś wymyślę – powiedział po chwili.
– Słucham?
– Muszę się zastanowić – stwierdził z powagą. – Trzeba znaleźć jakieś rozsądne wyjście, dogodne dla obu stron. Zgoda?
– Jonah, nie musisz – powiedziała cicho. – To moja sprawa.
– Nasza, i nie, próbuj zaprzeczać. Sytuacja wygląda na patową, ale na pewno coś wymyślę. W każdym razie ciułanie z pensji niani nie wchodzi w grę. – Uśmiechnął się. – Muszę tylko ruszyć głową.
O dziwo, wstąpiła w nią otucha.
– Kiedy dasz mi znać? Gdybyś zdążył przed końcem tego tygodnia… Ja…
– Dobrze. Dziś jest poniedziałek, więc powiedzmy w sobotę.
– Przecież w sobotę jest ślub Olivera.
Jego uśmiech znów nie wzbudził jej zaufania.