– Po prostu nie wierzę, że spotkam tę właściwą osobę i się ożenię – powiedział. – Związki są zbyt intensywne. Jeśli wierzysz w miłość, to sam się wystawiasz na rozczarowanie. Po prostu nie można nikomu ufać. Dzisiaj ludzie są tacy zepsuci.
– Ale chodzi o ten jeden promyk nadziei – zaprotestował Parker. – Masz nadzieję, że miłość uchroni cię przed cynizmem.
Skipper tego nie kupił. – Świat jest o wiele bardziej popieprzony niż dwadzieścia pięć lat temu. I wkurwia mnie, że urodziłem się w tym pokoleniu i muszę to wszystko znosić. Forsa, AIDS, związki, to wszystko się ze sobą łączy. Większość ludzi w moim wieku nie wierzy, że znajdzie stałą pracę. A kiedy się boisz o finansową przyszłość, nie chcesz się wiązać.
Rozumiałam jego cynizm. Ostatnio sama zaczęłam mówić, że nie chcę się z nikim wiązać, bo jeśli to się nie skończy małżeństwem, to zostanę z pustymi rękami. Skipper pociągnął drinka.
– Nie mam wyboru! – wrzasnął. – Nie chcę być w płytkim związku, więc nie robię nic. Nie zakochuję się, nie uprawiam seksu. Komu to potrzebne? Komu potrzebne takie problemy jak choroba albo ciąża? A ja nie mam problemów. Nie boję się zarażenia, psychopatów ani odrzuconych wielbicielek. Czemu po prostu nie można posiedzieć z przyjaciółmi, fajnie pogadać i dobrze się bawić?
– Jesteś wariat – powiedział Parker. – Tu nie chodzi o forsę. Może nie możemy sobie nawzajem pomagać finansowo, ale możemy pomagać sobie inaczej. Emocje nic nie kosztują. Masz do kogo wracać. Masz kogoś w swoim życiu.
Miałam taką teorię, że jedynym miejscem w Nowym Jorku, gdzie jeszcze można znaleźć miłość i przywiązanie, jest społeczność gejów. Geje przyjaźnili się z fantazją i pasją, a tymczasem związki hetero były skostniałe. Wyrobiłam sobie tę teorię częściowo przez to, co usłyszałam i przeczytałam o multimilionerze, który zostawił żonę dla młodego faceta – i odważnie prowadzał się ze swym Adonisem po najmodniejszych restauracjach Manhattanu, pod nosem dziennikarzy plotkarskich kolumn. Oto – myślałam – prawdziwy kochanek.
Parker też był potwierdzeniem mojej teorii. Na przykład, kiedy Parker i Roger dopiero co zaczęli się spotykać, Parker zachorował. Roger przyszedł do niego i ugotował mu obiad, i opiekował się nim. To by się nigdy nie zdarzyło facetowi hetero. Gdyby taki hetero zachorował, a dopiero co zaczął chodzić z kobietą i ona by się chciała nim zaopiekować, to by odleciał ze strachu – myślałby, że ona usiłuje się wkupić w jego życie. I drzwi by się zatrzasnęły.
– Miłość jest niebezpieczna – powiedział Skipper.
– Skoro wiesz, że jest niebezpieczna, to tym bardziej ją cenisz, tym mocniej się starasz, by ją zatrzymać – odparł Parker.
– Ale przecież związki są poza kontrolą – upierał się Skipper.
– Wariat – upewnił się Parker.
Nad Skipperem zaczął pracować Roger. – A co powiesz o staromodnych romantykach? Moja przyjaciółka Carrie aż podskoczyła. Znała ten typ.
– Za każdym razem, kiedy facet mi wciska, że jest romantykiem, mam ochotę krzyczeć – powiedziała. – Bo to tylko znaczy, że on ma romantyczną wizję ciebie, i kiedy tylko przestaniesz grać w jego klocki i jesteś sobą, on znika. Romantycy są niebezpieczni. Trzymajcie się od nich z daleka. I wtedy zrobiło się niebezpiecznie, bo jeden z takich romantyków podszedł do naszego stolika.
Rękawiczka damy
– Kondomy zabiły romantyzm, ale o wiele łatwiej jest się z kimś przespać – powiedział mój kumpel. – Jest w kondomach coś takiego, że kobiety czują, jakby taki seks nie miał znaczenia. Bo nie ma kontaktu z ciałem. I idą z tobą do łóżka o wiele chętniej.
Miłość w Bowery Bar, część III
Barkley, lat dwadzieścia pięć, jest malarzem. Barkley i moja przyjaciółka Carrie „widywali się” przez osiem dni, co znaczy, że chodzili w różne miejsca, całowali się, patrzyli sobie w oczy, i to było słodkie. Miałyśmy już po dziurki w nosie tych wszystkich cynicznych trzydziestopięciolatków, więc Carrie wymyśliła, że spróbuje pochodzić z młodszym facetem, który jeszcze nie mieszka w Nowym Jorku na tyle długo, żeby zwapnieć.
Barkley powiedział Carrie, że jest romantykiem, „bo tak czuje”, powiedział jej też, że chce przerobić powieść Parkera na scenariusz. Carrie zaproponowała, że ich sobie przedstawi, i to dlatego Barkley znalazł się teraz przy naszym stoliku.
Kiedy jednak Barkley się pojawił, spojrzeli sobie z Carrie w oczy i nie poczuli… nic. Być może dlatego, że przeczuwał nieuniknione, Barkley przyprowadził ze sobą dziwaczną młodą dziewczynę z brokatem na policzkach. W każdym razie, kiedy już usiadł, powiedział:
– Absolutnie wierzę w miłość. Gdybym w nią nie wierzył, popadłbym w czarną depresję. Ludzie to połówki. Miłość sprawia, że wszystko nabiera znaczenia.
– I wtedy ktoś ci ją zabiera, no i masz przejebane – skomentował Skipper.
– Ale to wszystko od ciebie zależy – powiedział Barkley.
Skipper określił swoje życiowe cele: – Mieszkać w Montanie, mieć antenę satelitarną, faks i rangę rovera, i czuć się bezpiecznie.
– A może to, czego pragniesz, jest złe – zasugerował Parker. – Może źle się z tym czujesz.
– Ja chcę piękna – ciągnął swoje Barkley. – Muszę być z piękną kobietą. Nic na to nie poradzę. To dlatego większość dziewczyn, z którymi chodzę, jest głupia.
Skipper Barkley wyciągnęli swoje komórki.
– Twój telefon jest za duży – zauważył Barkley.
Potem Carrie i Barkley wylądowali w klubie Tunnel. Oglądali pięknych młodych ludzi, palili papierosy i wlewali w siebie drinki. Barkley odpłynął z brokatową dziewczyną, a Carrie zajęła się jego najlepszym przyjacielem, Jackiem. Tańczyli, a potem ślizgali się po śniegu jak wariaci, usiłując złapać taksówkę. Carrie nie była nawet w stanie spojrzeć na zegarek.
Barkley zadzwonił nazajutrz po południu. – Co tam, stara? – spytał.
– Nie wiem. To ty dzwonisz.
– Mówiłem ci, nie chcę mieć dziewczyny. Wystawiłaś się. Wiedziałaś, jaki jestem.
„No pewno – chciała powiedzieć Carrie. – Wiedziałam, że jesteś płytkim, tanim kobieciarzem, i dlatego chciałam z tobą chodzić”.
Ale tego nie powiedziała.
– Nie spałem z nią. Nawet jej nie pocałowałem – zapewniał Barkley. – Nie zależy mi na niej. Już się z nią nigdy nie spotkam, jeśli tego chcesz.
– Naprawdę gówno mnie to obchodzi – przyznała Carrie. Ku swemu przerażeniu stwierdziła, że mówi prawdę.
A potem spędzili kolejne cztery godziny, dyskutując o obrazach Barkleya. – Mógłbym to robić przez całe dnie, codziennie – przyznał Barkley. – To o tyle lepsze od seksu.
Wielki nieudawacz - Jedyne, co pozostaje, to praca – powiedział Robert, lat czterdzieści dwa, wydawca. – Masz tyle do zrobienia, kto ma czas na romantyzm?
Robert opowiedział Historię o tym, jak ostatnio był związany z kobietą, którą naprawdę lubił, ale po półtora miesiąca było już jasne, że nic z tego nie wyjdzie.
– Poddawała mnie tym wszystkim próbom. Na przykład miałem do niej dzwonić w środę, żeby się umówić na piątek. Ale przecież w środę mógłbym już być w nastroju samobójczym, a Bóg jeden wie, jak będę się czuł w piątek! Chciała być z kimś, kto za nią szaleje. To rozumiem. Ale nie mogłem udawać, że czuję coś, czego nie czułem.
– Oczywiście, wciąż jesteśmy dobrymi przyjaciółmi – dodał. – Cały czas się spotykamy. Tyle że bez seksu.