Dubhe patrzy na niego szeroko otwartymi oczami. Nie wie, co powiedzieć. A przecież tym razem doskonale rozumie, co ten człowiek do niej mówi. To coś strasznego. Coś, o czym już sama myślała. Jest zatem zła, to dlatego ją wygnali. Urodziła się zła, bogowie tego chcieli i nic nie może odmienić tej strasznej prawdy.
A więc?
Patrzy na mężczyznę i ma nadzieję, że powie on coś, co rozwieje jej obawy. Ale on dalej spokojnie pali.
— Tak mówią wielbiciele Thenaara — dodaje, i w jego głosie słychać nutkę pogardy. — Ty zaś możesz w to wierzyć lub nie.
— A ty w to wierzysz? — pyta Dubhe z wahaniem.
— Ja w nic nie wierzę.
Dym skręca się w powolne spirale wzdłuż belek chatki.
— Ja jestem zabójcą. Zabójca żyje z morderstw i w samotności. Pomogłem ci, bo ocaliłaś mi życie, więc ci się odpłaciłem. Ale nie mogę wlec ze sobą głupiej dziewczynki. Dam ci czas na dojście do zdrowia, a potem będziesz musiała odejść. Każdy idzie swoją drogą. Moja jest drogą samotną. Ty musisz znaleźć swoją.
Mężczyzna opróżnia fajkę. Następnie wstaje i wychodzi do swojego pokoju, zgasiwszy świecę.
14. W czeluściach Domu
Dubhe obudziła się w półcieniu. Leżała na brzuchu na raczej niewygodnym łóżku przykrytym pościelą z surowego lnu i skórami wydzielającymi odrzucający smród.
Przeraźliwie bolała ją głowa i czuła się oszołomiona. Dokładnie jednak pamiętała to, co się działo, zanim zemdlała. Rytuał ból.
Tym razem też żyję.
Obróciła się z wysiłkiem. Znajdowała się w obszernej, wykutej w skale sali; wysoko na suficie umieszczony był zwykły szyb dostarczający powietrze, a na ścianach zawieszone były pochodnie z brązu. Światła było mało. Dojrzała inne łóżka, ale nie miała ani siły, ani ochoty patrzeć, czy są pełne, czy puste. To musiało być coś w rodzaju infirmerii, izby chorych.
— Dzień dobry.
Młody i świeży głos kobiecy zaskoczył ją. Odwróciła głowę i zobaczyła siedzącą przy jej łóżku dziewczynę. Była niewiele starsza od niej i ubrana zgodnie z modą Zabójców. Miała na sobie czarną koszulę z szerokimi rękawami i skórzany gorset. Giemzowe, dość obcisłe spodnie też były czarne i włożone w wysokie buty. W jej stroju były tylko dwa kolorowe akcenty: posrebrzany pas i krwistoczerwone guziki gorsetu.
Dziewczyna była bladą blondynką o kręconych włosach. Miała delikatne piegi wokół nosa i długie, smukłe dłonie.
— Kim jesteś? — zapytała Dubhe.
— Strażniczką, która nauczy cię życia Zwycięskich. Mam na imię Rekla, ale dla ciebie jestem po prostu twoją Strażniczką.
Nauczycielka zatem.
Taka młoda…
— Co to za miejsce?
— Infirmeria. Przyprowadzili cię tu po twojej inicjacji. Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni spodni ampułkę i podsunęła jej pod nos.
— Widzisz to?
Dubhe nie tylko widziała, ale i rozpoznawała. Był to ostatni obraz jaki zarejestrowały jej oczy przed zapadnięciem się w ciemność: Yeshol dał jej pić z tej ampułki.
— Tak się składa, że jestem Strażniczką Trucizn.
Strażniczka Trucizn, kolejne dość wysokie stanowisko, może nawet zbyt wysokie, jak na dziewczynę, która wyglądała na mniej niż dwadzieścia lat.
— To jest lekarstwo na twoją klątwę, ten płyn jest cienką linią oddzielającą cię od szaleństwa.
Uśmiechnęła się prawie szczerze. Dubhe natychmiast poczuła, że jej nienawidzi.
— Tylko ja tutaj znam jego recepturę i jedynie ja mam prawo ją trzymać. I tylko dzięki temu Bestia nie zabije cię w przyszłości. Dam ci jedną buteleczkę tygodniowo, nie więcej, i zawsze tylko mnie będziesz mogła prosić o kolejną. Wyłącznie od mojej niepodważalnej decyzji zależy, czy ci ją dam, czy nie.
Dubhe zgrzytnęła zębami.
— Grozisz mi?
Uśmiech nie znikł z warg Rekli.
— Ależ skąd. Podaję ci tylko warunki twojego przebywania tutaj, warunki, które uzgodniłaś z Najwyższym Strażnikiem, zanim poświęciłaś swoje życie Thenaarowi. Przypominam ci też, że jesteś uczennicą: nie wolno ci traktować mnie z taką poufałością. Dubhe była zbyt zmęczona, aby odpowiedzieć, a zresztą jej umysł był jeszcze przyćmiony po rytuale inicjacji. Niespodziewanie w jej głowie zaczęły wynurzać się strzępki wspomnień.
— Czy zawsze tak będzie? — spytała. — Czy będę się źle czuła za każdym razem, kiedy dostanę eliksir?
— Czujesz się źle, bo klątwa została pobudzona, a nie przez moją miksturę. Nie bój się, będziesz w stanie wypełniać swoje obowiązki Zwycięskiej.
Rekla odłożyła buteleczkę i znowu spojrzała na Dubhe.
— Będę twoim cieniem przez wiele dni. Nie wiesz nic o kulcie Thenaara z wyjątkiem tego, co powiedział ci Strażnik Inicjantów. Jest wiele innych rzeczy, które musisz wiedzieć; musisz też wytrenować swoje osłabione przez przywary Przegrywających ciało w technikach Zwycięskich. Ale na wszystko jest czas.
Uśmiechnęła się znowu. Często to robiła.
— Dzisiejszy dzień możesz poświęcić na odpoczynek; wieczorem zaprowadzę cię do twoich pokojów i rozpoczniesz życie Zwycięskiej.
Podniosła się, po czym pochyliła się nad Dubhe.
— Odpocznij — powiedziała, ale ton jej głosu był dziwny, a kiedy Dubhe spojrzała jej w oczy, dostrzegła w nich błysk nikczemności.
Rekla wróciła do niej wieczorem. Dubhe cały dzień przysypiała; jednak o ile jej ciało wypoczęło, nie mogła powiedzieć tego samego o swoim umyśle.
Jej sen był lekki i niespokojny, dręczony wizjami.
Rekla podeszła do łóżka znowu uśmiechnięta.
— Czujesz się gotowa?
Dubhe przytaknęła. Wolałaby zostać tam jeszcze trochę, ale nie mogła odsuwać momentu stawienia czoła decyzji, którą podjęła. Zeszła z łóżka.
Rekla podała jej zawiniątko.
— Tu są twoje ubrania.
Dubhe wzięła je do ręki. Były identyczne jak strój Strażniczki, jedynie guziki gorseciku były czarne, a nie czerwone.
— Yeshol…
Kobieta natychmiast ją uciszyła.
— Jak śmiesz — powiedziała, a jej twarz stała się nagle surowa. — Nikt z nas nie jest godzien wypowiadać imienia Najwyższego Strażnika, a już ty najmniej ze wszystkich. Zdarza ci się to pierwszy raz, więc będę wyrozumiała, ale jeżeli jeszcze raz przyłapię cię z tym imieniem na ustach, każę cię ukarać. Dla nas wszystkich jest to Jego Ekscelencja. Dubhe skrzywiła się.
— Jego Ekscelencja powiedział mi, że dostanę mój sztylet.
— Dostaniesz go w swoim pokoju. Teraz się ubieraj.
Znowu szły przez wąskie tunele i korytarze. Rekla bez żadnego wahania obierała jeden za drugim, a Dubhe starała się zapamiętać wszystkie zakręty, jakie mijały. Było to jednak trudne. Jedynym elementem, jaki mógłby pomóc w orientacji, był odór krwi. Przesycał każdy kąt, ale czasami był silniejszy, a czasami słabszy. Był to ulotny ślad, ale Dubhe, tak jak nauczył ją Mistrz, zawsze ćwiczyła również i węch. Dziwiła się, że zapach ten wywołuje w niej tylko mdłości, a nie pobudza Bestii. Oczywiście, czuła się niespokojna, jakby coś w niej miało zaraz eksplodować, ale była pewna, że jest w stanie się kontrolować.
A zatem twoje trucizny działają, przeklęta.
Wreszcie Rekla się zatrzymała.
— Tutaj mieszkają Zwycięscy.
Dubhe była zdumiona; wyobrażała sobie, że ludzie ci śpią w jakimś wspólnym dormitorium, a tutaj okazało się, że mają wręcz oddzielne pokoje.