Выбрать главу

Poszedłem po tym śniegu do domu Pandory, potykając się bez przerwy w rybackich butach ojca. Na miejscu okazało się, że nie ma w domu żadnej ludzkiej istoty. Zajrzałem przez otwór na listy i zobaczyłem, że rudy kot Pandory maltretuje lisy mojej mamy. Wykrzykiwałem różne przekleństwa, ale parszywy cuchnący kot z sarkastyczną miną dalej włóczył futro po przedpokoju.

Nie miałem wyboru, musiałem podważyć drzwi do pralni, wtargnąć do hallu i uratować futro mamy.

Wyszedłem szybko (tak szybko, jak to możliwe w rybackich butach po kolana, za dużych o cztery numery). Zarzuciłem futro na siebie, żeby nie zmarznąć podczas niepewnej drogi do domu. Niemal zabłądziłem na rogu Ploughman's Avenue i Shepherd's Crook Drive, ale przedzierałem się przez zamieć śnieżną, dopóki nie dostrzegłem znajomych garaży z prefabrykatów na rogu naszej uliczki.

Wpadłem do kuchni w stanie kompletnego przemarznięcia i poważnego wyczerpania; mama paliła papierosa i robiła paszteciki. Zawołała: „Coś ty, do diabła, robił w moim futrze z lisów?" Nie była ani miła, ani zatroskana, jej zachowanie w najmniejszym stopniu nie przypominało zachowania, które zazwyczaj przypisuje się matkom. Robiła wiele zamieszania, wycierając śnieg z futra i susząc je suszarką do włosów. Nawet nie zaproponowała, że zrobi mi coś gorącego do picia. Powiedziała tylko: „ Mówili przez radio, że szkoła zamknięta z powodu śniegu, więc może się na coś przydasz i sprawdzisz, czy łóżka polowe nie pordzewiały. Sugdenowie przyjeżdżają na święta". Sugdenowie!

Rodzina mamy z Norfolk! Brr! Są za blisko ze sobą spokrewnieni i nie potrafią mówić normalnie!

Zadzwoniłem do Pandory, żeby wyjaśnić sprawę futra, uszkodzeń w domu itd., ale poszła zjeżdżać na nartach ze wzgórza za spółdzielczą piekarnią. Ojciec Pandory kazał mi się wyłączyć, bo musiał pilnie zatelefonować do komisariatu. Powiedział, że właśnie wrócił do domu i odkrył ślady włamania! Oświadczył, że dom jest w strasznym stanie (to musiał zrobić kot, ja byłem bardzo ostrożny), ale na szczęście zginęło tylko stare futro z lisów, którym Pandora wyłożyła koszyk kota.

Przykro mi, Pandoro, ale to była ostatnia kropla,która przepełniła kielich. Możesz sobie poszukać innego Józefa, nie chcę występować na scenie z dziewczyną, dla której ważniejsza jest wygoda kota niż dylemat jej chłopaka.

22 Wtorek

Dziś rano szkoła była zamknięta, ponieważ nauczyciele nie mogli dojechać z powodu śniegu.

To ich oduczy mieszkać w starych młynach i wiatrakach na wsi! Panna Elf mieszka z jakimś

Murzynem w szeregowym domku w mieście, więc dzielnie zjawiła się w szkole, żeby przygotować wszystko na popołudniowe występy. Postanowiłem wybaczyć Pandorze incydent z futrem z lisów w kocim koszyku, kiedy mi wyjaśniła, że to kotka i że oczekuje małych.

Koncert szkolny nie był zbyt udany. Dzwonek dochodzący z klasy pierwszej G dzwonił za długo, ojciec powtarzał: „Dzyń! Dzyń!", mama roześmiała się za głośno i pan Scruton groźnie na nią spojrzał.

Orkiestra szkolna była straszna! Mama zapytała:, „Kiedy wreszcie przestaną stroić instrumenty i zaczną grać?" Wyjaśniłem, że właśnie odegrali koncert Mozarta na róg. To sprawiło, że mama i ojciec, a także mama i ojciec Pandory zaczęli się śmiać w sposób bardzo nieelegancki.

Kiedy Alicja Bernard z trzeciej C, ważąca siedemdziesiąt kilo, wyszła na scenę w spódniczce baleriny i odegrała umierającego łabędzia, myślałem, że mama się rozpęknie. Mama Alicji Bernard zapoczątkowała oklaski, ale tylko nieliczni poszli w jej ślady.

Klasa Dumbo odśpiewała na stojąco kilka starych, nudnych kolęd. Barry Kent śpiewał ich wulgarne wersje (wiem, bo patrzyłem mu na usta), potem usiedli ze skrzyżowanymi nogami, a kujon Henderson z piątej K grał na trąbce, na drumli, na fortepianie i na gitarze. Kretyński lizus kłaniał się w czasie oklasków z wyraźnym poczuciem wyższości. Potem nastąpiła przerwa i nadszedł czas, żebym przebrał się w kostium Józefa – białą trykotową koszulkę i dżinsy. Napięcie za sceną było olbrzymie. Stałem w kulisie (termin teatralny – oznacza bok sceny) i przyglądałem się publiczności zajmującej miejsca po przerwie. Wtedy z głośników stereo rozległa się melodia z „Bliskich spotkań", rozsunęła się kurtyna ukazując abstrakcyjny żłobek i zdążyłem tylko szepnąć Pandorze:,,Połam nogi, kochanie", a już panna Elf wypchnęła nas w światła. Grałem wspaniale! Naprawdę stałem się Józefem, ale Pandora nie była taka dobra, zapomniała spoglądać z czułością na Jezusa – Petera

Browna.

Trzej punkowie-królowie zbytnio pobrzękiwali łańcuchami i popsuli moją kwestię na temat sytuacji na Bliskim Wschodzie, a na aniołów reprezentujących panią Thatcher publiczność sykała tak głośno, że recytowany przez nich chórem tekst o bezrobociu przeszedł niezauważony.

Mimo wszystko przedstawienie zostało dobrze przyjęte przez publiczność. Pan Scruton wygłosił pełną hipokryzji mowę o „odważnym eksperymencie" i „niestrudzonej pracy panny Elf za kulisami", po czym odśpiewaliśmy,,Życzymy wam Wesołych Świąt"!

W samochodzie w drodze do domu ojciec powiedział: „To najśmieszniejsza szopka, jaką kiedykolwiek widziałem. Komu przyszło do głowy zrobić z tego komedię?" Nic nie odpowiedziałem.

To nie była komedia.

23 Środa

9 rano. Zostały tylko dwa dni na przedświąteczne zakupy, a ja ciągle jestem bez grosza.

Zrobiłem rękawicę kuchenną Niebieski Piotruś dla panny Elf, ale żeby jej to wręczyć przed gwiazdką, musiałbym podjąć wyprawę do getta i narazić się na napad rabunkowy.

Będę zmuszony śpiewać kolędy, to jedyny sposób zdobycia funduszy.

22.00. Właśnie wróciłem ze śpiewania kolęd. Domy na przedmieściu okazały się kompletnym niewypałem. Ludzie krzyczeli:,,Przyjdź na Boże Narodzenie" nawet nie otwierając drzwi. Moją najlepszą publicznością okazali się pijaczkowie wtaczający się do i wytaczający się z „Czarnego Byka". Niektórzy płakali bez żadnego skrępowania, wzruszeni pięknem mojego solowego wykonania „Cichej nocy".

Muszę przyznać, że przedstawiałem naprawdę wzruszający obrazek, kiedy tak stałem na śniegu zwróciwszy młodzieńczą twarz w stronę niebios, całkowicie niebaczny na pijackie brewerie rozgrywające się wokół.

Zebrałem trzy funty, trzynaście i pół pensa, plus irlandzką dziesięciopensówkę i kapsel od piwa Guinness. Jutro idę znowu. Włożę szkolny mundurek, to powinno przynieść kilka funtów ekstra.

24 Czwartek

Zaniosłem Bertowi woodbine'y. Jest dotknięty, ponieważ nie przychodziłem go odwiedzić.

Powiedział, że nie chce spędzać świąt z gromadą złośliwych starych bab. On i Oueenie wywołują skandal. Są nieoficjalnie zaręczeni. Ich imiona znalazły się na tej samej popielniczce. Zaprosiłem Berta i Oueenie na pierwszy dzień świąt. Mama jeszcze o tym nie wie, ale na pewno nie zrobi jej to różnicy, mamy dużego indyka. Zaśpiewałem staruszkom kilka kolęd. Dostałem od nich dwa funty i jedenaście pensów, więc poszedłem do Woolwortha kupić Pandorze Chanel Numer 5. Nie mieli

Chanela, więc kupiłem jej dezodorant pod pachy.

Dom wygląda bardzo czysto i porządnie, w powietrzu unosi się magiczny zapach gotowania i pomarańcz. Poszukiwałem swoich prezentów, ale nie ma ich nazwykłym miejscu. Chcę tylko rower wyścigowy, nic innego nie sprawi mi przyjemności. Już pora, żebym uzyskał niezależność ruchów.

23.00. Przed chwilą wróciłem z „Czarnego Byka". Pandora poszła ze mną, ubraliśmy się w szkolne mundurki i przypominaliśmy wszystkim pijakom ich rodzone dzieci. Wyrzygali pieniądze za nieczyste sumienie w wysokości dwunastu funtów pięćdziesięciu siedmiu pensów! Możemy więc pójść w drugi dzień świąt na pantomimę i kupić sobie po dużej tabliczce czekolady Cadbury'ego.