— Nie — odpowiedziała sucho Dubhe. Jej myśli powędrowały do jej pierwszego morderstwa.
Sherva patrzył na nią spod oka z uśmiechem jak zawsze oślizgłym i nikczemnym.
— A może tak. W sumie nie interesuje mnie to. Jeżeli to zrobiłaś, uczyniłaś to dla pieniędzy, a nie zabija się dla pieniędzy nie zabija się z żadnego innego powodu, jak tylko dla zabijania samego w sobie.
— Rekla tak nie uważa. I Yeshol też nie. Zabija się dla Thenaara, tak mówią.
Dyskusja obrała ciekawy kierunek i Dubhe chciała ją pogłębić.
— Ja aspiruję do osiągnięcia doskonałości techniki. Być może jest to mój sposób na służbę Thenaarowi. A teraz koniec z pogaduszkami. Pokaż mi, co potrafisz.
To było jak powrót do dzieciństwa. Musiała pokazać, ile jest warta, próbując sił z różnymi rodzajami broni, udając zasadzki, pokazując swoją zwinność w ćwiczeniach i akrobacjach. Sherva był skąpy w komentarzach i przez cały czas zachował milczenie, ale Dubhe uznała, że zrobiła na nim dobre wrażenie zarówno w próbie łuku, jak i ze sztyletem. Wydawał się też zadowolony z jej zwinności. Gorzej poszło jej z mieczem. Dubhe wiedziała, że mężczyzna miał słuszność, kiedy mówił o jej umiejętnościach, po prostu na nią patrząc. Zresztą jej mięśnie mówiły same za siebie, zdawała sobie z tego sprawę.
Kiedy przyszło do pokazania technik zabijania gołymi rękami, Sherva ją zaskoczył.
— Tym razem żadnych kukieł, spróbuj ze mną. Dubhe przez kilka chwil stała zdumiona.
— Mogę ci zrobić krzywdę. Mistrz wiele mnie nauczył.
— Rób, co ci powiedziałem, i basta.
Dubhe westchnęła i postanowiła działać na poważnie.
Próbowała wszystkiego: złamać mu kręg szyjny, udusić go rękami i nogami, a nawet użyła pięści. Jednak on był nienaturalnie zwinny i zdawał się wyślizgiwać z jej rąk jak piskorz. Za każdym razem, kiedy już była pewna, że trzyma go w mocnym uchwycie, on się uwalniał. Wydawało się, że ma naruszone wszystkie stawy, bo był w stanie wyciągać z nich ręce i nogi, a także zginać je pod niemożliwymi kątami. Dubhe ani razu nie udało się wpędzić go w kłopoty, a nawet nie zrobiła mu siniaka. Pod koniec próby ona była zadyszana, a Sherva oddychał w zwykłym tempie.
— To czary… — wymruczała Dubhe.
Sherva uśmiechnął się złośliwie.
— Też ale nie tylko. To jest zakazane lekarstwo, ćwiczenie i ból, i ty też możesz taka być za kilka lat. Chcesz?
Dubhe nie wiedziała. Nie wstąpiła tam, aby robić postępy i stawać się doskonałym zabójcą. Wolała nawet nie myśleć o tym, że będzie musiała zabijać, i to zawodowo. Była tam tylko po to, aby przeżyć, sprzedała swoje ciało, aby nie wpadło w szpony Bestii.
— Ty jesteś nauczycielem — odpowiedziała.
Sherva rozmyślał przez kilka chwil, po czym odezwał się:
— Podtrzymuję to, co powiedziałem wcześniej. Musisz nauczyć się posługiwać mieczem, a twoja zwinność, chociaż wspaniała, może się jeszcze poprawić. Musisz nauczyć się technik ataku bez broni. No i oczywiście tego, czego najbardziej chce Yeshoclass="underline" musisz nauczyć się rytuału zabójstwa Gildii.
Spędzili tam jeszcze godzinę. Sherva nie marnował czasu i zadawał jej bolesne ćwiczenia na rozluźnienie stawów. Mistrz też kazał jej takie wykonywać, a Dubhe zastanawiała się, czy to nie Sherva go ich nauczył, i kusiło ją, aby go o to zapytać. Ćwiczenia Mistrza nie były jednak tak zaawansowane i bolesne. Sherva doprowadzał ją do granic możliwości, do granicy złamania, po czym następowało wycofanie. W jakiś sposób było to jednak przyjemne. Mięśnie napinały się, stawy trzeszczały. Przy trudach ciała, w bólu, niknęło przerażenie i poczucie dręczącego niepokoju, i Dubhe znowu była wolna. Kiedy przerwali, chociaż każdy pojedynczy mięsień bolał ją do szaleństwa, wydawało jej się, że odzyskała nieco spokoju ducha.
16. Tak, Mistrzu!
Chata mężczyzny jest mała, tak jak wszystkie domy, które Dubhe do tej pory znała. Zaledwie dwa pokoje, zawieszone na krawędzi linii wody. W pierwszym jest kominek i stół, a drugi dziewczynka widziała tylko przelotnie zza drzwi. To pomieszczenie, w którym śpi mężczyzna, i dla Dubhe jest to trochę jak pokój mamy i taty w Selvie, miejsce dziwne i tajemnicze, gdzie nie może wejść.
Mężczyzna położył na ziemi trochę słomy i dał jej pościel. Dubhe nie kładzie się od razu. Przez dłuższy czas nie wstaje od stołu, przy którym siedzi po ciemku. Z pokoju obok nie dochodzi żaden dźwięk. Tak jakby jego tam nie było, ale jego słowa pozostały zawieszone nad stołem, wokół niej.
Ten, kto tak jak ty zabija w młodości, jest predestynowany, przeznaczony do zabójstwa.
Trwa lato, ale jest zimno. Na zewnątrz panuje ogłuszający hałas. Wiatr sprawia, że belki dachowe skrzypią, jakby zaraz miały się zerwać, ale to przede wszystkim nieustający huk morza niepokoi Dubhe.
Zaczyna się trząść i chce jej się płakać. To właśnie w takich chwilach, jak ta, szła do swojego ojca, a on, na wpół zaspany, zawsze znajdował sposób, aby ją pocieszyć. Cokolwiek jej powiedział, zawsze w końcu wracała do łóżka pogodniejsza.
Wreszcie wstaje z krzesła.
Pójdę do niego, obudzę go, a on mi powie, że wszystko będzie dobrze. Tylko chwileczka i będę spokojna.
Nie idzie jednak do niego. Automatycznie bierze płaszcz, wkłada go na siebie i kieruje się w stronę drzwi. Chwilę zajmuje jej ich otwarcie, bo wiatr na zewnątrz jest silny i dociska je do framugi. Dubhe udaje się wreszcie zwyciężyć, ale z wielkim trudem.
Zaraz po wyjściu opada ją piasek i zaczynają piec oczy. Przez kilka sekund paniki czuje się całkowicie ślepa z powodu ciemności i uderzającego ją po twarzy piachu. Potem się przyzwyczaja.
Wszystko jest bardzo ciemne, ale nad nią wisi jeszcze ubywający księżyc otoczony orszakiem szybko biegnących chmur. Dziewczynka idzie mimo wiatru, z wysiłkiem zatapiając stopy w piasku, i kieruje się w stronę oceanu, który wzbudza w niej taki strach.
Czuje, że już stanowczo zbyt długo ucieka od siebie samej i przede wszystkim od Gornara. Jest tym zmęczona. Idzie więc do linii wody i zatrzymuje się tam, gdzie stała kilka godzin wcześniej, kiedy tylko przybyli. Fale są wysokie i z wściekłością uderzają o piasek, woda wyciąga swoje macki, pożerając szerokie kawałki plaży, a kiedy się cofa, wydaje się dłonią spadającego człowieka albo umierającego, który czepia się nawet leżących na drodze kamyczków, byle tylko przeżyć. To woda czarna, ciemna, i Dubhe mówi sobie, że przypomina krew. Dziwi się jasności piany na tle tego całego atramentu. Wydaje się ożywiana jakimś rodzajem czarów, bo połyskuje, chociaż ciemność jest naprawdę gęsta. Patrzy jak zaczarowana.
Morze grzmi, jest silne, ale niesie ze sobą coś tak delikatnego jak pianka…
Siada na plaży i już się nie boi.
Mężczyzna budzi się i od razu czuje, że coś jest inaczej.
Ta smarkula…
To lata treningu w czeluściach ziemi uczyniły go tak bystrym wobec świata, tak wyostrzyły jego zmysły. Wystarcza mu najmniejszy szczegół i od razu rozumie, co jest nie tak. Ta umiejętność ocaliła mu życie niezliczoną ilość razy. Jednak nie lubi jej. Prowadzi go to znów do Gildii, do lat, które chciałby wymazać ze swojej pamięci.
Podnosi się i widzi puste legowisko. Prawie ma nadzieję, że sobie poszła. Zresztą poprzedniego wieczoru z całą pewnością nie był dla niej czuły. Fakt, że powiedział jej tylko prawdę. Nie żyją w czasach, kiedy dzieci mogą długo pozostać nieświadome. Mówi sobie, że w końcu wyświadczył jej przysługę. Im prędzej wejdzie w kontakt z rzeczywistością, tym lepiej.