Выбрать главу

– Byłaś kiedyś z kobietą? – zapytała teraz Dziewczyna. – Spodobałoby ci się.

– OK – zgodziła się Carie.

„Jestem gotowa – myślała. – Już czas. Może przez całe życie byłam ukrytą lesbijką, tylko sama o tym nie wiedziałam?” Wyobraziła sobie pocałunki. Kobieta będzie bardziej miękka i delikatna niż mężczyzna. Ale to dobrze.

Potem Carrie poszła do domu Dziewczyny. Dziewczyna zajmowała dwusypialniowy apartament w ekskluzywnym wieżowcu na Upper East Side. Miała modne duńskie meble pokryte tkaniną z afgańskiej wełny. Na stoliczkach stały porcelanowe kotki. Poszły do kuchni, Dziewczyna zapaliła niedopałek jointa. Miała całą ceramiczną miseczkę pełną takich niedopałków. I otwartą, do połowy pełną butelkę wina. Nalała dla obu i podała Carrie kieliszek.

– Ja jeszcze ciągle czasem sypiam z facetami, ale mnie wkurzają.

– Uhm – mruknęła Carrie. Zastanawiała się, kiedy Dziewczyna zrobi pierwszy krok. I jak to zrobi.

– Sypiam i z mężczyznami, i z kobietami – powiedziała Dziewczyna. – Ale wolę kobiety.

– To po co sypiasz z facetami? – spytała Carrie.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

– Przydają się.

– Innymi słowy, ta sama stara historia – stwierdziła Carrie. Rozejrzała się po mieszkaniu. Zapaliła papierosa i oparła się o kuchenny blat. – No dobra. O co chodzi? Serio. Musisz być bogata z domu, żeby sobie pozwolić na to miejsce, albo masz coś na boku.

Dziewczyna upiła łyk wina.

– Tańczę – powiedziała.

– Aha, rozumiem. – Carrie pokiwała głową. – A gdzie?

– W Stringfellows. Jestem dobra. Potrafię wyciągnąć tysiąc za noc.

– A więc o to chodzi.

– Dasz papierosa? – poprosiła Dziewczyna.

– Wszystkie tancerki topless sypiają ze sobą nawzajem, bo nienawidzą mężczyzn.

– No cóż – przyznała Dziewczyna. – Wszyscy faceci to patałachy.

– Ci, których znasz. Ci, którzy chodzą do twojego klubu – powiedziała Carrie.

– A jest jakiś inny rodzaj? – spytała Dziewczyna.

W kuchennym świetle Carrie dostrzegła, że jej cera nie jest wcale ładna, a gruba warstwa makijażu ukrywa przebarwienia i dzioby.

– Zmęczona jestem – powiedziała Dziewczyna. – Chodźmy się położyć.

– No to chodźmy – zgodziła się Carrie.

Poszły do sypialni. Carrie usiadła na brzegu łóżka i starała się podtrzymać rozmowę.

– Przebiorę się w coś wygodniejszego – powiedziała Dziewczyna. Podeszła do szafy. Zdjęła te drogie skórzane spodnie i włożyła powyciągane, szare dresy. Wyjęła podkoszulek. Kiedy odpinała stanik, odwróciła się tyłem. Bez ubrania była niska i raczej pulchnawa.

Położyły się na nierozścielonym łóżku. Marihuana powoli przestawała działać.

– Masz chłopaka? – spytała Dziewczyna.

– Tak – odparła Carrie. – Mam i szaleję za nim.

Leżały tak przez kilka minut. Carrie poczuła, że z tęsknoty za Mr. Bigiem rozbolał ją brzuch.

– Słuchaj – powiedziała. – Muszę iść od domu, ale super było cię poznać., – I vice versa – mruknęła Dziewczyna. Odwróciła głowę do ściany i zamknęła oczy. – Zatrzaśnij za sobą dobrze drzwi, dobra? Zadzwonię do ciebie.

Dwa dni później zadzwonił telefon. To była Dziewczyna. „Dlaczego dałam jej numer?” – pomyślała Carrie.

– Cześć. Carrie? To ja – powiedziała Dziewczyna. – Jak leci?

– W porządku – powiedziała Carrie. Pauza. – Słuchaj. Mogę do ciebie za chwilę oddzwonić? Daj mi swój numer.

Zapisała telefon Dziewczyny, choć już go miała. Nie oddzwoniła i przez następne dwie godziny do czasu, aż nie wyszła z domu, w ogóle nie odbierała telefonów. Włączyła automatyczną sekretarkę.

Wybieg Kilka dni później Carrie była na pokazie mody Ralpha Laurena w Bryant Park. Dziewczyny, wszystkie wysokie i smukłe, wychodziły na wybieg jedna za drugą, długie, jasne włosy owiewały im ramiona. Przez chwilę ten świat był piękny, a kiedy dziewczyny się mijały, ich oczy się spotykały, a one posyłały sobie tajemnicze uśmiechy.

21

Biegnące z wilkami: Wieczni kawalerowie?
Na drzewo

W ostatnich tygodniach wydarzyło się kilka pozornie ze sobą niezwiązanych, a jednak podobnych historii.

Simon Piperstock, właściciel firmy komputerowej, leżał w łóżku, w swoim zacisznym, trzypokojowym apartamencie i wygrzewał grypę, kiedy zadzwonił telefon.

– Ty głupi dupku – powiedział kobiecy głos.

– Co? – spytał Simon. – Kto mówi?

– Ja.

– No dobra, M.K., miałem do ciebie dzwonić, ale złapałem grypę. Superprzyjęcie wydałaś.

– Świetnie, że ci się podobało – powiedziała M.K. – bo nikt poza tobą dobrze się nie bawił.

– Naprawdę? – Simon usiadł na łóżku.

– Przez ciebie, Simon. Twoje zachowanie jest niewybaczalne. Niesmaczne.

– Ale co ja takiego zrobiłem?

– Przyprowadziłeś tę zdzirę. Zawsze jakąś sprowadzasz. Nikt już tego nie może znieść.

– Zaraz, zaraz, wolnego – powiedział Simon. – Teesie to nie żadna zdzira. To bardzo inteligentna dziewczyna.

– Pewnie, Simon – syknęła M.K. – Czemu nie zaczniesz normalnie żyć? Czemu się nie ożenisz?

Odłożyła słuchawkę.

Harry Samson, lat czterdzieści sześć, znany w świecie kawalerów do wzięcia handlarz dziełami sztuki, spędzał swój typowy pijacki wieczór w klubie Fredrick’s, kiedy przedstawiono go bardzo atrakcyjnej dwudziestokilkulatce. Właśnie się przeprowadziła do Nowego Jorku i została asystentką jednego z malarzy, z którym współpracował też Harry.

– Hej, jestem Harry Samson – powiedział swoim zaśpiewem ze Wschodniego Wybrzeża, być może lekko przesadzonym przez fakt, że z kącika ust zwisał mu papieros.

– Wiem, kim jesteś – powiedziała dziewczyna.

– Napijesz się? – zaproponował Harry.

Spojrzała wymownie na koleżankę, która jej towarzyszyła.

– Jesteś tym facetem, no nie? – spytała. – Nie, dzięki. Znam doskonale twoją reputację.

– To miejsce dziś cuchnie – powiedział Harry do samego siebie.

Coś rzeczywiście gnije w nowojorskiej społeczności, a jest to osobnik znany dotąd jako „wolny facet” albo „kawaler do wzięcia”. To nie jest twoja wyobraźnia. Ci mężczyźni, już po czterdziestce, a nawet po pięćdziesiątce, którzy nigdy nie byli żonaci, którzy od wielu, wielu lat nie mieli stałej partnerki, zaczynają wydzielać specyficzny, charakterystyczny smrodek. Dowody na to są wszędzie.

Miranda Hobbes była na przyjęciu bożonarodzeniowym i wpadła na Packarda i Amandę Deale’ów, parę, którą kiedyś poznała przez Sama – bankiera, z którym chodziła latem przez trzy miesiące.

– Gdzie się podziewałaś? – spytała Amanda. – Zostawialiśmy ci zaproszenia na kilka imprez do nas, ale nigdy nie oddzwaniałaś.

– Nie mogłam – przyznała Miranda. – Wiem, że się przyjaźnicie z Samem, a ja… no, przykro mi, ale po prostu nie mogę go znieść. Nie mogę nawet wytrzymać z nim w jednym pokoju. Ten facet jest chory. Chyba nienawidzi kobiet. Zwodzi cię, mówi, że chce się żenić, a potem nagle przestaje dzwonić. A tymczasem podrywa dwudziestolatki.

Packard przysunął się bliżej.

– My też się już z nim nie przyjaźnimy – powiedział. – Amanda nie może go strawić i ja też. Teraz się skumplował z facetem o imieniu Barry i co noc nie robią nic innego, tylko chodzą we dwóch po restauracjach w SoHo i starają się wyrywać dziewczyny.