– Umie też dygać – rzuciła ironicznie Amanda w kierunku Carrie. – Robi różne sztuczki. Matce udało się umieścić zdjęcie Brooke na okładce jednego z pism o dzieciach i od tamtej pory jej odbiło. Kiedykolwiek bym do niej zadzwoniła, akurat goni z Brooke na kolejne „przesłuchanie”. Zapisała ją do agencji modelek. Nie powiem, mała jest słodka, ale…
W tym momencie przeszła obok nich kolejna matka, trzymając za rączkę dwuletniego chłopczyka.
– Patrz, Garrick, stół. Stół, Garrick. Potrafisz powiedzieć „stół”? A co robimy przy stole? Jemy, Garrick. Przy stole jemy. Potrafisz przeliterować stół? S-t-ó-ł. Garrick, chodnik. Garrick. Ch-o-d-n-i-k. Garrick…
Amanda zaczęła przygotowywać dip cebulowy.
– Przepraszam – powiedziała Georgia, kobieta w kostiumie w szachownicę. – Dip cebulowy? Tylko trzymaj go z daleka od dzieci. Tłuszcz i sól strasznie je pobudzają.
To zastrzeżenie nie powstrzymało jej jednak przed włożeniem palca w toksyczną substancję i oblizaniem go ze smakiem.
– Dziewczyny, byłyście już w sali gimnastycznej w Sutton? – spytała. – Jest fantastyczna. Musisz tam zabrać Chestera. To jak siłownia Davida Bartona dla dzieci. Czy on już mówi? Bo jak mówi, to możemy naszym dzieciom zorganizować zabawową randkę. Rosie ma niecały roczek, ale chcę jej zapewnić rozwojowe randki zabawowe.
– Polecam wam też lekcje masażu dla dzieci na Dziewięćdziesiątej Drugiej Y. To wzmaga więzi. Nie karmisz już chyba piersią, prawda? Tak myślałam. – Georgia zaaplikowała sobie kolejną porcję cebulowego dipu. – A jak tam twoja niania?
– Dobrze – odpowiedziała Amanda, spoglądając na Packarda.
– Jest z Jamajki. Naprawdę nam się z nią udało – potwierdził Packard.
– No tak, ale czy jesteście pewni, że rzeczywiście dobrze się opiekuje Chesterkiem? – spytała Georgia.
– Mnie się zdaje, że tak – powiedział Packard.
– Tak, ale ja mam na myśli naprawdę dobrą opiekę – nie dawała za wygraną Georgia, rzucając Amandzie wymowne spojrzenie.
W tym momencie Packard przezornie się wycofał.
– Z tymi niańkami nigdy nie dość ostrożności – ciągnęła Georgia, pochylając się do Amandy. – Ja przeszłam przez jedenaście. I w końcu kupiłam kamerę szpiegowską.
– Kamerę szpiegowską? – spytała Carrie.
Georgia spojrzała na Carrie, jakby dopiero ją zauważyła.
– Ty nie masz dzieci, prawda? W każdym razie, myślałam, że to będzie kosztowało fortunę, ale skąd. Moja koleżanka zobaczyła to w programie Oprah. Do domu przychodzi facet i wszystko instaluje. Możesz podglądać niańkę przez pięć godzin. Zadzwoniłam do mojej i pytam: „Co dziś robiłaś?”, a ona mówi: „Zabrałam Jonesa do parku, potem się bawiliśmy”. Wszystko kłamstwo. Nawet nie wyszła z domu! Cały dzień tylko oglądała telewizję i gadała przez telefon. Teraz wszystkie moje koleżanki założyły sobie te kamery. Jedna widziała, jak niańka usiłuje rozmontować kamerę!
– Ale numer – powiedziała Amanda.
„Zaraz haftnę” – pomyślała Carrie.
„Seks małżeński”
Carrie poszła do łazienki za sypialnią Amandy i Packarda. Julie wciąż siedziała w sypialni z Barrym. Leżał na łóżku z główką na jej kolanach. Były tam też Becca i Janice. Rozmawiały o swoich mężach.
– Coś wam powiem o małżeńskim seksie – mówiła Becca. – Po co to komu?
– Po co komu mąż? – dodała Julie. – To znaczy, komu potrzebne dwoje dzieci?
– Absolutnie się zgadzam – powiedziała Janice. – Tyle że teraz chcę kolejnego dzidziusia. Już myślałam, żeby się pozbyć męża, ale teraz nie jestem pewna, czy chcę… na razie.
Julie pochyliła się nad synem.
– Kiedy ty dorośniesz, maleńki mój?
Carrie wróciła do salonu. Podeszła do okna złapać trochę świeżego powietrza. Garrick jakimś cudem odłączył się od matki i stał teraz, zagubiony, w kącie.
Carrie się pochyliła. Wyjęła coś z torebki.
– Psst. Hej, mały – szepnęła, kiwając na niego. – Chodź no tutaj.
Zaciekawiony Garrick przydreptał bliżej. Carrie trzymała przed sobą malutki pakuneczek.
– Kondom, Garrick – szepnęła. – Potrafisz powiedzieć „kondom”? K-O-N-D-O-M. Gdyby twoi rodzice tego używali, mogłoby cię tutaj w ogóle nie być.
Garrick wyciągnął rączkę.
– Kondom – powiedział.
Dwa dni później Amanda zadzwoniła do Carrie.
– Właśnie przeżyłam najgorszy dzień mojego życia – powiedziała. – Moja niania ma dziecko, synka, trzy miesiące starszego od Chestera. Jej synek zachorował, więc musiałam zostać w domu. Najpierw chciałam zabrać Chestera do parku. Nie wiedziałam, gdzie jest furtka na plac zabaw i strasznie mi było głupio, bo wszystkie niańki były już w środku, a ja nie mogłam wykombinować, jak się tam dostać. Patrzyły na mnie w stylu „A ty kto?” Potem Chester chciał iść na zjeżdżalnię. Zjechał chyba dwadzieścia razy. A ja tylko ciągle spoglądałam na ten wielki zegar na Piątej Alei. Pięć minut. Huśtałam Chestera na huśtawce. Kolejne pięć minut minęło. Pozwoliłam mu się bawić w piaskownicy. Potem znowu zjeżdżalnia. W sumie piętnaście minut. „Nie masz dosyć?” – spytałam. Wrzeszczącego i kopiącego włożyłam do wózka. „Musimy zrobić zakupy” – powiedziałam. Biedny Chester. Gnałam z nim chodnikiem, a on podskakiwał w wózku i nie wiedział, co się dzieje. Próbowałam coś sobie kupić, ale wózek nie chciał się zmieścić w przymierzalni. Potem poszliśmy do banku, ale wózek zaklinował się w drzwiach obrotowych. Niby skąd miałam wiedzieć, że przez obrotowe drzwi nie wolno wchodzić z wózkiem? Byliśmy w pułapce. Jakiś facet musiał nas przepychać cal po calu.
W końcu było wpół do dwunastej. Zabrałam go do domu i ugotowałam mu lunch. Jajko.
Wieczorem Carrie zadzwoniła do Mr. Biga. Zapomniała o różnicy czasowej. Mr. Big spał. – Chciałam ci tylko powiedzieć, że dostałam okres.
– No to… nie będzie dzidziusia – powiedział.
Rozłączyli się, ale dwie minuty później on oddzwonił.
– Właśnie mi się przypomniał sen, który miałem, jak zadzwoniłaś – powiedział. – Śniło mi się, że mamy dziecko.
– Dziecko? – spytała Carrie. – A jakie dziecko?
– Takie zupełnie macrupkie – powiedział Mr. Big. – No wiesz, noworodka. Leżało w łóżku między nami.
20
Carrie poznała Dziewczynę w toalecie nocnego klubu. Wcale nie zamierzała jej poznawać.
Ktoś pukał do drzwi kabiny. Carrie była w dobrym humorze, siedziały sobie w toalecie z Cici, więc zamiast powiedzieć temu komuś, żeby się odwalił, troszkę uchyliła drzwi. Stała tam Dziewczyna. Miała czarne włosy i mogłaby być piękna.
– Mogę? – zapytała.
– Pewnie – odpowiedziała Carrie.
– Przepraszam – wtrąciła Cici – ale czy my cię znamy?
– Nie, nie znamy.
– Co macie? – spytała Dziewczyna.
– A co byś chciała? – spytała Carrie.
– Mam naprawdę świetne zielsko – powiedziała Dziewczyna.
– Fajnie – stwierdziła Carrie.
Dziewczyna zapaliła jointa i podała dalej.
– Najlepsze ziele, jakie paliłyście.
– Wątpię – powiedziała Carrie, zaciągając się głęboko.
Klub był zatłoczony. W toalecie było przyjemnie. Dziewczyna oparła się o ścianę i przejęła skręta. Powiedziała, że ma dwadzieścia siedem lat, w co Carrie nie uwierzyła, ale to też było w porządku. Bo w tamtej chwili to była przecież tylko dziewczyna spotkana w toalecie. Tak bywa. Często.