Prześladował mnie od dawna obrazek Mr. New Yorkera mknącego przez noc w swojej tweedowej marynarce, cisnącego jak szaleniec na pedały swego trzybiegowego roweru (z błotnikami, żeby nie pobrudzić spodni). Wyobrażałam sobie, jak podjeżdża pod dom na Upper East Side, a może pod jakiś budynek w SoHo, opiera się na dzwonku domofonu, a potem, lekko dysząc, wnosi swój rower po schodach. Otwierają się drzwi, po czym on i jego inamorata chichocząc, zastanawiają się, gdzie by postawić rower. Potem on zamyka ją w spoconym uścisku i kończą, bez wątpienia, na kanapie albo i na podłodze.
Rowerowy chłopiec ma w Nowym Jorku długą społeczno-literacką tradycję. Opiekuńczymi patronami rowerowych chłopców są: siwowłosy pisarz George Plimpton, którego rower wisiał zwykle do góry kołami nad głowami jego pracowników w redakcji „Paris Review”, i siwowłosy felietonista z „Newsday”, Murray Kempton. Ci dwaj jeżdżą od lat i są inspiracją dla nowej generacji rowerowych chłopców, jak wspomniany już Mr. New Yorker i zastępy młodych dziennikarzy, wydawców, redaktorów książek, pism, gazet, którzy upierają się, by przemierzać fizyczne i romantyczne krajobrazy Manhattanu, samotnie pedałując. Rowerowy chłopiec to także specjalny gatunek nowojorskiego kawalera do wzięcia: bystry, zabawny, romantyczny, szczupły, całkiem atrakcyjny. Jak z marzeń dorosłych dziewczynek (i chłopców). Jest coś niesamowicie, no… uroczego w tweedowym gościu na rowerze – zwłaszcza jeśli nosi te głupawe okulary.
Kobiety czują do nich mieszankę namiętności i uczuć macierzyńskich. Ale jest i ciemna strona: większość rowerowych chłopców nie jest żonata i prawdopodobnie nigdy nie będzie. Przynajmniej dopóki nie wyrzekną się swoich rowerów.
Dlaczego John F. Kennedy Jr. nie jest rowerowym chłopcem
– Jeżdżenie na rowerze niekoniecznie jest posunięciem dobrym dla kariery – powiedział pan Eccles. – I dlatego najlepiej wychodzi osobom już potężnym, jak George Plimpton. Bo inaczej trzeba ukrywać rower za rogiem i ukradkiem wyciągać nogawki spodni ze skarpetek.
Rowerowi chłopcy nie jeżdżą dla sportu jak ci głupi rowerzyści, którzy zasuwają kolejne rundki po parku. Jeżdżą częściowo po to, by się przemieścić, ale co ważniejsze – by zachować swoją literacką chłopięcość. Wyobraź sobie przejażdżkę po Oksfordzie o zmierzchu, po kocich łbach. Nad brzegiem rzeki Cherwell czeka kobieta w zwiewnej sukni, ściskając tomik Yeatsa. Tak właśnie myślą o sobie rowerowi chłopcy, kiedy pedałują po Manhattanie, omijając taksówki i kratki kanalizacyjne. I choć John F. Kennedy Jr. jest bez wątpienia najsłynniejszym i najbardziej pożądanym kawalerem na rowerze, jego sportowe podejście dyskwalifikuje go ze wspólnoty rowerowego chłopięctwa. Bo rowerowy chłopiec już raczej pomknie przez śródmieście w powiewnym sari niż w szortach i obcisłym podkoszulku. Rowerowi chłopcy gardzą tymi obciskającymi uda kolarkami z piankową Książka została napisana przed tragiczną śmiercią J.F. Kennedyego Jr.
wkładką na pośladkach. Rowerowi chłopcy nie uciekają przed oczyszczającym bólem twardego siodełka – on pomaga literaturze.
– Nie mam ani jednej pary spandeksów – powiedział Mr. New Yorker i dodał, że zimą nosi długie kalesony, żeby utrzymać ciepło.
Może dlatego rowerowi chłopcy stają się celem fizycznych napaści o wiele częściej niż ich sportowi kuzyni. Inna sprawa, że jeżdżą o każdej porze (im później, tym lepiej – bardziej romantycznie), wszędzie, niezależnie od kondycji fizycznej.
– W nocy pijacy wyją na ciebie przez okna, żeby ci dopiec do żywego – powiedział pan Eccles. – I jeszcze gorsze rzeczy.
W pewien wieczór Halloween Mr. New Yorker, przebrany za angielskiego policjanta, wjechał w grupkę dwunastolatków. Zrzucili go z roweru.
– Mówię do nich: „Nie będę się bił ze wszystkimi naraz. Będę walczył z jednym”. Odsunęli się, został najwyższy. Wtedy zrozumiałem, że z nim też nie chcę się bić.
Więc cała banda rzuciła się na Mr. New Yorkera i zaczęła go okładać, aż jacyś przypadkowi przechodnie narobili wrzasku i chłopcy uciekli.
– Miałem szczęście – powiedział Mr. New Yorker. – Nie zabrali mi roweru, wzięli tylko kilka płyt, które miałem w koszyku (proszę zauważyć, iż Mr. New Yorker wiózł „płyty”, jak się mówi o czarnych krążkach, a nie żadne CD. Kolejny znak prawdziwego rowerowego chłopca).
Pan Eccles opowiedział podobną historię:
– Dwa dni temu jechałem o dziesiątej wieczorem przez Central Park, kiedy zostałem otoczony przez dziki gang na wrotkach. To były prawie dzieci. Starały się mnie osaczyć manewrem oskrzydlającym, ale byłem szybszy i uciekłem.
Jednak jeszcze większym zagrożeniem dla rowerowych chłopców jest seks, jak się o tym przekonał pewien reporter, którego nazwiemy Chester. Chester nie jeździ już tak często jak dawniej, bo rok temu po romantycznym spotkaniu miał poważny rowerowy wypadek. Pisał wtedy reportaż o tancerkach topless. Tak zaprzyjaźnił się z Lola. Może Lola widziała się w roli Marilyn Monroe u boku Chestera – Arthura Millera. Kto wie. Chester wie tylko tyle, że pewnego wieczoru zadzwoniła, mówiąc, że leży w łóżku w swoim apartamencie w Trump Pałace i że Chester może wpaść. Wskoczył na rower i w kwadrans był na miejscu. Używali sobie przez trzy godziny. Potem Lola powiedziała, żeby Chester sobie poszedł, bo ona z kimś mieszka i ten facet za chwilę wróci do domu.
Chester wybiegł z budynku i wskoczył na rower, ale zaistniał mały problem. Nogi tak mu drżały od nadmiaru seksu, że kiedy zjeżdżał z Murray Hill, dostał skurczów, walnął w krawężnik i ruchem ślizgowym przejechał ciałem po chodniku.
– To naprawdę bolało – powiedział. – Kiedy masz tak zdartą skórę, to piecze jak oparzenie trzeciego stopnia.
Na szczęście sutek w końcu mu odrósł.
Ta wielka stalowa rzecz między moimi nogami Jazda na rowerze po Manhattanie to sport zaiste ryzykowny. Gdyby ci wszyscy pisarze mieszkali na Zachodzie, może nosiliby broń jak bohaterowie powieści Larry’ego McMurtry’ego, Toma McGuane’a czy Cormaca McCarthy’ego. Ale skoro mieszkają w Nowym Jorku, rowerowi chłopcy są raczej w typie Clarka Kenta. W dzień dobrze ułożeni reporterzy, którymi często pomiatają bezwzględne redaktorki naczelne, w nocy stają się zagrożeniem dla społeczeństwa. I kto ich może winić?
– Śmigasz na czerwonych, jedziesz pod prąd, łamiesz przepisy. Możesz być przestępcą – mówi Chester.
– Czuję, jak między moimi nogami wyrasta ta wielka stalowa rzecz i toruje mi drogę – ujął to jeden z rowerowych chłopców, który poprosił o anonimowość.
– Nawet teraz trzymam rękę na swoim rowerze – powiedział Kip, agent literacki, rozmawiając przez telefon w swoim biurze. – W jeżdżeniu na rowerze po mieście jest wolność. Czujesz, jakbyś się unosił nad tłumem. Na rowerze jestem odważny w sposób, w jaki nie mogę być w życiu. Na rowerze jestem najlepszy, w największej harmonii z sobą i z miastem.
Rowerowi chłopcy wybierają szczególne rowery – zwykle nie jeżdżą na tych przeładowanych techniką rowerach górskich. Przerzutki Shimano XT czy elastomerowe widełki zawieszenia – to nie dla nich. Bardziej typowy jest tu Mr. New Yorker na swoim eleganckim „trójbiegowcu”, z koszykiem i błotnikami. Z roweru powinna emanować nostalgia.
– Musisz mieć kosz na zakupy – mówi Mr. New Yorker – i na swój komputer, i papiery.
– Mój rower jest dla mnie równie ważny jak mój pies i moje dziecko – twierdzi Kip. – Opiekuję się nim, dopieszczam go.
Ale kiedy rowerowi chłopcy rozmawiają o swoich maszynach, często trudno oprzeć się wrażeniu, że mówią o kobietach.