Выбрать главу

Rekla wyciągnęła stary, zardzewiały klucz i włożyła go do zamka. Drzwi otworzyły się. Strażniczka zatrzymała się w progu i pokazała jej klucz.

— To jest twoja kwatera, a to twój klucz. Ale Strażnik Cel ma klucz, który otwiera wszystkie drzwi, więc może wejść, kiedy chce.

Kobieta weszła, a Dubhe za nią. Pokój był nadzwyczaj mały. Nie miał żadnego okna poza tradycyjnym niewielkim otworem prowadzącym na zewnątrz, zakończonym w głębi małym szklanym okienkiem, które można było zamknąć w razie deszczu, czy śniegu. W rogu — mała wnęka z wszechobecnym posążkiem Thenaara z czarnego kryształu. Przy ścianie stało stare i zniszczone drewniane łóżko. Na nim trochę byle jak rzuconej słomy, poduszka. złożona i gotowa do użytku pościel i koce. W nogach łóżka ustawiono mahoniową ławę skrzyniową, na której Dubhe zobaczyła błyszczący sztylet. Yeshol nie kłamał. Obok sztyletu stał dzbanek prosty gliniany kubek i wielka klepsydra z ciemnego drewna.

— To jest twój pokój. W skrzyni są ubrania na zmianę.

Dubhe podeszła do skrzyni i przypięła sztylet do pasa.

Pamiętaj, jesteś tu gościem. Pewnego dnia stąd odejdziesz.

— No już, idziemy.

Rekla wyszła z pokoju, a Dubhe podążyła za nią. Znów przemierzyły szereg przenikniętych zapachem krwi korytarzy. Po kilku minutach dotarły do obszernego salonu.

— Tutaj jadają Zwycięscy: przychodzi się tu w pierwszej godzinie po świcie, w południe i godzinę po zachodzie słońca. Przysługują nam te trzy posiłki, ani mniej, ani więcej.

Była to prostokątna sala pełna ciemnych ławek ustawionych porządnie wokół hebanowych stołów. Przy długiej ścianie mieściło się coś w rodzaju ambony podtrzymywanej przez zniekształcony posąg cyklopa.

— Musimy się pospieszyć, do posiłku została niecała godzina.

Rekla przyspieszyła kroku, a Dubhe prawie straciła ją z oczu, tak szybko i pewnie poruszała się wśród korytarzy.

— Dzisiaj po kolacji dam ci plan tego miejsca. W ciągu dwóch dni będziesz musiała się nauczyć lokalizacji wszystkich pomieszczeń, czy wyrażam się jasno?

Dubhe nie odpowiedziała, ograniczyła się do podążania za nią.

Dotarły do schodów, zeszły po nich i znalazły się w obszernej okrągłej, całkowicie pustej sali. W ścianie otwierała się seria czarnych jak smoła drzwi.

— Tam są sale treningowe. Ja będę cię uczyć wszystkiego o kulcie, ale ćwiczenia będziesz wykonywać pod okiem innego Strażnika.

Rekla szybko ruszyła przez sale. W niektórych stały manekiny, w innych tarcze i rozmaite cele. Wszystkie ściany poobwieszane były wszelkimi rodzajami broni: łukami, dmuchawkami, sztyletami o różnych kształtach. Dubhe zobaczyła tam również wiele mieczy, a była to broń, którą ledwie znała, ponieważ Mistrz zawsze mówił jej, że mordercy jest ona zbędna.

W wielkim pośpiechu przemierzyły z powrotem drogę. Którą dopiero co przeszły, a kiedy znajdowały się na schodach, ponury dzwon wybił dwa razy.

— To sygnał kolacji. Są cztery uderzenia: za czwartym drzwi się zamykają i nikt nie może już wejść.

Sala była już pełna i na pierwszy rzut oka Dubhe oszacowała, że w środku znajduje się przynajmniej jakieś dwieście osób. Dwustu najbardziej niebezpiecznych zabójców Świata Wynurzonego, dwustu zabójców, którzy nagle stali się jej kolegami. Byli tam mężczyźni i kobiety oraz dość znaczna grupa dzieci siedzących przy oddzielnym stole, ubranych w czarne tuniki i pilnowanych przez jakąś dziesiątkę odzianych na czerwono kobiet.

— Chodź za mną.

Rekla i Dubhe zajęły miejsca przy końcu jednego ze stołów, a kiedy Dubhe usiadła, poczuła na sobie kilka zainteresowanych spojrzeń. Wytrzymała je pewnie. Nie zamierzała dać się traktować jako ciekawostka. Szybko przestano przyglądać się jej natarczywie.

— Nie powinnam tu z tobą być — wymruczała Rekla. — Strażnicy jedzą razem przy tamtym stole. — Wskazała na oddzieloną część, gdzie siedzieli inni mężczyźni i kobiety, z takimi jak ona kolorowymi guzikami przy gorsetach. — Ale jesteś nowa i zostałaś mi powierzona. Thenaar wybaczy mi to niewielkie odstępstwo od reguł.

Lekki szmer wypełniał salę, ale ucichł nagle, kiedy tylko przy ambonie ukazała się czerwona sylwetka. Dubhe rozpoznała ją od razu. Był to Yeshol.

Jednocześnie w głębi sali pojawiły się byle jak ubrane i bose postacie o podkrążonych oczach i pokrytych głębokimi bruzdami twarzach ludzi cierpiących głód i pracę ponad siły. Jedni trzymali w rękach wielkie garnki, inni zaś nieśli gliniane talerze i sztućce, które zaczęli rozkładać przed każdym stołownikiem.

Rekla ponownie zwróciła się do niej i szepnęła jej na ucho:

— To Postulanci. Przychodzą do świątyni modlić się za swoich bliskich i oczekują na ofiarę; niektórzy z nich to dzieci, przyjaciele lub krewni poświęceni przez Postulantów dla otrzymania tego, o co prosili Thenaara, a inni to dzieci różnych zabitych przez Przegranych.

Niewolnicy — powiedziała do siebie Dubhe. Tak jak i ona. Jedynym powodem, dla którego nie znajdowała się wśród nich była po pierwsze ochrona Mistrza, a po drugie zabójstwo dokonane przez nią w wieku ośmiu lat, które w oczach Gildii czyniło z niej wybraną.

Wychudzony i smutny chłopczyk podał jej miskę, łyżkę i nóż Dubhe na kilka sekund napotkała jego spojrzenie, ale chłopiec szybko odszedł.

Nadeszła kolej na osoby z garnkami; każdemu stołownikowi nalano trochę czerwonawej cieczy śmierdzącej kapustą, jednocześnie kładąc przy każdym kawałek suchego chleba orzechowego. Dubhe miała niemiłe wrażenie, że obsługują ich duchy. Pomyślała o kobiecie, której lamenty widziała za pierwszym razem, kiedy weszła do sanktuarium. Może ona też tu była.

Kiedy zakończyło się rozdawanie posiłku, w sali nikt już nie mówił. Wtedy w powietrzu uniosły się wyraźne słowa Yeshola, wypowiedziane potężnym i ożywianym czymś w rodzaju ledwie, powstrzymywanego mistycznego zapału głosem, dokładnie jak w dzień inicjacji.

— Złóżmy dziękczynienie Thenaarowi za ten długi dzień pracy, a jeszcze bardziej za dar tej sprzyjającej zabójstwom ciemności, tak drogiej Jego Dzieciom.

Audytorium odpowiedziało jednym głosem.

— Krew do krwi, ciało do ciała, niech będzie chwała imieniu Thenaara.

Dubhe czuła, jak brzęczy jej w uszach. Yeshol podjął przemowę.

— Nastały szczęśliwe czasy: dołączyła do nas nowa adeptka, Zwycięska, która przez długie lata umykała przed swoim przeznaczeniem, ale wreszcie powróciła do Thenaara. Dzisiaj siedzi wśród nas i własnym życiem załata wreszcie rozdarcie, jakie wiele lat temu powstało w naszej wspólnocie przez odejście Sarnka, który, postanowił poświęcić się sprawie Przegranych.

Dubhe podniosła na Yeshola ogniste spojrzenie. Była pewna, że mężczyzna ją zobaczył, bo przez kilka chwil na nią patrzył, ale jak zawsze go to nie wzruszyło.

— Teraz Sarnek nie żyje, a pamięć o jego haniebnej postawie została starta z powierzchni ziemi. Dubhe przybywa do nas i rekompensuje nam to, co odjęto nam w przeszłości.

Z widowni podniósł się aplauz. Dubhe trzymała oczy przyklejone do talerza. Wybór, którego dokonała, coraz bardziej jej ciążył, ale wspomnienie Bestii rozszarpującej jej pierś, aby się wydostać, było silniejsze niż kiedykolwiek.

— I wreszcie, nadchodzi czas. Długo usychaliśmy na wygnaniu w tym miejscu, z dala od naszego prawdziwego Domu. Ale ja poprzysiągłem, że nie umrę, zanim nie ujrzę triumfu Thenaara, i tak będzie. Pamiętajcie o tym, nadchodzi czas.

Tym razem z widowni podniósł się okrzyk radości. Dubhe cały czas patrzyła w swoją zupę. Nie interesowały jej te szaleństwa. Starała się tylko odizolować od tego zgromadzenia jak mogła najbardziej.