Rekla była wzruszona. Musiała otrzeć sobie łzę z kącika oka.
— Ale on powróci — ciągnęła dalej pewnym głosem. — Jego pobyt na tej ziemi był tylko preludium do tego, co się stanie. Powróci, razem z pozostałą Wielką Siódemką, a Thenaar będzie nad nimi górował. Wtedy wszystko będzie tak, jak na początku.
Rekla zatrzymała się, aby zaczerpnąć oddechu.
Dubhe była jak sparaliżowana.
— To jest wielki sekret naszej wiary. Teraz musimy ukrywać go przed głupcami. Ale czas już nadchodzi, a nasza potęga i nasza siła stają się stopniowo coraz większe.
Rekla wróciła na swoje miejsce, usiadła i znowu zamieniła się w dobrze Dubhe znaną, zimną i okrutną kobietę.
— Chcę, żebyś wiedziała wszystko o życiu Siedmiu Wielkich i Astera. Po obiedzie dam ci książkę napisaną własnoręcznie przez Jego Ekscelencję Yeshola. Zbliża się Noc Nieobecności jedno z zaćmień Rubiry, i chcę, żebyś się tego nauczyła do tego czasu.
Podniosła się i już chciała odejść, ale Dubhe pozostawała przykuta do swojego miejsca. Wówczas Rekla zbliżyła się do niej opuściła swą impertynencką, dziewczęcą twarz na wysokość ucha Dubhe i przemówiła szeptem:
— Dubhe, teraz jesteś nasza, bez możliwości ucieczki. Kiedy ktoś z nas poznaje tę prawdę, nie może już odejść…
18. Praca godna Zwycięskiego
Minęły tygodnie, a Dubhe próbowała zapomnieć, a przynajmniej zignorować to, o czym powiedziała jej Rekla. Dopóki nie wymyśli, jak się stąd wydostać i ocalić siebie, należało robić dobrą minę do złej gry.
Usiłowała przekonać samą siebie, że ucieknie, że znajdzie sposób na uratowanie się, może nawet zanim zostanie zmuszona do pracy dla tych ludzi. Na razie starała się nie podporządkowywać ich wierze. Kiedy refektarz wypełniały modlitwy, ona udawała, że je recytuje, ale myślała o czymś innym. Gdy Rekla klękała w świątyni, Dubhe w myślach przeklinała tego boga i jego podłych wyznawców.
Zaczęła prowadzić drobne śledztwa. Poświęciła się przeszukiwaniu Domu, wykradając czas przeznaczony na korzystanie z term i na posiłki. Koniecznie chciała odnaleźć laboratorium Rekli; to był pierwszy krok. Albo spróbować dostać się do jej kwatery.
Rekla jednak była do niej przyklejona jak pasożyt i nawet kiedy nie były razem, Dubhe mogła wyczuć na sobie jej spojrzenie, jakby kobieta ciągle ją szpiegowała. I prawdopodobnie tak właśnie było; Rekla nie była głupia, z pewnością zaczęła się domyślać, że Dubhe coś knuje.
Jednocześnie, aby nie wzbudzać dalszych podejrzeń, dziewczyna starała się być zgodna i sprawiać wrażenie pilnej we wszystkim, co tylko zlecała jej Strażniczka Trucizn. Posłuszeństwo okazywane tej, którą postrzegała jako swojego osobistego nieprzyjaciela, wiele ją kosztowało.
Ja jestem inna i zawsze taka będę.
Długo nie miała żadnych relacji z innymi Zabójcami. Lata samotności uczyniły ją zamkniętą w sobie i generalnie nie odczuwała zainteresowania nikim z tych, których zdarzało jej się spotkać w korytarzach. Byli jej kolegami, niczym więcej, a z przyzwyczajenia była skłonna postrzegać ich jako przeciwników.
Jedyną osobą, na którą patrzyła z pewną ciekawością, był Sherva. Nie, żeby dużo rozmawiali podczas treningów, ale Dubhe uważała, że jest inny niż pozostali. Z jego ust rzadko można było usłyszeć imię Thenaara.
Szkolenie szło raczej dobrze. Dubhe zaczynała dostrzegać pierwsze oznaki poprawy własnych ruchów. Czuła, że staje się zwinniejsza, a nawet cichsza, chociaż jej umiejętności nie były nawet w małym stopniu porównywalne z kunsztem Shervy. Zapoznała się z technikami duszenia, których nie znała, i poprawiła też szermierkę, w której miała tak wiele braków. Zresztą teoria ją bawiła. Liczyła tylko na to, że te nauki będzie musiała wprowadzić w życie jak najpóźniej, a może nawet nigdy. Wiedziała, że ta nadzieja jest absurdalna, ale również ona była sposobem na niepoddawanie się Gildii.
Jednocześnie czuła nieustanne napięcie. Zlecenie mogło nadejść w każdym momencie, a takie oczekiwanie strasznie ją męczyło.
— Dlaczego nie dali mi jeszcze żadnego zadania? — spytała pewnego dnia Shervy.
— Dla nich nie jesteś jeszcze Zwycięską, a dopóki nie poczują, że jesteś jedną z nich, nie pozwolą ci zabijać. Nie wzięli cię wyłącznie dlatego, że mają o tobie dobrą opinię, ale dlatego, że naprawdę uważają cię za Dziecko Śmierci.
— Dlaczego mówisz „oni”? — zapytała Dubhe z zaskoczenia — W Domu zajmujesz wysokie stanowisko, a jednak mówisz o nich, jakbyś ty sam nie był Zwycięskim.
— Już ci powiedziałem, że każdy służy Thenaarowi na swój sposób. Ja nie jestem całkowicie jednym z nich ze względu na mój szczególny sposób gloryfikowania zabójstwa. — Nie sądzę, żeby Yeshol był zadowolony, słysząc, że tak mówisz.
Sherva uśmiechnął się.
— A jednak mnie tu trzyma. Moje usługi są cenniejsze niż moja wiara.
Dubhe zebrała się na odwagę i ciągnęła dalej.
— Powód, dla którego ja się tu znalazłam, jest aż nazbyt oczywisty. Nie rozumiem jednak, dlaczego ty tu jesteś…
Sherva uśmiechnął się ponownie.
— Ponieważ szczyty w dziedzinie zabójstwa znajdują się tutaj, a ja aspiruję do szczytów. A skoro, aby tam dotrzeć, muszę wielbić jakiegoś boga i zmarłego przed czterdziestu laty chłopczyka, to tak robię. Yeshol powiedziałby, że Thenaar tak we mnie działa, chociaż ja nie zdaję sobie z tego sprawy. Ja ci mówię, że tylko tutaj mogę doskonalić moje umiejętności, i dlatego wciąż tu jestem.
Szybko zmienił temat, zupełnie jakby żałował tego niespodziewanego wybuchu szczerości.
— W każdym razie nie sądzę, abyś długo musiała czekać. Ostatnio Rekla nie ma żadnych powodów do narzekania, więc naprawdę myślę, że wkrótce dostaniesz swoje zadanie.
Nie zrozumiał. Nie zrozumiał, że Dubhe wcale się nie niecierpliwiła. Ta rozmowa była jednak bardzo przydatna. Sherva był taki jak ona, ślepy na ten cały przesycający Dom fanatyzm, trzeźwy i wyrachowany, samotna istota poświęcona wyłącznie własnym interesom i dlatego w przyszłości jego przyjaźń mogła okazać się cenna.
Niestety, było tak, jak powiedział Sherva: nie musiała długo czekać na zlecenie.
Pewnego dnia podczas kolacji Yeshol do swojego zwykłego przemówienia dorzucił kilka słów więcej.
— Jutro jest Pierwsza Noc Nieobecności; będziemy ją celebrować przez całą noc, zebrawszy się w świątyni. W szczególności będziemy się modlić za powodzenie najbliższych zadań, do których zostaną zaangażowani nowi uczniowie.
Dubhe natychmiast pojęła, że chodzi o nią. Przygryzła wargi. Zresztą po to tam była, zawsze miała tego świadomość.
Po kolacji Rekla zatrzymała ją.
— Jego Ekscelencja pragnie, abyś później do niego poszła.
Kiedy Dubhe weszła do gabinetu, zorientowała się, że Najwyższy Strażnik nie jest sam. Jakiś mężczyzna stał oparty o ścianę w dość zuchwałej pozycji.
Dziewczyna od razu rozpoznała go jako swojego krajana; miał bursztynową skórę mieszkańców jej ziemi i kruczoczarne włosy jak najstarszy ród Krainy Słońca. Z krótkimi wąsami wyglądał raczej atrakcyjnie. Nie patrzył jej w oczy i po jej wejściu pozostał nieruchomo na swoim miejscu z irytującym uśmiechem wyrytym na twarzy.
Dubhe przyjrzała się jego ubiorowi: zwykły Zabójca, jak ona.
Yeshol uśmiechnął się do niej prawie sympatycznie. Wyraz jego twarzy nie wzbudził zaufania dziewczyny.
— Wyobrażam sobie, że wiesz, dlaczego tu jesteś?