— To Strażnik Inicjantów, ma na imię Ghaan. Zajmuje się młodymi którzy do nas przychodzą, nowymi adeptami. Zazwyczaj chodzi o dzieci, ale w rzadkich przypadkach mamy do czynienia z kimś starszym, jak ty. On wprowadzi cię w tajniki kultu. Od tego momentu aż do ceremonii inicjacji nie zobaczysz nikogo poza Strażnikiem Inicjantów. Nie jesteś godna, żeby ktokolwiek inny z nas odezwał się do ciebie słowem.
Yeshol skinął głową i Ghaan odezwał się:
— Wstań i chodź za mną.
Dubhe posłuchała. Jej życie należało teraz do tych ludzi.
Zanim wyszła, Yeshol przywołał ją jeszcze raz.
— Widziałem twoją dłoń. — Uśmiechnął się. — To kolejny dowód na twoją przynależność do Thenaara, Dubhe, bo pierwsza rzecz, jaką inicjant musi zrobić, to ofiarowanie własnej krwi, a ty już to zrobiłaś.
Dubhe mocno zacisnęła pięść.
Przeszli przez liczne zaułki wykute w skale, wszystkie ciemne i śmierdzące. Jednak zapach krwi, silniejszy w norze Yeshola, prawie całkiem zniknął i Dubhe oddychała swobodniej. Mężczyzna przed nią nic nie mówił, ograniczał się do marszu. Dubhe podążała za nim. Szybko straciła rachubę mijanych odgałęzień i chodników. Wreszcie dotarli do drewnianych drzwi. Ghaan otworzył je długim, zardzewiałym kluczem. Wnętrze kojarzyło się z prawdziwą studnią. Pachniało pleśnią i było bardzo małe. Dubhe oceniła, że ledwo zdoła się w nim położyć, a już na pewno będzie musiała podkulić nogi. Wysoko, bardzo wysoko widać było malutką szparę, przez którą wpadało nieco powietrza.
— To jest cela oczyszczenia. — Głos mężczyzny był piskliwy, mówił, nie patrząc na jej twarz. — Zostaniesz tutaj przez siedem dni. Siedem dni będziesz pościć, aby się oczyścić. Będziesz miała prawo do pół karafki wody dziennie. Każdego dnia przyjdę do ciebie po daninę i będę cię uczyć kultu. Po tym czasie będziesz mogła wstąpić do Domu i odbędzie się twoja inicjacja.
— Ja nie wierzę w waszego boga — wymamrotała Dubhe.
Nagle wszystko wydało jej się szalone. Zadała sobie pytanie, dlaczego się na to zgodziła, i przypomniała sobie przerażenie, z jakim Mistrz mówił o tym miejscu.
Ghaan ją zignorował.
Dubhe weszła do środka. Drzwi zamknęły się za nią gwałtownie, a piskliwy odgłos klucza w zamku odbijał się od jednej ściany do drugiej, aż po szczyt, aż po maleńki otwór wysoko w górze Wydawał się ogłuszającym hałasem.
Dubhe znała zasadzki i ułudy ciemności. W najgorszych chwilach ciemność przyjmowała ją i otaczała, wyciągała ją z rzeczywistości i pocieszała. Drugą stroną medalu było właśnie to. Samotność i ciemność odbierały rzeczom ich realność, pochłaniały to wszystko, co znajdowało się na zewnątrz, fałszowały kontury, Ciemność chroni, ale i oszukuje.
I tak było podczas tych siedmiu dni szaleństwa, obłędu.
Rozum bezskutecznie starał się opierać pojawiającym się wizjom. Przeszłość i teraźniejszość plątały się — czasami Dubhe wydawało się, że jest jeszcze dzieckiem, w domu, czasami znów była w lesie, wypędzona z Selvy, innym razem widziała, jak Mistrz patrzy na nią surowo. Prześladował ją Gornar, podobnie jak inne ofiary tamtych rozpaczliwych lat, kiedy sama przed sobą starała się zaprzeczyć swojemu bezwzględnemu przeznaczeniu.
Pożerało ją pragnienie, głód potęgował nieustanną udrękę, a powietrza — w dodatku zatęchłego — było niewiele. Dubhe wytrwale starała się nie zatracić własnego jestestwa, własnych myśli. Jeżeli uda jej się je ocalić, zawsze będzie miała coś, co nie należy do Gildii; dopóki zachowa świadomość, życie będzie miało jeszcze jakiś sens.
Ghaan przychodził nocą, a Dubhe wiedziała to, bo wtedy nad więzieniem zawsze wschodziła gwiazda, jaśniejąca i czerwona.
Pierwszego wieczoru dał jej nowe ubranie. Była to długa tunika, identyczna jak jego, czarna, uszyta z surowego materiału, który drażnił skórę. Potem obciął jej włosy. Pozwoliła mu na to.
Następnie kazał jej podać mu nieskaleczoną rękę. Kiedy to uczyniła, mężczyzna nożem naciął jej dłoń.
— Dla Miecza, który zarzyna — wymruczał i zebrał krew do małej ampułki.
Na koniec dał jej czysty bandaż do otarcia krwi. Był on wilgotny jakby czymś nasączony.
Rozcięcie było małe, lecz głębokie, a widok krwi sprawił, że Dubhe poczuła niepokój.
Bestia jest spragniona.
Od drugiego wieczoru Ghaan zaczął też kształcić Dubhe. Wchodził do celi, niosąc ze sobą inną dziwną ampułkę, którą kazał jej wąchać, po czym Dubhe na jakiś czas dochodziła do siebie i była bardziej przytomna.
Później jak przez mgłę pamiętała owe nocne godziny, jakie spędziła razem z tym mężczyzną, oszołomiona głodem i pragnieniem, i prawie zahipnotyzowana jego głosem, tak melodyjnym, kiedy opowiadał jej o Thenaarze.
— On jest najwyższym Bogiem, o wiele potężniejszym od tych wszystkich, których czci się w Świecie Wynurzonym…
— Thenaar jest panem nocy. Wschodzi z Rubirą, gwiazdą krwi. To tamta, widzisz? Nad twoją głową. Osiąga szczyt o północy i wówczas panuje nad mrokami. Rubira jest służebnicą Thenaara, idzie przed nim i go zapowiada…
— My, jego uczniowie, jesteśmy Zwycięskimi. Ludzie nazywają nas popularnie Zabójcami, ale my jesteśmy Wybranymi, umiłowanym szczepem Thenaara…
Na koniec każdego spotkania Ghaan ją kaleczył. Co wieczór rana w innym miejscu. Po dłoniach przyszła kolej na przedramiona, potem na nogi. Ostatniego wieczoru naciął jej czoło.
— Siedem znaków, siedem — jak siedmiu Wielkich Braci, którzy naznaczyli naszą historię Zwycięskich, siedem jak dni w roku, kiedy Rubira jest zasłonięta przez księżyc, siedem jak siedem rodzajów broni Zwycięskich: sztylet, miecz, łuk, lasso, dmuchawka, noże i ręce.
Rany szybko się zasklepiały — prawdopodobnie na bandażu była jakaś lecznicza maść — i zostawiały tylko lekki, biały znak. Kiedy Dubhe przyjrzała się swojej dłoni, przypomniała sobie, że Mistrz też miał podobne blizny.
„Pamiętaj, Dubhe, to symbole Gildii. Kiedy je widzisz, znaczy, że masz do czynienia z Zabójcą”.
Jestem Zabójcą, tym, kim od zawsze powinnam być — pomyślała ze zgrozą.
Ósmego dnia drzwi otworzyły się i pojawiła się w nich postać inna niż wychudzona sylwetka Ghaana. Dubhe z wysiłkiem podniosła oczy do nieba. Czerwona gwiazda, Rubira, jeszcze nie wzeszła.
— Okres oczyszczenia minął.
Spokojny i opanowany głos Yeshola.
— Dziś w nocy, kiedy wzejdzie Gwiazda Krwi, nastąpi twoja inicjacja i od tego momentu będziesz należała do Thenaara.
Zabrali ją z celi, kiedy tylko zrobiło się ciemno. Przyszły dwie kobiety z ogolonymi głowami, też ubrane w czarne habity. Prawdopodobnie były to pomocnice Strażnika Inicjantów, pomyślała Dubhe. Poprowadziły ją do innego pokoju, gdzie zapach krwi stał się wyraźniejszy. Było to okrągłe, obszerne pomieszczenie, oświetlone wielkimi trójnogami z brązu, roztaczającymi dziwny aromatyczny dym i ponure światło tańczące po wykutych w skale ścianach. Oprócz kobiet, które ją przyprowadziły, było też dwóch mężczyzn. Oni również byli ogoleni, ale nie mieli na sobie tunik, tylko szerokie spodnie z czarnego lnu, a ich torsy były nagie i poznaczone białymi bliznami, które rysowały dziwne wzory, podobne do tych w świątyni. U ich stóp leżały grube łańcuchy. Między nimi, na krześle z wysokim oparciem i poręczami, siedział Ghaan. Kobiety kazały jej uklęknąć.