Trochę popływała, chociaż okazało się to trudne z uwagi na to bezsensowne ciepło, po czym stanęła pod strumieniem jednej z kaskad. Koło niej znajdował się mężczyzna. Zerknął na nią, ale zdała sobie sprawę, że robi to bez złych intencji. Patrzył na nią tak, jak się spogląda na innego człowieka, a w jego oczach była tylko ciekawość dla nowo przybyłej. Dubhe jednak poczuła się zawstydzona. Przemierzyła basen z powrotem, wyszła i wytarła się. Kiedy zapięła ostatni z guzików kamizeli, dzwon zabrzmiał po raz pierwszy. Nawet gdyby nie uczyła się tak dokładnie planu, nie byłoby jej trudno znaleźć drogę do refektarza. Wszyscy szli w tamtym kierunku i wystarczyło podążyć za rzeką ludzi, aby dotrzeć do obszernej sali.
Tym razem na stołach już leżało to, co trzeba: kawałek czarnego chleba i miska mleka.
Wszyscy zajęli swoje miejsca, po czym zapadła zwykła cisza. Dubhe spodziewała się, co może zaraz nastąpić: religijność żywi się rytuałami. I rzeczywiście, przy ambonie pojawił się Yeshol.
— Prośmy Thenaara, aby podarował nam długi dzień pracy, na którego zakończenie będziemy mogli cieszyć się darem ciemności, sprzyjającej zabójstwom i tak drogiej Jego Dzieciom…
Powtórzył inwokację z poprzedniego wieczoru i po raz kolejny audytorium odparło jednym głosem:
— Krew do krwi, ciało do ciała, niech będzie chwała imieniu Thenaara.
Yeshol wydawał się zadowolony.
— Jedzcie. Jedzcie i posilajcie się.
Wszyscy rzucili się na to, co mieli przed sobą. Dubhe szybko wypiła mleko i w kilku kęsach pochłonęła chleb.
— No i co teraz? — zapytała, kiedy skończyła.
Rekla miała jeszcze przed sobą połowę swojego mleka.
— No i nie wyglądasz na zabójczynię. Nikt nie nauczył cię cierpliwości?
— Rzeczywiście, jestem złodziejką.
Rekla uśmiechnęła się drwiąco.
— Jesteś Dzieckiem Śmierci i to jest twoje przeznaczenie. — Zamilkła na chwilę, tylko po to, aby zdenerwować Dubhe. — Naucz się rozróżniać, kiedy jest czas na oczekiwanie, a kiedy na działanie.
Po śniadaniu poszły do świątyni. Była milcząca i ponura, jak zawsze. Rozbrzmiewała dźwiękami wiatru i deszczu: na zewnątrz musiała szaleć burza z prawdziwego zdarzenia. Dubhe wsłuchała się w te odgłosy. W czeluściach ziemi mieszkała dopiero nieco ponad tydzień, ale już tęskniła za wszystkim, co było na zewnątrz. Już prawie pomyślała, żeby wyjść, zaledwie na ułamek chwili, aby nacieszyć się deszczem i chłoszczącym twarz wiatrem, ale natychmiast porzuciła tę myśl. Rekla już klęczała przed ołtarzem.
— Uklęknij.
— Ja nie wierzę w Thenaara.
Nie rozumiała, dlaczego to robi. Yeshol wyraził się jasno: życie tutaj oznaczało przystosowanie się do kultu, a życie w Gildii było jedynym sposobem na uniknięcie straszliwej śmierci. A jednak nie chciała. W jakiś sposób Mistrz zakazywał jej tego.
Rekla odwróciła się powoli.
— Każdy twój niepotrzebny akt buntu, każde twoje zbędne słowo oznacza cierpienie. Ty teraz nie zdajesz sobie z tego sprawy, bo jesteś napełniona eliksirem, ale przypomnij sobie wieczór swojej inicjacji i swoje własne nieludzkie wrzaski. Przeżyjesz to jeszcze raz, Dubhe, jeżeli nie uklękniesz.
Dubhe zacisnęła pięści, ale uklękła. Wspomnienie Bestii prześladowało ją i uniemożliwiało jej twardą odmowę.
— Ja nie mam żadnego interesu, żebyś tu z nami była. Dla mnie jesteś i pozostaniesz Przegraną, bo jak taka się zachowujesz. Ale Jego Ekscelencja w ciebie wierzy, a on jest wyobrażeniem Thenaara na ziemi, przynajmniej dopóki nie wróci Syn Umiłowany Jeżeli nie podrzynam ci gardła tu i teraz, to tylko ze względu na moją wiarę, wiedz o tym.
— A jeżeli ja cię nie zabijam, to tylko ze względu na eliksir — odcięła się Dubhe.
Rekla uśmiechnęła się spod oka.
Nauczyła ją modlitwy.
— Potężny Thenaarze, bogu błyskawicy i ostrza, panie krwi, oświeć moją drogę, abym mógł dokonać zabójstwa i ofiarować Ci krew Przegranego.
Rekla wyjaśniła jej, że to właśnie recytuje Zabójca przed misją, i kazała jej powtórzyć.
Dubhe musiała zaczerpnąć powietrza. Coś wewnątrz niej uniemożliwiało jej powtórzenie tego głupiego zaklęcia. Przemogła się i udało jej się to zrobić, ale wygłosiła modlitwę tonem tak poirytowanym i pełnym nienawiści, że Rekla natychmiast się zasępiła. W odróżnieniu od Yeshola, ta kobieta była bardziej uwrażliwiona na bluźnierstwo, ale choć w jej oczach zapłonęły ognie, nic nie zrobiła.
Dubhe zaczynała rozumieć, jak daleko może się posunąć. Była tylko jedna osoba, która mogła ją zabić, i był to Yeshol, który uknuł spisek, aby mieć ją w swoich szeregach. Przy Rekli mogła jeszcze pozwolić sobie na jakieś małe radości.
Kiedy skończyła, podniosły się i usiadły w jednej z ławek. Rekla zaczęła ją kształcić. Wiele rzeczy Dubhe już wiedziała; niektóre pamiętała, bo Ghaan mówił jej o nich podczas długich dni oczyszczenia, inne znała, bo były to pogłoski krążące wśród ludzi, inne jeszcze zdradził jej Mistrz. Rekla zaczęła od opowieści o dzieciach. Thenaar jest bogiem okrutnym, kochającym śmierć, ale przede wszystkim jest bogiem, który wybiera: po jednej stronie stoją jego wybrańcy — Zwycięscy, a po drugiej Przegrani. Przegrani to zwykli ludzie: ci, którzy nigdy nie zabili albo uczynili to podczas wojny, z woli innych; są oni niegodni Thenaara. On ich nienawidzi i pragnie zgnieść, ponieważ są owocem ohydnego aktu twórczego innych bogów, mających zbyt łagodne serce. Zwycięscy są mordercami, Zabójcami Gildii.
— My nie jesteśmy jak żołnierze, którzy zabijają innych z powodu nienawiści, ani nawet nie jak normalni zawodowi zabójcy, którzy mordują dla pieniędzy i sprzedają szlachetną sztukę zabójstwa za kawałek chleba — mówiła Rekla z błyszczącymi oczami. — My zabijamy na chwałę Thenaara, uwalniamy świat od Przegranych, aby pewnego dnia nadszedł Jego Czas: świat, w którym będą żyć tylko stworzenia przez niego wielbione, my — Zwycięscy, lepszy świat.
Dubhe powstrzymała uśmiech. Gildia, która zabija dla lepszego świata… A przecież Yeshol kazał sobie dawać pieniądze za korzystanie z usług swoich Zwycięskich, a przez ręce Gildii przepływały niesamowite ilości pieniędzy!
Prawda była taka, że życie na tym świecie nie było nic warte, a Dubhe zrozumiała to już od momentu, kiedy została wygnana ze swojego domu, a własny ojciec jej nie ocalił.
Rekla opowiadała dalej. Zwycięskich wyznacza los: to ci, którzy zabili w młodym wieku. Dzieci urodzone przez kobiety umierające przy porodzie albo ludzie tacy jak ona, którzy zabijają przyjaciela podczas zabawy, albo dzieci, które zabijają świadomie, ot tak, bez powodu.
Dubhe pokręciła leciutko głową. To nie było z powodu Thenaara. Czuła to. Gornar nie umarł z powodu Thenaara. To się stało, bo takie było przeznaczenie, nic poza tym. I tak w milczeniu słuchała opowieści, ale w nią nie uwierzyła. Będzie słuchała dalej, przez wszystkie następne dni, ale na pewno w nic nie będzie wierzyć, tak jak zawsze.
Ja nie jestem taka jak oni i nigdy taka nie będę.
Po obiedzie Dubhe miała godzinę wolnego.
— Potem pójdziemy do sali ćwiczeń, a nie można dobrze trenować z pełnym żołądkiem.
Rekla dała jej gruby, oprawiony w czarną skórę tom z ciężkimi zardzewiałymi ćwiekami.
— Chcę, żebyś do jutra przeczytała przynajmniej połowę — powiedziała, po czym odeszła, znikając w ciemności korytarzy.
Dubhe nie miała najmniejszej ochoty krążyć po domu. W końcu zamknęła się w swoim pokoju, gdzie spędziła nudną godzinę, czytając niektóre fragmenty z książki. Był to sekretny tekst dla inicjantów na temat organizacji społecznej Domu. Dubhe nigdy nie sądziła, że Gildia może mieć tak złożoną strukturę: przypuszczała, że istnieje jakiś podział obowiązków, ale nie miała pojęcia, ile kast i klas było koniecznych, aby pozwolić pracować i żyć sekcie takiej jak ta, liczącej kilkaset osób.