Mimo to „związek” trwał wedle tych samych zasad. Za każdym razem, kiedy Carolyne i Sam wpadali na siebie, uprawiali seks. Którejś nocy spotkała go w klubie System i zrobiła mu laskę, w kącie. Potem wyszli na zewnątrz i pieprzyli się w pasażu za śmietnikiem. Po wszystkim Sam zapiął spodnie, cmoknął ją w policzek i powiedział:
– No, serdeczne dzięki. To na razie.
Carolyne zaczęła rzucać w niego śmieciami.
– Jeszcze z tobą nie skończyłam, Samuelu! – krzyknęła.
Dwa tygodnie później Cici była w Casa La Femme, gdzie spotkała dwóch znajomych facetów. Był z nimi trzeci. Śniady, miał na sobie cienką, białą koszulę i spodnie khaki. Cici stwierdziła, że facet ma wspaniałe ciało. Wydawał się nieśmiały, więc zaczęła z nim flirtować. Właśnie obcięła włosy i teraz ciągle odgarniała grzywkę z oczu i rzucała mu spojrzenia znad kieliszka szampana. Wszyscy wybierali się na urodziny jakiejś dziewczyny, na strych w SoHo; zaprosili też Cici. Szli na piechotę. Cici wciąż chichotała i wpadała na tego śniadego faceta, aż w pewnym momencie otoczył ją ramieniem.
– Ile masz lat? – spytał.
– Dwadzieścia cztery.
– Idealny wiek – powiedział.
– Idealny? Do czego?
– Dla mnie.
– A ty ile masz lat?
– Trzydzieści sześć – odpowiedział. Kłamał.
Na imprezie był tłok. Piwo w beczce, wódka i dżin w plastikowych kubkach. Cici właśnie odwróciła się od baru i miała sobie łyknąć piwa, kiedy ujrzała dziwo toczące się w jej kierunku z drugiej strony strychu: dużą dziewczynę z długimi, ciemnymi włosami, umalowaną jaskrawą, czerwoną szminką, a ubraną, dość niewytłumaczalnie, w długą „suknię” (jeśli tak to w ogóle można nazwać). Suknia wyglądała, jakby została sklecona z kwiecistych, szyfonowych apaszek. Arabskie noce.
Śniady facet akurat odwrócił się od baru.
– Carolyne! – zawołał. – Jaka piękna suknia.
– Dzięki, Sam – powiedziała Carolyne.
– Czy to dzieło tego nowego projektanta, o którym mi mówiłaś? – spytał Sam. – Tego, który miał dla ciebie zrobić kilka sukienek, jeśli o nim napiszesz? – Rzucił krzywy uśmieszek.
– A zamkniesz ty się?! – wrzasnęła Carolyne. Zwróciła się do Cici: – A ty kto? I co robisz na moich urodzinach?
– On mnie zaprosił – wyjaśniła Cici.
– A ty tak po prostu przyjmujesz zaproszenia od cudzych chłopaków, co?
– Carolyne, nie jestem twoim chłopakiem – wtrącił Sam.
– No pewno. Ty tylko ze dwadzieścia razy ze mną spałeś. Może ci przypomnę ostatni? Tę ręczną robótkę w Systemie?
– Robiłaś komuś laskę w klubie? – spytała Cici.
– Carolyne, ja mam, dziewczynę – powiedział Sam.
– Deportowali ją. A teraz nie możesz utrzymać swoich śliskich łapsk z daleka ode mnie.
– Ona wróciła. Mieszka ze mną.
– Masz dziewczynę? – spytała Cici. Powtarzała to pytanie w kółko przez całą drogę po schodach w dół, aż na ulicę.
Dwa tygodnie później Carolyne wpadła na Cici w toalecie, w klubie.
– Chcę ci tylko powiedzieć, że widziałam Sama – wycedziła Carolyne, nakładając czerwoną szminkę. – Padł przede mną na ziemię i na czworakach błagał, żebym do niego wróciła. Powiedział, że ja jestem ponad.
– Ponad co? – zapytała Cici, udając, że poprawia sobie rzęsy.
– Szlajałaś się z nim? – spytała Carolyne. Zatrzasnęła szminkę.
– Nie – odpowiedziała Cici. – Ja się z nikim nie szlajam.
Oczywiście, Carolyne i Cici zostały najlepszymi przyjaciółkami.
„Nienawidzę Miami”
Carrie poznała Cici mniej więcej o tej porze, w zeszłym roku, w Bowery Bar. Carrie siedziała w jednym z boksów, było dość późno, a ona czuła się do dupy. I wtedy obok klapnęła ta dziewczyna i zaczęła mówić coś takiego:
– Jesteś moją idolką. Jesteś piękna. Gdzie kupiłaś te buty, strasznie mi się podobają.
Carrie była mile połechtana.
– Chcę być twoją najlepszą koleżanką – powiedziała dziewczyna głosikiem, który otarł się o Carrie jak kot. – Mogę być twoją najlepszą koleżanką? Proszę?
– Ale słuchaj… hmm…
– Cici.
– Cici – powtórzyła Carrie dość sztywno. – To nie działa w ten sposób.
– Dlaczego?
– Dlatego, że ja jestem w Nowym Jorku od piętnastu lat. Od piętnastu lat i…
– Aha… – westchnęła Cici i skuliła się. – Ale mogę zadzwonić? Zadzwonię do ciebie.
I już przeskoczyła do innego stolika, usiadła, odwróciła się i pomachała do Carrie. Dwa tygodnie później Cici zadzwoniła.
– Musisz z nami pojechać do Miami!
– Nienawidzę Miami. Moja noga nigdy nie postanie w Miami – powiedziała Carrie. – Jeśli jeszcze kiedyś zadzwonisz i wspomnisz o Miami, to się rozłączę.
– Aleś ty śmieszna – powiedziała Cici.
W Miami Cici i Carolyne zatrzymały się u bogatych kolegów Carolyne z Uniwersytetu Teksańskiego. W piątkowy wieczór poszli się wszyscy zabawić i się popili. Cici całowała się z jednym z kolesiów z Teksasu, z Dexterem. Ale już drugiego wieczoru zaczął ją wkurzać, bo wszędzie za nią łaził, obejmował ją, chciał całować – jakby byli jakąś parą czy co.
– Choć na górę, to się popieścimy – szeptał jej ciągle do ucha.
Cici nie miała ochoty, więc zaczęła go olewać. Dexter się wkurzył i wybiegł z domu. Wrócił kilka godzin później z dziewczyną.
– Siemanko wszystkim – rzucił i przechodząc przez salon, pomachał do Cici. Poszedł z tą dziewczyną na górę. Dziewczyna mu obciągnęła. Potem zeszli na dół, a Dexter odstawił cały teatr, zapisując sobie jej numer telefonu.
Cici wybiegła z domu, krzycząc i płacząc, właśnie w chwili, gdy Carolyne wjeżdżała na podjazd pożyczonym samochodem. Ona też krzyczała i płakała. Wpadła na Sama, który przypadkiem był w Miami i chciał ją namówić na trójkąt z jakąś blond zdzirą, striptizerką. A kiedy Carolyne powiedziała mu: – Pierdol się! – popchnął ją na piasek na South Beach i wrzasnął:
– Pokazywałem się z tobą tylko dlatego, że zawsze na imprezach robili nam zdjęcia!
„Szósta Strona”
Dwa tygodnie później Carolyne znalazła się w plotkarskiej kolumnie „Szósta Strona” w „Post”. Wybrała się na imprezę do klubu Tunnel, a kiedy bramkarz nie chciał jej wpuścić, zaczęła strasznie wrzeszczeć. On chciał ją zaprowadzić do taksówki, ona go uderzyła, a on ją powalił na ziemię i przygwoździł do chodnika. Następnego dnia zmusiła wydawcę pisma, w którym pracowała, żeby zadzwonił do klubu i kazał zwolnić tego bramkarza, a potem zadzwoniła do „Szóstej Strony”. Kiedy gazeta wyszła, kupiła dwadzieścia egzemplarzy.
Potem Cici wywalono z mieszkania, które wynajmowała z pewną prawniczką z Filadelfii – starszą siostrą jej szkolnej koleżanki. Prawniczka stwierdziła:
– Cici, zmieniłaś się. Naprawdę się o ciebie martwię. Nie jesteś już miłą osobą i nie wiem, co mam z tym począć.
Cici wydarła się na nią, że jest po prostu zazdrosna, a potem przeprowadziła się na kanapę Carolyne.
Mniej więcej w tym czasie w jednej z plotkarskich kolumn ukazała się niefortunna wzmianka o Carrie. Starała się to zignorować, kiedy zadzwoniła podniecona Cici.
– O kurczę! Jesteś sławna! – szczebiotała. – Jesteś w gazetach! Czytałaś?