– Zatem spotkamy się na ślubie.
– Zamierzasz… Zostałeś zaproszony?
– Mam nadzieję, że naprawisz to niedopatrzenie – stwierdził chłodno.
Co to za gra? – pomyślała kompletnie zdezorientowana.
– Dlaczego chcesz przyjść? – zapytała podejrzliwie.
– Lubię śluby – odpowiedział gładko. – Szczególnie gdy obrączkują nie mnie, ale innego faceta.
Czyżby chciał wywołać skandal na ślubie jej brata? Potem pomyślała o ojcu. Poczuta, jak serce zaczyna bić jej szybciej.
– Zamierzasz poniżyć mojego ojca?
– Boże, Lydie… Nie jestem szują, no i bardzo szanuję Wilmota – powiedział stanowczo.
Poczuła, że może mu zaufać. Była jednak jeszcze jedna sprawa.
– Powinieneś mieć dowód na piśmie, że to ja pożyczyłam pieniądze.
– Po co tworzyć taki dokument? Przecież ci wierzę, Lydie.
– To twoja sprawa czy mi wierzysz, czy nie – rzuciła szorstko. – Ale z mojej strony wygląda to inaczej. Po prostu będę spokojniejsza – dodała bez ogródek.
Spojrzał na nią. Widział jej zaciśnięte wargi.
– Nie ufasz mi? – zapytał chłodno. – Nadal myślisz, że przyślę windykatorów do twojego ojca?
Nie spuszczała z niego wzroku. Przez chwilę toczyli cichą walkę. Wreszcie Jonah otworzył szufladę, wyjął kartkę papieru, pióro i położył przed Lydie.
On mnie nienawidzi, pomyślała, a potem, namyśliwszy sie przecz chwilę, napisała:
Ja, Lydie Pearson, zaświadczam, ze pięćdziesiąt pięć tysięcy funtów wystawione w czeku przez pana Jonaha Marriotta na nazwisko Wilmot Pearson, stanowi mój dług, który osobiście zamierzam spłacić.
Może prawnicy mieliby wątpliwości co do poprawności tego dokumentu, ale wiedziała, że tych kilka słów wyraża wszystko, co chciała powiedzieć.
Podpisała się, wstawiła datę i oddała Jonahowi kartkę. Przebiegł ją wzrokiem, a potem zapytał:
– Nie potrzebujesz egzemplarza dla siebie?
– Owszem, potrzebuję. Z twoim potwierdzeniem, że otrzymałeś moje oświadczenie i akceptujesz jego treść – powiedziała twardo.
Uśmiechnął się. Zaczynała szczerze nienawidzić tego uśmiechu.
– Jak sobie życzysz. Sporządzę kopię dla ciebie. Zatem do soboty.
To musiało jej wystarczyć. Spotkają się w sobotę. Jak, u licha, zdobędzie dla niego zaproszenie? Jakiej użyje wymówki? I co, do diabła, powie ojcu?
ROZDZIAŁ TRZECI
Przez całą drogę do domu Lydie intensywnie zastanawiała się, jak wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Nie chciała okłamywać ojca, ale nie miała innego wyjścia, bowiem Wilmot Pearson, gdyby wyznała mu prawdę, stanowczo potępiłby postępowanie córki.
Równie złe przedstawiała się sprawa z matką. Hilary, jak Lydie zdążyła się zorientować, nigdy nie lubiła Jonaha, i ta niechęć ostatnio jeszcze się pogłębiła. Cóż, matka, zamiast czuć wyrzuty sumienia wobec niego za niedawną intrygę, tłumiła je kąśliwymi uwagami na temat ofiary swych matactw. Jak w takiej sytuacji Lydie ma jej oświadczyć, że zamierza zaprosić Jonaha na wesele?
Gdy weszła do domu, od razu natknęła się na matkę.
– Oliver jest w domu – powiedziała podekscytowana. No tak, Oliver przyjechał do domu, zatem wszystko było w porządku.
– Cieszę się – mruknęła Lydie.
– Zostawiłaś zakupy w samochodzie?
– Zakupy?
– Tata powiedział, że pojechałaś do Londynu pochodzić po magazynach.
– Och, nie znalazłam nic, co by mi się podobało. Kiedy te wszystkie kłamstwa się skończą?
– Nic? – zapytała podejrzliwie. – W całym Londynie? Coś takiego…
– Wiesz, jak to jest… – zaczęła Lydie, ale na szczęście właśnie wszedł ojciec.
– Pójdę do pani Ross. Musimy ustalić, co będzie na kolację – powiedziała Hilary.
Lydie wiedziała, że menu zostanie zmienione. Wieczorem zjedzą to, co Oliver lubi najbardziej.
Gdy matka odeszła, ojciec poprosił Lydie, by poszła z nim do gabinetu.
– Kiedy spotkamy się z Jonahem? – zapytał, gdy tylko drzwi się zamknęły.
– No więc… – zaczęła Lydie niepewnie. – Tato, szczęśliwym trafem widziałam się z nim dzisiaj.
– Spotkałaś się z nim?
– Tak. Mógł '(mi poświęcić kilka minut.
– Powiedziałaś mu, że chcę się z nim widzieć? Umówiłaś mnie?
– Niezupełnie. Powiedział, że nie musisz się martwić.
– Nie muszę się martwić?! O czym ty mówisz?
– Powiedział, żebyś zapomniał o pieniądzach. Cóż, następne łgarstwo do kolekcji.
– Zapomnieć? Co to ma znaczyć?! – krzyknął Wilmot, coraz bardziej zły.
– Tato, proszę… – zaczęła bezradnie.
Wprawdzie ojciec pod jej wpływem nieco się uspokoił, ale co z tego. Lydie cierpiała prawdziwe męki, gorączkowo szukając jakiegoś przekonującego kłamstwa.
– Wyrzuć to z siebie, kochanie.
– To trudne, tato.
– Jestem winien Jonahowi pieniądze, więc muszę się z nim spotkać, żeby ustalić warunki spłaty. Co w tym trudnego?
– Właśnie to. Nie chcę, żebyś się z nim spotkał.
– Dlaczego nie chcesz, kochanie? – Wilmot uznał, że tylko spokój może go uratować przed obłędem.
Lydie czuła, że tonie.
– To… trudne dla mnie.
– Dla ciebie? Naprawdę nie rozumiem, Lydie.
– Tato, proszę. Nie komplikuj tego.
– Ja komplikuję? Właśnie ja? – Wilmot znalazł się u kresu wytrzymałości. – Lydie, na miłość boską! Ty się czerwienisz. Czyżbyś się w nim zakochała?! – krzyknął, nie wiedząc, że właśnie podsunął córce całkiem niezłą odpowiedź.
– Czy to takie dziwne? – Spuściła skromnie oczy, a nawet się zaczerwieniła.
– Hm, jak się nad tym zastanowić – powiedział po chwili – to nie ma w tym nic dziwnego. Podkochiwałaś się w nim jako nastolatka.
– Wiedziałeś o tym?
– Oczywiście, maleńka. – Spojrzał córce głęboko w oczy.
– Ale tym razem to nie jest takie proste, tato.
– Och, dziecko, wiem, oczywiście że wiem. Przecież prawie go nie znasz. Spotkaliście się po siedmiu latach i wszystko wróciło, tak?
– Właśnie, tato.
– Za duże tempo, córeczko. Prawdziwe uczucia nie rodzą się tak szybko. Trzeba się upewnić, czy…
– Ej, tatusiu… – Lydie uśmiechnęła się. – Zapomniałeś już, jak to było z tobą i mamą? Ale ja pamiętam, bo opowiadałeś mi, jak przypadkiem się spotkaliście i co z tego w krótkim czasie wynikło.
– Tak było… – Wilmot też się uśmiechnął, zaraz jednak spoważniał. – Nie dziw się jednak, że martwię się o ciebie. Jesteś już dorosła, ale zawsze pozostaniesz moim dzieckiem.
– Wiem, tato.
– Dlatego martwię się o ciebie. Widzieliście się zaledwie dwa razy…
– Trzy.
– Jak to trzy?
– Byliśmy też w teatrze.
– Aha, w teatrze… A co Jonah czuje do ciebie?
– To trwa zbyt krótko, no i ta cała sytuacja… Nie jestem pewna, co do mnie naprawdę czuje, ale chciał mnie zaprosić na kolację – kłamała jak z nut.
– Zaraz, czy to było wtedy, kiedy nie wróciłaś na noc? Zaczerwieniła się jak piwonia. To wszystko zaczęło ją przerastać. Musiała jednak dalej brnąć w kłamstwa.
1 nagle zrozumiała, że sytuacja w przedziwny sposób jej sprzyja. Ponieważ skłóceni rodzice prawie ze sobą nie rozmawiają, mama nie powiedziała ojcu, że Lydie poszła do teatru z Charliem i że u niego nocowała. Ojciec był przekonany, iż do rana była z Jonahem. Postanowiła temu zaprzeczyć, ale w taki sposób, by pozostał cień wątpliwości. Fatalnie się czuła, rozgrywając to tak perfidnie, lecz nie widziała innego wyjścia.
– To nie tak, tato – szepnęła.
– Lydie… hm… – Wilmot czuł się bardzo skrępowany i zażenowany. – Jesteś dorosła… no i to są twoje sprawy. – Wziął głęboki oddech. – Chciałbym tylko wiedzieć, czy regularnie spotykasz się z Jonahem?