— Takie zatem są twoje zamiary? A teraz co chcesz zrobić: Zabić wszystkich, którzy są w środku?
Dubhe poczuła, że dusi ją wściekłość, że nie ma nad sobą pełnej kontroli. Symbol na jej ramieniu pulsował.
— Nie interesuje mnie nic takiego. Chcę tylko wiedzieć kto rzucił na mnie klątwę.
— Wiesz, że ja ci tego nie powiem. Jeżeli Sarnek kiedykolwiek mówił ci o mnie, powinnaś o tym wiedzieć.
— Nie ośmielaj się nawet o nim wspominać!
— Oto twój problem, Dubhe, ten głupi afekt do Przegranego. Ale ty nie chcesz tego zrozumieć…
Dubhe przycisnęła ostrze do jego gardła i poczuła, jak spływający strumyczek krwi moczy jej ramię.
— Nie lekceważ mnie.
Nawet teraz Yeshol nie wydawał się zdenerwowany.
— Krew mnie nie przeraża, śmierć też nie. Są moim żywiołem. Nie powiem ci, kto to był. I chyba nie muszę ci przypominać, że jeżeli mnie zabijesz, nie tylko nie uwolnisz się od klątwy, ale będziesz miała na karku całą Gildię. Zachęcałbym cię zatem do chwili zastanowienia, odłożenia broni i podyskutowania ze mną. Jest wiele do powiedzenia. A poza tym, co chcesz zrobić? Wystarczyła ci tylko lekka woń krwi, a już jesteś wzburzona.
To była prawda. Trudno jej było zachować kontrolę, Bestia mogła się w każdej chwili przebudzić.
Dubhe puściła go ze złością. Yeshol w ostatniej chwili zdążył złapać się stojącego przed nim stołu.
Pozostał tak nieruchomo przez kilka chwil, po czym odwrócił się, a jego twarz przybrała swój zwykły pogardliwy uśmiech. Wskazał jej krzesło.
— Nie ma wątpliwości, jesteś dobra. Lata zmarnowane na pracę w hakterze złodziejki, a tu proszę… Twoje ciało, twa zwinność…
Dubhe zacisnęła pięści i opuściła wzrok. — Siadaj — powiedział jej wreszcie.
Dubhe posłuchała. Jej nogi lekko zadrżały.
— Dlaczego? — spytała.
— A sama nie rozumiesz?
— Może i jestem Dzieckiem Śmierci, ale macie tu chmary zabójców, nie potrzebujecie mnie.
Yeshol uśmiechnął się.
— Czy chcesz przypadkiem udowodnić mi, że podziw, jaki dla ciebie żywię, jest całkowicie bezpodstawny? Dubhe, poświęceni nie mogą uniknąć swego przeznaczenia, a twoje jest pod znakiem Thenaara.
— Ja nie jestem zabójczynią.
— Ależ jesteś, urodziłaś się, aby nią być.
— Ja nie zabijam! — wrzasnęła.
— Zrobiłaś to, i to całkiem niedawno.
Dubhe poczuła zawroty głowy.
— Jesteś jedną z nas i byłaś nią, jeszcze zanim się urodziłaś. Otrzymałaś nasze przeszkolenie i w głębi serca sama wiesz, że niczego innego nie umiałabyś robić. To, czym się zajmujesz teraz, aby przetrwać, to nędzne życie złodziejki, które prowadzisz, jest olbrzymim marnotrawieniem talentu i poniża cię, bo nie jest to twoja droga. Ty należysz do nas i w głębi duszy jesteś tego świadoma. Dubhe zacisnęła pięści. Przypomniała sobie czarnego mężczyznę odcinającego się wyraźnie na tle zachodu słońca, mężczyznę, który przyszedł o nią wypytywać, mężczyznę, który zniszczył jej marzenie o spokojnym życiu z Mistrzem.
Jej gniew narastał. Dlatego, że słowa Yeshola w straszliwy sposób zgadzały się z tymi, które ona sama powtarzała sobie przez długie lata, i potwierdzały wstręt, jaki czuła do samej siebie, oraz poczucie ucisku, które towarzyszyło jej przez wszystkie dni jej życia. Zawsze wierzyła w przeznaczenie.
— Ja nie podzielam waszych barbarzyńskich kultów, Thenaara czy jakiegokolwiek innego głupiego bóstwa, żadne z nich nie istnieje.
Na Yesholu bluźnierstwo to nie zrobiło najmniejszego wrażenia.
— To Thenaar ciebie chce.
Dubhe wykonała gest zniecierpliwienia.
— Wszystko to niepotrzebne i śmieszne pogaduszki. Przejdź raczej do sedna. Czego chcesz za zdradzenie mi tego, co wiesz?
— Widzę, że w dalszym ciągu nie rozumiesz. Ja nigdy nic ci nie powiem, ani teraz, ani w przyszłości.
Dubhe wbiła swój sztylet w drewno biurka.
— Jeżeli taki jest twój zamiar, jestem kobietą martwą, a martwa kobieta niczego się nie boi. Może was całkiem nie unicestwię, ale z pewnością wielu z twoich ludzi, a ty sam jako pierwszy pójdziesz za mną.
— Zabójca jest zimny, Dubhe, a ty dzisiaj mówisz, nie myśląc. Przecież fakt, że nic ci nie powiem, nie oznacza, że nie chcę ci pomóc.
Dubhe siedziała oszołomiona.
— My znamy sposób, aby utrzymać tę klątwę pod kontrolą.
— Kłamiesz. Powiedziano mi, że tak nie jest.
— Ten, kto to zrobił, nic nie zrozumiał. To nie jest pieczęć, to klątwa. A klątwa może zostać zdjęta nawet przez kogoś, kto jej nie rzucił.
— A więc?
— A więc my będziemy ci podawać lekarstwo, które cię wyleczy, ale po trochu. Potrzeba będzie lat, abyś wyzdrowiała. A w ciągu tych lat będziesz nam służyć.
Dubhe pozwoliła sobie na sarkastyczny uśmiech.
— Oto zatem powód wszystkiego…
— Widzę, że zaczynasz myśleć.
— Do diabła…
— Jesteś nierozsądna. Twoje miejsce jest tutaj: twój codzienny ból i wciąż otwarta rana po śmierci Sarnka… odczuwasz to wszystko, bo nie jesteś jeszcze w domu. W tym miejscu odnajdziesz spokój, którego szukasz, bo to tym murom i tej ciemności zostałaś przeznaczona jeszcze przed narodzeniem. Dubhe patrzyła na niego twardo.
— Ty draniu, znalazłeś naprawdę piękny sposób… Ale ja nienawidzę tego miejsca i wolę umrzeć niż oddać się wam w służbę.
— To twój wybór. Ale przemyśl to dobrze. Nie mówimy o śmierci, jaką zawsze widziałaś. Nie mówimy o starcu, który oddaje swą duszę na końcu swoich dni, we własnym łóżku, być może zadowolony ze swojego małego życia. Nie mówimy o truciźnie, która zabije cię po kilku chwilach bólu, albo o ostrzu, które przeniknie twoje ciało, ani o wszystkich innych rzeczach, które pojmujesz i które znasz. Mówimy o otchłani, o miejscu, z którego nie można się wydostać, miejscu mrocznym, którego nikt, zapewniam cię, nikt nie zna. Twój umysł będzie zanikał dzień po dniu, a ty będziesz próbowała odnaleźć samą siebie, będziesz próbowała ze wszystkich sił. Ale Bestia, która w tobie żyje, nie zna spokoju i jest wiecznie wygłodniała. Będzie cię pożerać kawałek po kawałku. Będziesz widziała, jak działa za pośrednictwem twojego ciała, zobaczysz ją tak, jak tamtego dnia, kiedy dokonałaś rzezi w lasku. I tak setki razy. A poza tym nie będzie się to już działo tylko wtedy, kiedy zabijasz. Głód ciała i krwi stanie się twoją obsesją, Dopadnie cię w łóżku lub kiedy będziesz szła, jadła, w każdej chwili twojego dnia. Dopóki nie staniesz się tylko zwierzęciem i nie zaczniesz żyć jak zwierzę. Dopóki samo szaleństwo cię nie zabije. I nie myśl, że będziesz mogła się zabić, zanim to wszystko się dopełni, bo Bestia ci na to nie pozwoli. To nie będzie szybkie. Nie będzie piękne.
Dubhe czuła, jak krople zimnego potu spływają jej po plecach. Mogła zobaczyć to wszystko, co powiedział Yeshol, usłyszeć to i poczuć. Całe życie identyczne jak te koszmarne dni, których nie tak dawno doświadczyła.
Podniosła przerażony wzrok na siedzącego nieruchomo mężczyznę.
— Jak możesz zrobić mi coś takiego… jak mogłeś wykoncypować… — słowa zamarły jej w gardle.
— Dla chwały Thenaara. Kiedy już będziesz z nami, sama też to zrozumiesz.
Dubhe patrzyła w ziemię. Brakowało jej powietrza w tej klitce czuła, że jest zgubiona.
— Pokój dla ciebie jest już gotowy, zaraz za tymi drzwiami. Pierwszego dnia doświadczysz bólu, ponieważ śmierć zamieszkująca to miejsce jest pokarmem Bestii, ale my damy ci lekarstwo i od razu poczujesz się lepiej. Między ocaleniem a straszliwą śmiercią są tylko te drzwi, Dubhe, tylko one. Twoje „tak” lub twoje „nie”.