Spojrzałyśmy na nią i wybuchnęłyśmy śmiechem.
– Co jest? – spytała.
– Już nią jesteś.
Spotkanie z Mr. Bigiem
W ramach swoich badań Carrie poszła zobaczyć Ostatnie uwiedzenie na seansie o trzeciej po południu. Słyszała, że film opowiada o kobiecie, która w pogoni za forsą, gorącym seksem i absolutną władzą uwodzi i porzuca każdego faceta na swojej drodze – i nigdy nie żałuje ani nie miewa epifanii w stylu „o Boże, cóż ja zrobiłam?”
Carrie nigdy nie chodzi do kina. Miała mamusię protestancką snobkę, która jej powtarzała, że tylko biedacy z chorymi dziećmi posyłają swoje chore dzieci do kina, więc to wyjście to była dla niej duża sprawa. Przyszła trochę spóźniona i kiedy bileter jej powiedział, że film się już zaczął, wypaliła:
– Pierdol się. Robię tu badania. Chyba nie myślisz, że mogłabym faktycznie przyjść na ten film?
Kiedy wyszła z kina, wciąż myślała o tej scenie, w której Linda Fiorentino podrywa faceta w barze i uprawia z nim seks na parkingu, trzymając się za łańcuch ogrodzenia. Czy właśnie o to chodziło?
Carrie kupiła dwie pary wysokich sandałków i ścięła włosy.
W niedzielę wieczorem poszła na koktajl party wydane przez projektanta, Joopa – jedno z tych przyjęć, które powinno trafić do filmu. Wszyscy się tłoczyli, geje byli rozkosznie ożywieni, i choć Carrie musiała nazajutrz pracować, wiedziała, że w końcu wypije zbyt wiele i wróci do domu za późno. Carrie nie lubi wracać nocą do domu i nie lubi kłaść się spać.
W połowie imprezy panu Joopowi sprytnie skończył się szampan, więc goście dobijali się do drzwi kuchni i błagali kelnerów o kieliszek wina. Obok Carrie przeszedł mężczyzna z cygarem w ustach, a jeden z facetów, z którymi akurat rozmawiała, spytał:
– Oooooch. A to kto? Wygląda jak młodsza, przystojniejsza wersja Rona Perelmana.
– Wiem, kto to – odparła Carrie.
– Kto?
– To Mr. Big.
– Wiedziałem. Zawsze mylę Biga z Perelmanem.
– Ile mi dacie – spytała Carrie – no, ile mi dacie, jeśli do niego podejdę i zagadam?
To mówiąc, wykonała swój nowy manewr, który stosuje, odkąd obcięła włosy – roztrzepała je rękami.
– Jesteś szalona – stwierdzili.
Carrie raz już widziała Mr. Biga, ale nie sądziła, by ją zapamiętał. Była wtedy w redakcji gazety, dla której czasem pracuje, i program telewizyjny „Inside Edition” robił z nią wywiad na temat czegoś, co napisała o chihuahua. Mr. Big podszedł do kamerzysty i opowiadał mu, jak to w Paryżu jest pełno chihuahua, a Carrie w tym czasie poprawiała sobie sznurowadło. Na imprezie Mr. Big siedział na kaloryferze w salonie.
– Cześć – powiedziała Carrie. – Pamiętasz mnie?
Po jego oczach poznała, że nie miał bladego pojęcia, kim ona jest, i zastanawiała się, czy spanikuje.
Obrócił cygaro w ustach, a w końcu je wyjął. Rozejrzał się, gdzie by tu strzepnąć popiół, potem znów spojrzał na Carrie.
– Abso-kurwa-lutnie.
Znowu Mr. Big (w Elaine’s)
Carrie nie spotkała Mr. Biga przez kilka kolejnych dni. Ale tymczasem definitywnie coś się działo. Wpadła na przyjaciela, pisarza, którego nie widziała od dwóch miesięcy.
– Co z tobą? Wyglądasz zupełnie inaczej – powiedział.
– Naprawdę?
– Wyglądasz jak Heather Locklear. Wyprostowałaś sobie zęby?
Potem była w Elaine’s, a pewien sławny pisarz, taki naprawdę sławny, którego osobiście nie znała, pokazał jej wzniesiony palec, a potem się do niej przysiadł.
– Nie jesteś taka ostra, jak ci się wydaje – powiedział.
– Przepraszam?
– Tak się zachowujesz, jakbyś była taka kurewsko świetna w łóżku.
Chciała już spytać: „Naprawdę?”, ale zamiast tego roześmiała się i powiedziała:
– Cóż, może i jestem.
Podał jej ogień.
– Gdybym chciał mieć z tobą romans, to musiałoby być coś na dłużej. Nie mam ochoty na jednorazowe numerki.
– No cóż, misiu – odparła. – Pomyliłeś adres.
Potem poszła na imprezę po jednej z tych premier filmowych Peggy Sięgał i wpadła na ważnego producenta filmowego, też naprawdę ważnego, a on ją podwiózł swoim samochodem do Bowery Bar. Ale tam był Mr. Big.
Mr. Big wślizgnął się do loży i usiadł obok niej. Dotykali się udami.
– No więc, co ostatnio porabiasz? – spytał Mr. Big.
– Poza wychodzeniem co wieczór?
– No, gdzie pracujesz?
– To właśnie moja praca – odparła. – Robię badania dla mojej przyjaciółki. Nad kobietami, które uprawiają seks jak mężczyźni. No wiesz, kochają się, a potem nic nie czują.
Mr. Big spojrzał jej w oczy.
– Ale ty taka nie jesteś – stwierdził.
– A ty? – spytała.
– Ani na jotę. Nawet na pół joty.
Carrie spojrzała na Mr. Biga.
– Masz jakiś problem?
– Aha, rozumiem – powiedział Mr. Big. – Nigdy nie byłaś zakochana.
– Czyżby?
– Uhm.
– A ty byłeś?
– Abso-kurwa-lutnie.
Pojechali do jego mieszkania. Mr. Big otworzył butelkę szampana Crystal. Carrie się śmiała i gadała. W pewnej chwili oświadczyła:
– Muszę już iść.
– Jest czwarta nad ranem – odparł, wstając. – Nie pozwolę ci teraz wracać do domu.
Dał jej podkoszulek i gatki bokserki. Wyszedł do łazienki, kiedy się przebierała. Położyła się do łóżka i zapadła w puchowe poduszki. Zamknęła oczy. Jego łóżko było takie wygodne. To było najwygodniejsze łóżko, w jakim w życiu leżała.
Kiedy wrócił z łazienki, smacznie spała.
7
Jeśli masz szczęście (albo pecha, zależy, jak na to patrzysz), to pewnego dnia możesz w Nowym Jorku spotkać szczególny typ kobiet. Jak wiecznie migrujące, pysznie barwne ptaki, wciąż są w drodze. Ale nie w jakichś przyziemnych, biznesowych delegacjach. Te kobiety jeżdżą od jednego modnego miejsca do drugiego. A kiedy je zmęczy sezon przyjęć w Londynie, kiedy mają dość nart w Aspen czy Gstaad, kiedy się znudzą całonocnymi imprezami w Ameryce Południowej, mogą wrócić na grzędę – oczywiście tylko czasowo – do Nowego Jorku.
W deszczowe, styczniowe popołudnie, na międzynarodowe lotnisko Kennedy’ego przyleciała z Londynu kobieta, którą nazwiemy Amalita Amalfi. Miała na sobie sztuczne białe futro od Gucciego, czarne, skórzane spodnie szyte na zamówienie w New York Leather („To ostatnia para, którą uszyli z tej skóry. Musiałam się o nie bić z Elle Macpherson”) i okulary słoneczne. Miała dziesięć walizek od T. Anthony’ego i wyglądała jak gwiazda filmowa. Brakowało tylko limuzyny, ale zajęła się i tym, wymuszając na bogato wyglądającym biznesmenie, żeby jej pomógł przy bagażu. Nie mógł się oprzeć – bo żaden mężczyzna nie jest w stanie odmówić Amalicie – i zanim się zorientował, co jest grane, on, Amalita i jej dziesięć walizek od T. Anthony’ego posuwali się w korku do miasta, opłacaną przez jego firmę limuzyną, a on ją zapraszał tego wieczoru na kolację.
– Tak bym chciała, kochanie – powiedziała Amalita gardłowym głosem z lekkim akcentem, który sugerował szkoły w Szwajcarii i pałacowe bale – ale jestem okrutnie zmęczona. Przyjechałam do Nowego Jorku odpocząć, rozumiesz? Ale wybierzemy się jutro na herbatę. Do Four Seasons? A potem może pójdziemy na małe zakupy. Muszę odebrać kilka rzeczy od Gucciego.
Biznesmen się zgodził. Wysadził ją przed apartamentami na Beekman Place, wziął jej numer i obiecał zadzwonić później.