14 Sobota
Dzień św. Walentego
Dostałem tylko jedną kartkę. Charakter pisma mamy, więc się nie liczy. Mama dostała tak gigantyczną kartkę, że musiała ją dostarczyć do domu furgonetka z poczty głównej. Mama zaczerwieniła się po czubki uszu, kiedy otworzyła kopertę i zobaczyła kartkę. To było strasznie fajne. Wielki słoń z satyny dźwigał w trąbie bukiet plastykowych kwiatów, a z pyska wychodził mu balon: "Halo, Króliczku, nigdy cię nie zapomnę". Wewnątrz nie było żadnego imienia, jedynie wyrysowane serca, a w nich napis "Paulina". Kartka od ojca była niewielka, z bukietem purpurowych kwiatów na pierwszej stronie. Ojciec napisał w środku: "Spróbujmy jeszcze raz".
A oto wiersz, który napisałem na kartce do Pandory:
Pandoro!
Ja uwielbiam cię,
Ja zaklinam cię
Nie ignoruj mnie.
Napisałem to lewą ręką, żeby się nie zorientowała, że to ode mnie.
15 Niedziela:
Starozapustna
Wczoraj wieczorem pan Lucas przeniósł się z powrotem do swojego pustego domu. Myślę, że miał po prostu dosyć ciągłych awantur o kartkę ze słoniem. Powiedziałem ojcu, że mama nic nie może poradzić na to, że jakiś mężczyzna uwielbia ją w sekrecie. Ojciec roześmiał się bardzo nieprzyjemnie i oświadczył: "Musisz się jeszcze dużo nauczyć, synu".
W porze obiadowej wymknąłem się do babci. Ugotowała mi prawdziwy niedzielny obiad, z sosem i puddingiem Yorkshire z małych oddzielnych foremek. Ma też zawsze czas i ochotę, żeby zrobić domowy budyń.
Zabrałem do babci psa i po południu wszyscy poszliśmy na spacer, żeby lepiej strawić obiad.
Babcia nie rozmawiała z mamą od czasu awantury o swetry. Twierdzi, że "nigdy więcej noga jej nie stanie w tym domu". Zapytała mnie, czy wierzę w życie po śmierci. Powiedziałem, że nie wierzę, a na to babcia oznajmiła, że właśnie wstąpiła do sekty spirytualistów i słyszała dziadka, który mówił o swoim rabarbarze! A dziadek nie żyje od czterech lat! W środę wieczorem babcia znów idzie do spirytualistów i będzie próbowała ponownie się z nim skontaktować. Chciała, żebym z nią poszedł, bo – jak twierdzi – jest wokół mnie jakaś specyficzna aura.
Pies zaczął się dławić kością od kurczaka, ale odwróciliśmy go do góry nogami i uderzyliśmy tak mocno w kark, że kość wyleciała. Zostawiłem go u babci, żeby doszedł do siebie po tym przeżyciu.
Szukałem "starozapustnej" w swoim kieszonkowym słowniku, ale na próżno. Jutro sprawdzę w słowniku w szkole.
Całe wieki nie mogłem zasnąć, myślałem o Bogu, o Życiu, o Śmierci i o Pandorze.
16 Poniedziałek.
Obchody rocznicy urodzin Waszyngtona
List z BBC! Biała, podłużna koperta z tłustym nadrukiem BBC. I z moim nazwiskiem i adresem!
Czyżby chcieli wziąć moje wiersze? Niestety, nie. Był za to list od faceta o nazwisku John
Tydeman, który brzmiał tak:
Drogi Adrianie Mole'u,
dziękuje Ci za wiersze, które wysłałeś do BBC, a które jakimś sposobem wylądowały na moim biurku. Przeczytałem je z zainteresowaniem i muszę przyznać, że jeśli weźmie się pod uwagę Twój młody wiek, to mogą się wydawać obiecujące. Nie są jeszcze wystarczająco dobre, byśmy mogli rozważać włączenie ich do któregokolwiek z bieżących programów poetyckich. Czy nie przyszło Ci do głowy, by je posłać do magazynu szkolnego lub parafialnego (jeśli taki istnieje)?
Jeżeli zamierzasz w przyszłości zaproponować BBC którakolwiek ze swoich prac, to sugerowałbym przepisanie jej na maszynie i zachowanie kopii dla siebie. BBC zazwyczaj w ogóle nie rozpatruje prac nadesłanych w rękopisie, i chociaż Twój rękopis był wyjątkowo porządny, miałem pewne trudności z odcyfrowaniem wszystkich słów- zwłaszcza w zakończeniu wiersza zatytułowanego "Kran", gdzie dość brzydka plama spowodowała rozpłynięcie się atramentu. (Plama z herbaty czy łza? Kropla, która przelała Twój "kran"?)
Skoro pragniesz poświęcić się karierze literackiej, to chciałbym Cię uprzedzić, że musisz wyrobić w sobie pewien brak wrażliwości, który pozwoli Ci w miarę spokojnie i bezboleśnie godzić się z nieuniknionymi przypadkami odrzucenia Twoich prac.
Z najlepszym i życzeniami sukcesów w przyszłych wysiłkach literackich, a przede wszystkim z życzeniami szczęścia
Twój
John Tydeman.
PS. Załączam wiersz niejakiego Johna Mole'a, który ukazał się w ostatnim " Times Literary
Supplement". Czy to kuzyn? Wiersz jest bardzo dobry.
Na moich rodzicach zrobiło to autentyczne wrażenie. W szkole bez przerwy wyciągałem ten list i odczytywałem na nowo. Spodziewałem się, że któryś z nauczycieli będzie chciał go przeczytać, ale żaden się nim nie zainteresował.
Bert Baxter przeczytał list, podczas gdy zmywałem te jego przeklęte naczynia. Powiedział, że wszyscy w BBC "to banda narkomanów". Szwagier jego wujka mieszkał kiedyś w sąsiedztwie kobiety, która robiła w rozgłośni herbatę, więc Bert wie wszystko o BBC.
Pandora dostała siedemnaście kart na dzień, św. Walentego. Nigel siedem. Nawet Barry
Kent, znienawidzony przez wszystkich, dostał trzy. Uśmiechałem się tylko, kiedy wszyscy rozpytywali, ile kart ja dostałem. W każdym razie idę o zakład, że jestem jedyną osobą w szkole, która dostała list z BBC.
17 Wtorek
Barry Kent zapowiedział, że mnie zgnoi, jeśli nie będę mu dawał codziennie dwudziestu pięciu pensów. Powiedziałem, że traci jedynie czas, usiłując pogróżkami wyciągnąć ode mnie pieniądze. Nigdy nie mam żadnych wolnych pieniędzy. Mama wpłaca moje kieszonkowe prosto do spółdzielni mieszkaniowej i daje mi jedynie piętnaście pensów dziennie na batonik Mars. Barry Kent oznajmił, że będę musiał mu wobec tego oddawać pieniądze na obiad. Wyjaśniłem mu, że odkąd obiady podrożały do sześćdziesięciu pensów, ojciec płaci czekiem. Na to Barry Kent uderzył mnie w jajka i odszedł ze słowami: "Jeszcze nie tak oberwiesz!"
Zapisałem się do roznoszenia gazet.
18 Środa
Pełnia księżyca
Obudziłem się z bólem w jajkach. Powiedziałem mamie. Chciała je obejrzeć, ale nie miałem na to najmniejszej ochoty, więc stwierdziła, że muszę być dzielny. Znowu nie zgodziła się napisać mi usprawiedliwienia na wf i musiałem się tarzać w błocie. Barry Kent wdeptał mi głowę w kałużę. Pan Jones to zauważył i odesłał go wcześniej z boiska, żeby wziął prysznic!
Chciałbym mieć jakąś bezbolesną chorobę, która uwolniłaby mnie od gier. Coś takiego jak słabe serce byłoby w sam raz.
Przyprowadziłem psa od babci, która wykąpała go i wyszczotkowała. Śmierdzi jak stoisko perfumeryjne u Woolwortha.
Poszedłem z babcią na spotkanie spirytualistów; pełno tam było okropnie starych ludzi.
Jeden szaleniec wstał i oświadczył, że ma w głowie radio, które dyktuje mu, co ma robić. Nikt nie zwrócił na niego uwagi, więc usiadł z powrotem. Kobieta o nazwisku Alice Tonks zaczęła chrząkać, przewracać oczami i rozmawiać z jakimś Arturem Mayfieldem, ale mój dziadek milczał, Babcię trochę to zasmuciło, więc po powrocie do domu zrobiłem jej filiżankę napoju Horlick. Dała mi pięćdziesiąt pensów i poszedłem z psem do domu.
Zacząłem czytać "Folwark zwierzęcy" George'a Orwella. Myślę, że jak dorosnę, mógłbym zostać weterynarzem.
19 Czwartek
1960 – urodził się książę! Andrzej
Książę Andrzej ma dobrze, pilnują go goryle. Barry Kent nie wyłudza od niego pieniędzy.