Odkryła, że było wielu Strażników o stopniu Rekli: strażnicy nadzorujący kuchnie, ofiary, zajmujący się nowicjuszami, salami ćwiczeń czy czystością świątyni. Setki stanowisk.
Dowiedziała się także, iż Gildia miała swoje odgałęzienia również poza Domem. Swoją działalność prowadziła za pośrednictwem ludzi, którzy nie byli w pełni wtajemniczeni, ale w jakiś sposób pozwalali jej rozszerzyć zasięg swych macek na cały Świat Wynurzony. Byli to w większości kapłani w tajemnicy wyznający ten kult, jak również wielu czarodziejów. Znalazła tu nawet ich listę. Dubhe sporo umieszczonych na niej osób znała, ale nikogo z nich nigdy by o coś takiego nie podejrzewała. Wielu zajmowało stanowiska doradców królów i hrabiów. Wiedziała, że Gildia jest potężna, ale nie sądziła, że aż tak.
Upłynięcie godziny zasygnalizowała jej klepsydra. Odczuta to niemal jako uwolnienie i z ulgą udała się wreszcie do sali ćwiczeń.
Kiedy tam weszła, z trudem ją rozpoznała. Pomieszczenia poprzedniego wieczoru puste i na wpół ciemne, teraz były jasne prawie jak w dzień za sprawą wielkich trójnogów z brązu, wydzielających lekki, owocowy aromat. Zapach potu był jednak bardzo silny i mieszał się z wonią krwi. Dubhe poczuła lekki zawrót głowy, ale szybko jej przeszło. Znalazła czekającą na nią Reklę.
Sale były pełne ludzi, głównie dzieci i młodzieży, zarówno chłopców, jak i dziewcząt. Przebywały tam też bardzo małe dzieci. Wszyscy pogrążeni byli w najprzeróżniejszych ćwiczeniach, mających na celu wzmocnienie i wydłużenie mięśni, trenowanie równowagi czy zdolności koncentracji. Niektórzy ćwiczyli użycie broni, inni walczyli gołymi rękami, próbowali różnych chwytów i uczyli się, w jakich miejscach ciało ludzkie jest najbardziej czułe. Inni uwijali się wokół manekinów. Mieli twarze skoncentrowane na wysiłku i całkiem brakowało im tej żywości, jaką pamiętała u siebie w dzieciństwie. Byli to dorośli pozamykani w drobnych ciałkach. Niespodziewanie przyszła jej na myśl statua obok posągu Thenaara, dziwne dziecko z twarzą dorosłego.
Idąc za Reklą, przemierzyła kilka sal. Wszystkie wypełnione były dziećmi i nastolatkami.
— Gdyby to zależało ode mnie, zatrzymałabym cię tutaj, z młodzieżą w twoim wieku, ale Jego Ekscelencja jest przekonany, że jesteś warta więcej.
Wreszcie dotarły do pomieszczeń, gdzie ćwiczyli dorośli. Wszyscy mieli płynne, zwinne ruchy i trenowali samodzielnie. Dubhe powiedziała sobie, że co prawda nie jest to Ciemne Źródło, przy którym tak przyjemnie się ćwiczyło, ale przynajmniej będzie miała gdzie szukać koncentracji i wrócić nieco do siebie, odnaleźć trochę samotności.
Rekla jednak zdecydowanym krokiem podeszła do stojącego na uboczu mężczyzny. Opierał się o ścianę, a w dłoni trzymał coś w rodzaju szpicruty. Był wysoki i wychudzony, szczupły aż do przesady. Jego ogolona głowa lśniła w intensywnym świetle padającym z trójnogów. Miał spłaszczoną twarz, zakrzywiony nos, szerokie i cienkie usta, niewyraźnie zarysowany podbródek.
Kiedy tylko Rekla się do niego zbliżyła, porzucił pozycję, w jakiej się znajdował, a która miała w sobie coś obraźliwie zuchwałego, i opuścił ramiona wzdłuż boków. Były nienaturalnie długie. Nie patrzył żadnej z obu kobiet w oczy, ale pochylił głowę, taksując je spod oka. Jego głos doskonale odpowiadał jego wyglądowi: był lepki i cienki, prawie piskliwy.
— Witaj, Rekla. To nowy nabytek, jak mniemam — przeniósł spojrzenie na Dubhe. Jego oczy były czarne, dwie mroczne studnie, ruchliwe i umykające.
Rekla ograniczyła się do kiwnięcia głową. Zdawało się, że traktuje go z pewną zarozumiałością i źle skrywanym obrzydzeniem.
— Jego Ekscelencja pragnie, abyś dzisiaj wypróbował jej umiejętności i zdał mu relację.
— Jak Jego Ekscelencja sobie życzy — odpowiedział mężczyzna z niemal drwiącym ukłonem. Nie wydawał się żarliwy jak Rekla Powodowało nim coś innego, a nie fanatyzm, jak innymi. Strażniczka Trucizn obróciła się na pięcie i odeszła. Dubhe została sama przed tym mężczyzną. On długo się w nią wpatrywał. Niechętnie pozwoliła mu na siebie patrzeć i poczuła silną tęsknotę za swoim płaszczem. Nie była przyzwyczajona do chodzenia bez niego, z odkrytą twarzą i ciałem.
— Ja jestem Sherva, Strażnik Sali Ćwiczeń. Twoje imię?
— Nie znasz go? — spytała Dubhe. Mężczyzna przywołał na twarz koślawy uśmiech.
— Chcę je usłyszeć z twoich ust.
Dubhe zadowoliła go.
— Ciało zabójcy wiele o nim mówi, a twoje jest dobrze wyćwiczone w technikach wymagających zwinności i skrytości. To dobrze. Nie masz jednak wprawy w zabójstwie gołymi rękami a miecz jest ci praktycznie nieznany. Dobrze strzelasz z łuku, ale tylko jedną ręką, i wolisz sztylet. To też dobrze, bo Zwycięscy pragną krwi, a sztylet jest umiłowaną bronią Thenaara.
— Nie zaimponowałeś mi.
— Nie było to moim zamiarem. Od jak dawna nie praktykujesz?
Koszmar nabierał nowego wymiaru.
— Nigdy nie praktykowałam. Zostałam tylko przeszkolona. Sherva pogładził się po brodzie, omiatając ją krytycznym spojrzeniem.
— Jasne… ty jesteś złodziejką, prawda?
Dubhe przytaknęła, prawie z ulgą.
— Jak dawno zakończyło się twoje szkolenie?
— Dwa lata temu.
— I do tamtego momentu asystowałaś Sarnkowi, prawda? Ale nie tylko. Przez te dwa lata dalej ćwiczyłaś się w technikach, których on cię nauczył. Zabójca bez krwi, morderca bez ofiar.
Dubhe nie wiedziała, co powiedzieć. Po sztywności Rekli rozmowa z tym mężczyzną wydała jej się o wiele bardziej interesująca. Było w nim coś chorego, jak we wszystkim tu w środku, ale również coś fascynującego.
— Tak czy inaczej — podsumował — z pewnością nie wystarczy spojrzeć na twoje ciało, żeby mieć pewność, co umiesz robić. Trzeba to sprawdzić w praktyce.
Ruszył się, a Dubhe poszła za nim. Jego kroki nie wydawały żadnych odgłosów. Jego ruchy miały płynność, której Dubhe nigdy u nikogo nie widziała, nawet u zwierząt. Miała wrażenie, że powietrze otwiera się przed nim, po czym zamyka za nim bez ruchu. Nawet sprawne zmysły Dubhe nie potrafiły wyczuć żadnego śladu jego przejścia.
— Nie dziw się tak — rzucił Sherva, nie odwracając się, jakby czytał w jej myślach. — Moja zwinność to owoc wielu lat treningu i jest już moją specjalnością.
Dubhe zaczynała czuć do tego człowieka dziwną sympatię.
Dotarli do zakurzonego i ciemniejszego niż inne pomieszczenia leżącego z dala od zgiełku największej sali. Było ono dość małe, ale niczego w nim nie brakowało: znajdowały się tu manekiny i wszelkiego rodzaju broń. Sherva wlał oleju do lampy, po czym zapalił ją rozżarzoną głownią.
— Jak możesz się domyślić, zazwyczaj zajmuję się dziećmi, ale Yeshol chce, abym dzisiaj, jak i w przyszłości, poświęcił się tobie, Dubhe zdumiała się prostotą, z jaką mężczyzna wypowiedział imię Najwyższego Strażnika.
— Człowiek trenuje przez całe życie, a poza tym są techniki, których nie znasz. Popracujemy nad nimi. Pod pewnymi względami Dubhe czuła się, jakby znowu była małą dziewczynką. Trenowanie i nauka nowych technik były czymś, co zawsze bardzo lubiła.
— Nie zabiłaś nikogo jako płatny morderca? — zapytał znienacka.