Выбрать главу

Mr. Big się roześmiał.

– A skoro tak uważasz, to naprawdę jesteś głupia.

– Nie zaczynaj, kurwa, ze mną – syknęła Carrie. Przechyliła się przez stół, nagle tak wściekła, że sama siebie nie poznawała. – Bo jak ze mną, kurwa, zadrzesz, to już dopilnuję, żeby cię rozpieprzyć w drobny mak! I nawet przez sekundę nie miej wątpliwości, że zrobię to z największą radością.

– Nie wstajesz dość wcześnie, żeby mnie pieprzyć – próbował zażartować Mr. Big.

– Bo nie mam ochoty. Jeszcze to do ciebie nie dotarło?

– Otarła kącik ust serwetką. „W to się nie ładuj – myślała.

– Tylko się w to nie ładuj”. A na głos powiedziała: – Przepraszam. Odbiło mi, jestem jakaś spięta.

Nazajutrz rano, kiedy wrócili do miasta, Mr. Big powiedział:

– No, to pogadamy później.

– Pogadamy? To znaczy, że dziś wieczorem się nie zobaczymy? – spytała Carrie.

– Nie wiem. Myślę, że może powinniśmy zrobić sobie małą przerwę. Odpocząć od siebie przez kilka dni, aż ten nastrój ci przejdzie.

– Już dawno mi przeszedł.

Zadzwoniła do niego do pracy.

– Chyba o czymś nie wiem, prawda? – spytał.

– Daj spokój, głuptasie. Czy już nie można mieć po prostu kiepskiego humoru? Przecież to nie koniec świata. W związkach tak czasem bywa. Powiedziałam, że przepraszam.

– Nie chcę żadnych awantur.

– Obiecuję, że będę słodka. Czy teraz nie jestem słodka? Widzisz? Koniec ze złym nastrojem.

– Powiedzmy – mruknął Mr. Big.

Kiedy Biga nie ma Czas mijał. Mr. Big wyjechał na wiele tygodni w interesach. Carrie w tym czasie mieszkała u niego. Czasami wpadał Stanford Błatch i wtedy zachowywali się z Carrie jak dwoje nastolatków, których rodzice wyjechali z miasta: palili trawę, pili whisky, piekli czekoladowe ciasteczka i oglądali głupie filmy. Robili bałagan, a rano przychodziła sprzątaczka i wszystko doprowadzała do porządku, na kolanach czyszcząc plamy od soku na białych dywanach.

Kilka razy zadzwoniła Samantha Jones. Opowiadała Carrie o tych wszystkich cudownych facetach, jakich poznała, i o tych wszystkich genialnych imprezach, na których była. A potem nieodmiennie pytała:

– A ty co porabiasz?

– Pracuję, po prostu pracuję – odpowiadała Carrie.

– Powinnyśmy gdzieś razem wyjść. Póki Biga nie ma… – kusiła Sam, ale nigdy nie padły żadne konkretne propozycje. Po pewnym czasie Carrie już nawet nie miała ochoty z nią rozmawiać. Ale potem miała chandrę, więc sama zadzwoniła do Samanthy i poszła z nią na lunch. Na początku było miło. Ale potem Sam znów zaczęła rozprawiać o tych wszystkich projektach filmowych i o wielkich szychach, z którymi będzie robić interesy. Carrie pracowała nad własnym projektem, a Sam go skomentowała:

– To słodkie, wiesz. Miluśki pomysł.

– A co w nim takiego miluśkiego? – spytała Carrie.

– No, miłe. Wiesz, lekkie. No, sama wiesz. Tołstoj to to nie jest.

– Nie próbuję być Tołstojem – mruknęła Carrie. Ale oczywiście próbowała.

– A więc o to ci chodzi – powiedziała Sam. – Daj spokój, znam cię od zawsze. Powinnam chyba móc ci szczerze powiedzieć, co myślę, żebyś się od razu nie obrażała. To nie ma z tobą nic wspólnego.

– Doprawdy? – spytała Carie. – Ciekawe.

– A poza tym – ciągnęła Sam – prawdopodobnie i tak w końcu wyjdziesz za Mr. Biga i urodzisz dzieci. Daj spokój. Wszystkie tego chcemy.

– No proszę, ale mam szczęście, co? – warknęła Carrie i zapłaciła rachunek.

„Chcę znać prawdę”

Mr. Big wrócił z podróży i wybrali się z Carrie na długi weekend do St. Barts. Pierwszej nocy Carrie się śniło, że Mr. Big ma romans z jakąś ciemnowłosą kobietą. Carrie weszła do restauracji, a Mr. Big był tam z tą kobietą, która siedziała na miejscu Carrie. Całowali się.

– Co się dzieje? – spytała Carrie.

– Nic – powiedział Mr. Big.

– Chcę znać prawdę.

– Zakochałem się w niej. Chcemy być razem – wyjaśnił Mr. Big.

Carrie doznała znajomego uczucia zranienia i niedowierzania.

– W porządku – powiedziała.

Wyszła z restauracji i poszła na jakieś pole. Z nieba zlatywały gigantyczne konie w złotych uprzężach i zbiegały po zboczu góry. Kiedy Carrie zobaczyła te konie, zrozumiała, że Mr. Big i jego uczucia do niej są w ogóle nieistotne.

Obudziła się.

– Miałaś zły sen – zatroszczył się Mr. Big. – Chodź do mnie.

Wyciągnął ramię.

– Nie dotykaj mnie! – prawie krzyknęła. – Niedobrze mi.

Sen wisiał nad nią przez następne dni.

– Co mogę na to poradzić? – narzekał Mr. Big. – Nie mogę przecież konkurować ze snem.

Siedzieli na brzegu basenu ze stopami zanurzonymi w wodzie. Światło słoneczne było niemal białe.

– Uważasz, że dosyć ze sobą rozmawiamy? – spytała Carrie.

– Nie. Prawdopodobnie nie.

Pojechali na spacer, poszli na plażę i na lunch, i rozmawiali o tym, jak jest pięknie i jak świetnie wypoczywają. Wydawali okrzyki zachwytu nad kurą przecinającą jezdnię z dwoma małymi kurczątkami. Litowali się nad maleńkim węgorzem uwięzionym w kałuży po odpływie, nad szczurami rozgniecionymi na poboczu.

– Czy my jesteśmy przyjaciółmi? – spytała Carrie.

– Był czas, kiedy naprawdę byliśmy przyjaciółmi – powiedział Mr. Big. – Wtedy czułem, że rozumiesz moją duszę.

Jechali wąskimi, krętymi, bocznymi drogami.

– Człowiek się stara i stara, aż do chwili, kiedy się w końcu zmęczy albo go to przestaje interesować – powiedziała Carrie.

Nie odzywali się przez jakiś czas. W końcu Carrie spytała:

– Dlaczego nigdy mi nie mówisz „kocham cię”?

– Bo się boję. Boję się, że jeśli powiem „kocham cię”, to sobie pomyślisz, że chcę się z tobą ożenić…

Mr. Big zwolnił. Przejechali przez próg na drodze, minęli cmentarz pełen plastikowych, jaskrawych kwiatów. Przy drodze stała grupka młodych chłopaków w samych spodniach, bez koszul. Palili papierosy.

– Sam nie wiem – powiedział Mr. Big. – A co jest złego w tym, jak jest teraz?

Później, kiedy już się pakowali przed powrotem, Mr. Big zapytał:

– Nie widziałaś moich butów? Dopilnuj, żeby spakować mój szampon, dobrze?

– Nie, nie widziałam i tak, oczywiście, kochanie – rzuciła lekko Carrie.

Poszła do łazienki. W lustrze wyglądała dobrze. Opalona, szczupła blondynka. Zaczęła pakować swoje kosmetyki. Szczoteczka do zębów. Krem do twarzy. Jego szampon wciąż leżał w kabinie prysznicu, ale zdecydowała, że go nie zauważy. „A co będzie, jak zajdę w ciążę?” – pomyślała. Nie powie mu, w tajemnicy dokona aborcji i nigdy już się do niego nie odezwie. Albo powie mu i przerwie ciążę, i nigdy się do niego nie odezwie. Albo urodzi to dziecko i wychowa je samotnie, ale to by mogło nie wypalić. Bo gdyby tak bardzo go nienawidziła za to, że nie chciał z nią być, że zaczęłaby też nienawidzić jego dziecko?

Wróciła do sypialni, włożyła buty na wysokich obcasach i słomkowy kapelusz. Był robiony na zamówienie i kosztował ponad pięćset dolarów.

– Och, kochanie… – zaczęła.

– Tak? – spytał. Był odwrócony tyłem. Pakował rzeczy do walizki.

Chciała powiedzieć: „No to tyle, mój drogi. To koniec. Świetnie nam było razem. Ale zawsze uważałam, że lepiej kończyć w dobrym momencie i z klasą. Rozumiesz…?”

Mr. Big podniósł głowę. – No co? – spytał. – Chciałaś czegoś, skarbie?

– Nie, już nic – powiedziała Carrie. – Zapomniałam o twoim szamponie, to wszystko.