— Co się ze mną stanie? — spróbowała spytać Dubhe.
— Zobaczysz, kiedy to nastąpi. Ghaan podniósł się i opuścił pomieszczenie. Mężczyźni pozostali nieruchomo na swoich miejscach, a kobiety zajęły się dziewczyną. Dały jej nową karafkę z wodą i kawałek chleba, na który Dubhe rzuciła się wygłodniała. Pochłonęła go paroma kęsami. Potem podały jej szklaneczkę pełną fioletowego płynu o bardzo mocnym zapachu. Najpierw kazały jej wdychać głęboko jego opary, a potem wypić. Ciecz była mocna i paliła ją w gardle tak, że łzy stanęły jej w oczach. Kobiety kazały jej usiąść i na kilka chwil zostawiły ją w spokoju.
Dubhe czuła się wykończona, chociaż chleb i woda dodały jej nieco sił, ale też i dziwnie otępiała. Świat chwiał się przed jej oczami w rytm płomieni w trójnogach.
— Co mi dałyście do picia? — wymruczała.
— Ciii — powiedziała jedna z kobiet. — Inicjant nie powinien się odzywać. To pomoże ci znieść wszystko.
Dały jej jeszcze wody, a potem wyszły.
Dopiero wtedy ruszyli się mężczyźni. Dubhe zobaczyła, jak biorą łańcuchy i zbliżają się do niej. Nałożyli je jej na stopy i ręce. Prawie zachciało jej się śmiać. Dotarła aż do tego momentu z własnej, nieprzymuszonej woli, dobrze świadoma swojego wyboru, a teraz skuwali ją tak, jakby była więźniem.
— Przecież nie ucieknę… — próbowała protestować.
— To nie ze względu na ciebie, ale z powodu klątwy.
Dubhe nie pojęła jasno tych słów.
Podnieśli ją, podtrzymali prawie z troską i wyprowadzili.
Znowu znaleźli się w plątaninie długich, ciemnych i wilgotnych chodników. Ściany strasznie falowały, jakby były żywym jelitem, i wydawało jej się, że grożą zawaleniem. Potem do Dubhe powoli zaczął docierać jakiś dźwięk przypominający oddech. Tak, jakby gdzieś tam ukrywało się jakieś dyszące zwierzę. Poczuła zapach krwi, coraz mocniejszy i bardziej przenikliwy, i zaczęła się pocić. Nogi zdawały się odzyskiwać siłę, kroki stawały się coraz pewniejsze, ale jej serce biło coraz mocniej.
To ona. Ściga mnie. Szuka mnie. Bestia!
Mężczyźni wzmocnili uścisk na jej ramionach, a daleki odgłos powoli przekształcał się w ponurą psalmodię, żałobną litanię, jakiej Dubhe nigdy nie słyszała.
Zakręty, odcinki schodzące, a potem wznoszące się, schody. Droga coraz bardziej przypominała labirynt, a teraz i ściany pulsowały tym śpiewem, drżały od słów mruczanych przez wiele osób. Zapach krwi stawał się coraz mocniejszy, przyprawiający o mdłości.
— Nie, nie… — próbowała wyszeptać Dubhe, kiedy przez jej ramiona i nogi przebiegały krótkie skurcze.
Pomruk stawał się głuchym grzmotem, a zapach był nie do wytrzymania. Wreszcie doszli do sali.
Była to olbrzymia naturalna grota ze sklepieniem pełnym zaostrzonych stalaktytów. Połyskujące światło żaru zawieszonego pod sufitem dawało życie złowrogim stworzeniom z cienia na ścianach. Środek sali zajmowały dwa wielkie baseny wypełnione krwią. To stąd pochodził zapach. W basenach moczył stopy wykuty w czarnym krysztale posąg Thenaara, o wiele większy niż ten w świątyni. Statua była taka sama, jak jej kopia w świątyni: tak jak tamta trzymała w dłoni sztylet i błyskawicę, ale jej oblicze, o ile to było możliwe, miało jeszcze bardziej nikczemny wyraz.
Pomiędzy stopami posągu znajdowała się kolejna postać z czarnego kryształu, o mniejszych rozmiarach, ledwo sięgająca kolan Thenaara. Zmieszana Dubhe nie potrafiła jasno rozpoznać, co przedstawia, ale wydawało jej się, że było to ubrane w tunikę dziecko o dziwnie poważnym i smutnym spojrzeniu.
Miejsce u stóp obu posągów, wokół basenów, zajmował tłum mężczyzn i kobiet w czerni. Zwycięscy, jak nazwał ich Ghaan. Zabójcy. To oni recytowali, monotonnie wzywając Thenaara. Ściany rozbrzmiewały tym krzykiem, nawet posadzka drżała.
Kiedy tylko Dubhe dostrzegła krew, wrzasnęła; wydawało jej się, że Bestia rozrywa jej ciało. Chciała pić, nasycić się i zabijać. Zaczęła się miotać i wyrywać, ale towarzyszący jej mężczyźni przytrzymali ją mocno i popchnęli w kierunku basenu.
Tak jak tamtego wieczoru na polanie Dubhe przyglądała się wszystkiemu bezradnie. Widziała własne ciało opętane przez Bestię i była przerażona.
Będzie jak wtedy! Znowu rozszarpię ciała tych ludzi! A Bestia mnie pożre!
Kiedy zanurzyli jej stopy we krwi, poczuła, że mdleje.
Yeshol stał przed nią ze zmienioną w mistycznej ekstazie twarzą, a jego głos dominował nad wszystkimi innymi. Dwóch mężczyzn przytwierdziło ciążące u jej nadgarstków i kostek łańcuchy do odpowiednich pierścieni i Dubhe została sama w basenie. Śliska krew pokrywała jej stopy.
Na znak Yeshola w sali zapanowała cisza i słychać było jedynie krzyk Dubhe. Jej własnym uszom wydawał się nieludzki.
To krzyk Bestii! Uwolnijcie mnie!
Mimo że wrzeszczała, głos Yeshola przebił się przez jej krzyki.
— Potężny Thenaarze, zdobycz, która długo Ci umykała, jest teraz tutaj, przed Tobą, i prosi, aby ją przyjąć w zastępy Twoich. Dla Ciebie porzuci szeregi Przegranych, wyrzeknie się swojego grzesznego życia i podąży drogą Zwycięskich. Yeshol wyciągnął ampułkę pełną czerwonej cieczy.
— Jest już oczyszczona, ofiarowuje Ci swoje cierpienie i swoją krew.
Zgromadzenie podjęło recytację dziwnej modlitwy. Yeshol wlał krew do basenu, a chór głosów podniósł się wyżej i głośniej.
— Krew do krwi, ciało do ciała, przyjmij ofiarę i zabierz ze sobą potomstwo śmierci.
Dubhe upadła na kolana. Była bliska szaleństwa. To, czego starała się uniknąć, miało właśnie nastąpić. Szaleństwo. Ból. Śmierć. Najgorsze z możliwych. Oszukali ją.
Zgromadzenie znów zamilkło i podniósł się czysty i mocny głos Yeshola. — Niech Twoja krew, potężny Thenaarze, oczyści i naznaczy naszą nową siostrę i odciśnie na niej Twój mroczny znak.
Wziął talerz z brązu, zanurzył go w basenie, po czym wylał zebraną krew na głowę Dubhe. Dziewczyna osunęła się jeszcze niżej.
Umieram, wreszcie umieram — powiedziała do siebie, kiedy szpony Bestii ją rozdzierały. Przelotnie zobaczyła, jak twarz Yeshola pochyla się nad nią bliziutko, aż poczuła jego oddech na ustach. Wycedził nikczemnym szeptem:
— Zapamiętaj ten ból, to cierpienie. To właśnie cię spotka, jeżeli nie będziesz nam posłuszna. Ale ponieważ byłaś grzeczna, czeka cię nagroda.
Przysunął do jej ust ampułkę i chłodna ciecz spłynęła jej do gardła. Szpony, które jeszcze chwilę przedtem wczepione były w jej pierś, zdawały się odstępować, a dziewczynę ogarnął dziwny spokój. Potem wszystko stało się czarne.
CZĘŚĆ DRUGA
Życiorys Tyrana w wielu punktach pozostaje jeszcze tajemnicą. Źródła przepadły, a wiele spośród osób, które go poznały, zginęło podczas Wielkiej Zimowej Bitwy, kładącej kres jego panowaniu. Historia, którą zamierzam odtworzyć, jest zatem fragmentaryczna i niezbyt jasna. Nawet czterdziestoletni okres jego panowania pozostaje mroczną epoką i nie mamy na jej temat dokładnych informacji. Wiadomo niezbicie, że urodził się w Krainie Nocy. Równie pewne wydaje się też, że w którymś momencie udało mu się wstąpić do Rady Czarodziejów — tak wynika ze spisów z tamtych lat. Skądinąd jedyną powszechnie znaną cechą charakterystyczną był jego wygląd: miał postać nie więcej niż dwunastoletniego dziecka, co było rezultatem nie do końca wyjaśnionej kary. Wiemy także, że w ciągu czterdziestu lat w porażający sposób udało mu się zagarnąć prawie cały Świat Wynurzony. Kiedy zamierzał podbić również Krainę Morza i Słońca, został powstrzymany przez oddziały Wolnych Krain pod dowództwem Nihal. Niewiele z kolei można powiedzieć o jego celach i o organizacji, jaką zamierzał ostatecznie nadać swemu królestwu. Niektórzy twierdzą, że pragnął jedynie samej władzy, a inni — że dążył wyłącznie do destrukcji. Niektórzy wysuwają przypuszczenia, że to raczej wypaczona miłość do Świata Wynurzonego doprowadziła go do szaleństwa. Wśród takiego natłoku hipotez nie potrafię wyróżnić tej jedynej, odpowiadającej prawdzie; należy pogodzić się z faktem, że prawda umarła wraz z nim.