13. Mistrz
Dubhe widzi, jak dym powoli pochłania tę postać. Jeszcze chwila i mężczyzna całkiem zniknie, jego brązowy płaszcz jest już nie więcej niż kolorową plamą na tle brudnej bieli otaczającej wioskę. Jej wybawca. Dubhe rzuca się ku drzwiom. Idzie za nim, nie wiedząc, dlaczego. Podąża w pewnej odległości, upuściwszy czerwone jabłko, po które weszła do tamtego domu.
Poza wioską dym rzednie, a powietrze przybiera swój zwykły zapach: zapach, który teraz jest dla niej prawie znajomy, zapach czegoś dobrego i czystego. Zapach tego człowieka.
Boi się go, nie może zaprzeczyć. Dlatego nie podchodzi zbyt blisko, pozostaje w pewnej odległości. Ale człowiek, którego postanowiła śledzić, nie jest zwykłą osobą. Czuje to.
Zachód słońca barwi ziemię kwaśnym odcieniem żółci. Niskie chmury znaczą linię między słońcem a niebem. Mężczyzna zatrzymuje się, odwraca. Dubhe chowa się za drzewo. — Wiem, że tam jesteś.
Dubhe milczy, ale oddycha głęboko. Nie czuje już jego obecności boi się, że sobie poszedł, że zostawił ją samą. Wychyla się zza drzewa. Nic. Trawa. Potem jakaś dłoń ląduje na jej ramieniu i dziewczynka wzdryga się, błyskawicznie się odwraca i celuje sztyletem. To on.
— Powiedziałem ci, żebyś poszła na północ, jeżeli nie masz domu.
Dubhe trzyma wyciągnięty przed siebie sztylet. Jej umysł jest pusty, kołacze się w nim tylko jedna, obezwładniająca myśl.
Nie zostawiaj mnie samej.
— Nie mogę zabrać cię ze sobą i wierz mi, tak będzie lepiej dla ciebie. Przestań za mną iść albo cię zabiję.
Nie zostawiaj mnie samej.
Mężczyzna po raz drugi odwraca się i odchodzi. Dubhe patrzy na lekko odstający na plecach płaszcz. Potem znów zaczyna za nim iść.
Nocą mężczyzna robi postój w lesie. Nie rozpala żadnego ogniska. Zresztą jest bardzo gorąco, a na niebie widnieje wspaniały księżyc. Dubhe patrzy w jego stronę przez kilka chwil. Jest pełny, chłodny i gigantyczny.
Mężczyzna je trochę suszonego mięsa, ale nie zdejmuje kaptura. Nie ściąga go nigdy. Dubhe patrzy z pożądaniem na to mięso, a jej żołądek się skręca. Poszła do wioski, aby zdobyć jedzenie, ale jej się nie udało. A teraz jest głodna. Chciałaby podejść do tego człowieka i coś wyżebrać, ale brakuje jej odwagi. Tak więc zostaje na swoim miejscu i czeka, aż on zaśnie.
Mężczyzna nie odsłania twarzy nawet we śnie. Ale Dubhe nie może spać. Dręczy ją głód.
Pójdę tam i wezmę tylko kawałek, malutki kawałek. Potrafię zachowywać się bardzo cicho. Nawet się nie zorientuje.
Jest rozdarta pomiędzy wdzięcznością dla swojego wybawcy a szarpiącym jej wnętrzności głodem. W końcu zwycięża głód. Robi tak, jak wtedy, kiedy bawiła się ze swoimi przyjaciółmi w Selvie, tylko tym razem zabawa jest naprawdę poważna. Kładzie się na brzuchu i pełznie po trawie. Stara się robić jak najmniej hałasu, nie wiedząc, że wobec mężczyzny, z którym ma do czynienia, jej wysiłki są całkowicie zbędne.
Dociera do celu. Są tu dwa pakunki: jeden to pewnego rodzaju drewniana skrzynka, mężczyzna musi ją zwykle nosić na plecach pod płaszczem, bo Dubhe nie zauważyła jej wcześniej. Drugi to płócienny worek; Dubhe otwiera go i wobec uwalniających się zapachów czuje, że słabnie. Jest tu suszone mięso, ale też orzechy, mała gomółka sera, twardy chleb, flaszeczka wina. Korci ją, żeby wziąć wszystko, ale zadowala się kawałkiem sera byle jak uciętym sztyletem.
Oczy mężczyzny w ciemności są otwarte i czujne.
Dubhe śledzi go dalej — od momentu, kiedy wstaje, przez cały dzień.
W porze obiadowej mężczyzna zatrzymuje się nad brzegiem potoku i obmywa twarz lodowatą wodą, ale nawet teraz Dubhe nie może zobaczyć jego oblicza. Zaczyna być ciekawa. Jedząc spokojnie swój kawałek chleba, człowiek nagle wyciąga ser odkrawa kawałek i rzuca w listowie.
— To dla ciebie.
Dubhe podskakuje. Przecież nie robiła hałasu. Nie myślała, że ją usłyszał.
Mężczyzna nie dodaje nic więcej. W ciszy przeżuwa, nie podnosząc nawet głowy.
Dubhe z impetem rzuca się na ser i pochłania go kilkoma wygłodniałymi kęsami.
On rzuca jej jeszcze kawałek mięsa, tak jak to się robi ze zwierzętami. Dubhe wbija weń zęby.
Mężczyzna na nią nie patrzy. Zachowuje się tak, jakby jej nie było, po czym podnosi się i podejmuje wędrówkę.
Spragniona Dubhe pije z potoku, ale wzrok ma utkwiony w nim.
Nagle wie, że nigdy więcej nie może go opuścić.
Idzie za nim przez trzy dni. Zawsze trzyma się raczej daleko, ale nigdy tak, aby stracić go z oczu. Śpi i je razem z nim.
Przy każdym posiłku mężczyzna pozornie ją ignoruje, ale zawsze w końcu rzuca jej coś do jedzenia. Wydaje się, że jej nie chce, ale i nie odrzuca jej. Nie zmienia kroku, aby ją zgubić, ani nie biega między drzewami, żeby zmylić ślady.
Dubhe ze swej strony nie myśli o niczym. Nie ma żadnego powodu do myślenia. Musi iść za tym człowiekiem, bo to on, oraz dlatego, że ją uratował.
O zachodzie trzeciego dnia zbliżają się do jakiegoś obozowiska. Wygląda na bardzo duże. Widać tylko zewnętrzną drewnianą palisadę, ale jest ona znacznie większa niż ta z obozu Rina.
Dubhe jest zmęczona. Będąc z Rinem odbudowała nieco swoje siły, ale teraz jest wykończona. Mężczyzna nigdy się nie zatrzymuje, idzie nieprzerwanie. Dubhe opuszcza wzrok na ziemię, na wpół spaloną słońcem trawę, a kiedy podnosi oczy, już go nie ma. Mężczyzna zniknął. Rozgląda się wokół, szuka go. Od razu chce jej się płakać.
To niemożliwe.
Nagle jakaś dłoń zakrywa jej twarz i chłód ostrza opiera się o jej gardło. W tej chwili wszystko się zatrzymuje.
To mężczyzna szepcze jej do ucha, a jego ciepły oddech łaskocze jej policzek.
— Tu kończy się twoja podróż. Wiesz, kim jestem? Wiesz? Jestem zabójcą, a ty nie możesz dłużej za mną iść. Idź umrzeć, gdzie ci się podoba. Jeżeli jeszcze raz zobaczę, że depczesz mi po piętach, zabiję cię, jasne?
Dubhe nie wie, co odpowiedzieć. Ale jej serce jest spokojne. To on. Nie zgubiła go. To on. I nie boi się jego chłodnego głosu, jego ręki, która zaciśnięta na jej ustach nie drży, ani jego sztyletu. To on, więc ona nie jest już sama.
— Idź sobie — szepcze jej wreszcie i znika. Naprawdę.
Po jednej stronie obozowiska są zarośla, niezbyt oddalone Dubhe idzie tam instynktownie. Zrozumiała, że tutaj nigdy nie można przebywać na otwartej przestrzeni. Powiedział jej to Rin. Mężczyzny nie widać od momentu, kiedy jej zagroził, ale Dubhe się nie martwi. Jest z nim nierozerwalnie związana. Nigdy go nie straci. Należy do niego.