– Jakie to słodkie -,powiedziała Teesie. – Uwielbiam mężczyzn.
– Ja też ich lubię, ale czasem muszę od nich odpocząć – westchnęła Shiloah.
– Hubert uwielbia, jak coś pokręcę – ciągnęła Kitty.
– Na przykład, kiedy kupię za dużo ciuchów i nie mam czym zapłacić. Wtedy on wkracza do akcji i wszystkim się zajmuje. Mężczyźni są spragnieni, a my jesteśmy boginiami, które ich zaspokajają – obwieściła Kitty tryumfalnym tonem. Już prawie kończyła drugą margaritę. – Ale z drugiej strony oni są… więksi. Potężniejsi. Dają bezpieczeństwo.
– Dają coś, czego nie dadzą ci kobiety – dorzuciła Shiloah. – Mężczyzna powinien zabezpieczać swoją kobietę.
– Przy Hubercie naprawdę czuję się bezpieczna. Daje mi dzieciństwo, którego nigdy nie miałam – zwierzyła się Kitty.
– Ja nie kupuję tych wszystkich feministycznych bzdur. Mężczyźni mają potrzebę dominacji. To trzeba im na to pozwolić. I cieszyć się swoją kobiecością.
– Myślę, że faceci potrafią być skomplikowani, ale zawsze wiem, że jak z tym mi nie wyjdzie, to gdzieś tam jest następny – powiedziała Teesie. – Faceci nie wymagają zachodu.
– Tak naprawdę problemem są inne kobiety – rzuciła Camilla.
– Ryzykując, że zabrzmi to obrzydliwie, powiem, iż bycie piękną daje taką moc, że możesz mieć wszystko, czego chcesz – wypaliła Kitty. – Inne kobiety to wiedzą i cię nie znoszą, zwłaszcza te starsze. Uważają, że naruszasz ich terytorium.
– Bo kiedy kobiety dochodzą do trzydziestki, zaczynają zauważać swój wiek – dodała Camilla. – To faceci nałożyli na nas ten stygmat. Oczywiście, jeśli kobieta wygląda jak Christie Brinkley, takiego problemu nie ma.
– Ale są złośliwe – powiedziała Kitty. – Robią uwagi. Kobiety po prostu zakładają, że jestem idiotką. Że nic nie wiem. Że jestem głupia. Że jestem z Hubertem dla jego forsy. Więc chcesz się odgryźć i nosisz jeszcze krótsze sukienki, jeszcze ostrzejszy makijaż.
– Żadnej się nie chce zapytać. Po prostu z góry tak zakładają – potwierdziła Teesie.
– Kobiety są zazdrosne z natury – dodała Shiloah. – To nie ma nic wspólnego z wiekiem. To wstrętne. Widzą atrakcyjną dziewczynę i od razu się źle nastawiają. To takie smutne, żałosne. Po tym najlepiej widać, jakie mają życie. Są nieszczęśliwe i niepewne w swoim życiu, i nie mogą znieść, jeśli się choćby wydaje, że innej kobiecie wiedzie się lepiej. I dlatego przyjaźnię się głównie z mężczyznami.
Wszystkie kobiety przy stole zgodnie kiwnęły głowami.
– A co z seksem? – spytała któraś.
– Ja mówię każdemu, że ma największego, jakiego w życiu widziałam – przyznała Kitty. Kobiety zaśmiały się nerwowo. Kitty wysączyła słomką ostatnie krople swojej margarity. – To kwestia przetrwania – wyjaśniła.
14
U szczytu schodów otwierają się drzwi i staje w nich Bone, model męskiej bielizny i początkujący aktor. Jego sylwetka rysuje się na tle wejścia: jedno ramię uniesione, oparte o framugę, ciemne włosy opadają na twarz. Śmieje się, widząc, jak bez tchu pokonujesz ostatnie stopnie.
– A ty to zawsze gdzieś pędzisz – mówi, jakby sam całymi dniami wylegiwał się w łóżku. Przypominasz sobie, co powtarza jego przyjaciel, scenarzysta Stanford Blatch: „Bone zawsze wygląda tak, jakby miał przy sobie własnego oświetleniowca”. Aż w końcu nie wytrzymujesz i musisz odwrócić wzrok.
– Bone to ludzki odpowiednik futra z soboli – mawia też Stanford. Ostatnio Stanford ciągle ci o nim truje. Dzwoni telefon, odbierasz, a to Stanford.
– Kto jest bardziej seksy? Bone czy Keanu Reeves?
Wzdychasz. I choć tak do końca nie wiesz, kto to jest ten cały Bone, i prawdę mówiąc, masz go gdzieś, odpowiadasz: – Bone.
Może trochę z poczucia winy. Wiesz, że powinno się wiedzieć, kto to jest: to ten koleś, który widnieje rozpostarty, umięśniony, prawie nagi na gigantycznym billboardzie na Times Square i na wszystkich autobusach. Ale ty nigdy nie chodzisz na Times Square i nie zwracasz uwagi na autobusy, chyba że właśnie któryś z nich ma cię potrącić.
Ale Stanford pracuje nad tobą.
– Bone i ja przechodziliśmy niedawno koło jego billboardu – mówi. – I Bone chciał sobie urwać kawałek, żeby powiesić w mieszkaniu. Może nos? Ale mu poradziłem, że powinien zabrać tę wypukłość w slipkach. I jak kobiety będą go pytały, jakiego ma dużego, może śmiało mówić „czternaście stóp”.
– Bone zrobił dzisiaj coś uroczego – opowiada innym razem Stanford. – Chciał mnie zaprosić na obiad. Powiedział: „Stanford, tyle dla mnie zrobiłeś. Ja też chcę zrobić coś dla ciebie”. Ja mu na to: „Nie wygłupiaj się”, ale wiesz, on jest jedyną osobą w całym moim życiu, która zaproponowała, że mnie zabierze na obiad. Czy to możliwe, żeby ktoś tak piękny był tak miły?
Zgadzasz się poznać Bone’a.
„Będziesz gwiazdą”
Pierwszy raz spotykasz Bone’a w Bowery Bar, u boku Stanforda. Chcesz go nienawidzić. Ma dwadzieścia dwa lata. Model. I tak dalej. Masz nieodparte wrażenie, że on ciebie też chce nienawidzić. Czy okaże się strasznie durny? Poza tym uważasz, że takie sekssymbole nigdy nie są w życiu naprawdę seksy. Ostatni, którego poznałaś, przypominał robala. Dosłownie. Ale nie ten. Nie jest dokładnie tym, na co wygląda.
– Mam różne osobowości dla różnych ludzi – mówi.
Potem gubisz go w tłumie.
Jakieś dwa miesiące później jesteś na urodzinach pewnej modelki w Barocco i wpadasz na Bone’a. Stoi po drugiej stronie sali oparty o bar i uśmiecha się do ciebie. Macha. Podchodzisz. On cię ściska, a reporterzy robią wam zdjęcia. Potem on ląduje przy twoim stoliku. A ty akurat prowadzisz niekończącą się, zażartą kłótnię z przyjaciółką. Bone co jakiś czas nachyla się do ciebie i pyta, czy wszystko w porządku.
Odpowiadasz, że tak, bo skąd on ma wiedzieć, że wy zawsze rozmawiacie w ten sposób?
Stanford, który zna wszystkich w Hollywood, wysyła Bone’a do L.A. na przesłuchania do niewielkich ról w kilku filmach. Bone nagrywa mu wiadomość: „Wszyscy tu o tobie mówią. Jesteś wspaniały. Będziesz gwiazdą. Czy już ci to wystarczająco często powtarzałem? Jesteś gwiazdą, jesteś gwiazdą, jesteś gwiazdą”.
Stanford się śmieje.
– On mnie przedrzeźnia – mówi.
W końcu ty i Bone upijacie się razem w Bowery Bar.
Łatwy celujący Bone mieszka w maleńkiej kawalerce, gdzie wszystko jest białe: białe zasłony, białe prześcieradła, biała kołdra, biały fotel. Kiedy jesteś w łazience, rozglądasz się, czy używa też białych kosmetyków. Ale nie.
Bone wychował się w Des Moines, w stanie Iowa. Ojciec był nauczycielem. Mama szkolną pielęgniarką. W gimnazjum Bone nie kolegował się z „luzakami” z klasy. Miał same celujące i po lekcjach pomagał w nauce młodszym dzieciom. Był dla nich wzorem.
Bone nigdy nie myślał o zostaniu modelem, ale kiedy był w ósmej klasie, wybrano go na najprzystojniejszego chłopaka w szkole. Marzył skrycie, by robić w życiu coś fascynującego, na przykład zostać detektywem. Poszedł jednak na uniwersytet Iowa i przez dwa lata studiował literaturę, bo tak chciał tato. Jeden z asystentów, młody i przystojny, kiedyś zawołał Bone’a na konsultacje. Usiadł przy nim i położył mu rękę na nodze. Przesunął dłoń w górę aż do wypukłości w spodniach Bone’a.