Выбрать главу

Mistrz nigdy nie mówi wiele. Prawie zawsze milczy, nawet podczas kolacji, i nigdy nic jej nie tłumaczy. To ona sama zrozumiała, jak nie męczyć się zbytnio podczas marszu, i ona też znalazła sposób, jak orientować się w nocy.

Tak naprawdę nie sądzi, żeby faktycznie interesowało ją zostanie płatnym zabójcą, ale nauka wydaje jej się jedynym sposobem, aby nie umrzeć, aby nie zostać sama, aby móc dalej być z Mistrzem.

— Kiedy nauczysz mnie posługiwać się bronią? — pyta pewnego dnia.

To jeden z ich ostatnich nocnych marszów, bo są już wystarczająco oddaleni od strefy wojny.

Mistrz pozwala sobie na swego rodzaju uśmiech, pierwszy od czasu, kiedy wyruszyli z domu.

— Pierwszą cnotą zabójcy jest cierpliwość. Zabójca jest myśliwym. Polowałaś kiedykolwiek?

Dubhe ogarnia wiele przyjemnych wspomnień.

— Oczywiście! Polowałam na świetliki i z procy na ptaki. Umiem złapać ropuchę gołymi rękami.

Mistrz znowu się uśmiecha.

— To niewiele, ale zawsze coś. Kiedy polujesz, musisz umieć czekać na odpowiedni moment. Ze szkoleniem jest tak samo Przygotowujesz się. Uczysz się używać pierwszej i najważniejszej broni zabójcy.

Oczy Dubhe błyszczą.

— Jakiej?

— Ciała. A to dopiero początek. Będziesz musiała stać się naprawdę doskonała jak broń: nieubłagana, gotowa do uderzenia z zaskoczenia i zdecydowanie.

Dubhe myśli o sztylecie Mistrza, umocowanym tam, przy pasie, w bezpośrednim kontakcie z jego brzuchem. Ona stanie się bronią w jego dłoniach. Sztyletem należącym wyłącznie do niego.

Po pewnym czasie lasy rzedną, a przed oczami wędrowców ukazuje się niezmierzona nizina spalona słońcem. Pustynia ziemi i czarnego piasku, leciutko pofałdowana łagodnymi pagórkami zrównanymi przez jakiś kataklizm, i nicość rozciągająca się. dokąd sięgnąć wzrokiem.

— Co to za miejsce? — pyta Dubhe Mistrza.

Panuje tu totalna pustka i doskonała cisza przerywana jedynie krzykiem kilku kruków w oddali.

— To Wielka Kraina.

Dubhe pamięta. Ta nazwa jest jej dobrze znana. To miejsce, gdzie historia pozostawiła swój znak, wielokrotnie cytowane w opowieściach, które słyszała od dorosłych i starców w Selvie Prawie sto lat wcześniej mieściła ona Enawar, bajeczne i bogate miasto, leżące na dwóch radosnych pagórkach i całkowicie zanurzone w zieleni traw i lasów. Tam znajdowała się siedziba rządu Złotego Wieku w czasach, kiedy wojna była tylko bolesnym wspomnieniem.

Enawar został zrównany z ziemią wraz ze swoim bezcennym księgozbiorem, którego rozproszone fragmenty do dziś przechowywane są niczym relikwie w innych bibliotekach albo w siedzibach królów i dygnitarzy, z bliźniaczymi pałacami — białym i czarnym — jednym dla Rady Czarodziejów, drugim dla Rady Królewskiej, oraz ze wspaniałymi, przebogatymi ogrodami, z fontannami i bajecznymi grami wodnymi.

Mówiono, że tak właśnie zaczęły się Mroczne Lata Tyrana — zniszczeniem Enawaru.

Podczas Mrocznych Lat Wielka Kraina stała się całkowicie poddana Tyranowi, który rozkazał wybudować tam swój potężny pałac, Twierdzę, niezwykle wysoką wieżę z czarnego kryształu. Ponieważ to materialne świadectwo aroganckiego wyzwania wobec bogów było wyższe niż jakakolwiek inna konstrukcja kiedykolwiek wzniesiona w Świecie Wynurzonym, Twierdza była widoczna przynajmniej z jednego miejsca każdej z ziem. Z wieży odchodziło osiem bardzo długich ramion, każde wysunięte w kierunku jednej Krainy — dokładnie tak samo, jak palce Tyrana wyciągnięte, aby mógł pochwycić w swe szpony cały Świat Wynurzony. Twierdza niczym rak wyssała z tego miejsca wszelką żywotną limfę. Żadnych lasów, żadnej trawy; nie uchowały się nawet pagórki, które zrównano, aby zrobić miejsce dla budowli. Z Wielkiej Krainy nie zostało nic poza obszerną pustą równiną, rozdartą w środku przez bryłę Twierdzy.

Potem przyszła Wielka Wojna i Nihal i Sennar zniszczyli Tyrana. Twierdza rozsypała się i rozpadła na równinie, zabierając ze sobą czterdzieści lat terroru i panowania despoty.

Od tamtej pory Wielka Kraina przechodziła różne koleje. Przez jakiś czas, zaraz po Wielkiej Wojnie, kiedy Nihal i Sennar nie opuścili jeszcze Świata Wynurzonego, myślano, aby zostawić ją tak jak jest, wyniszczoną i pełną pozostałości po Twierdzy, aby świat pamiętał o tym, co się wydarzyło. Potem chciano wybudować tu Nowy Enawar, ale również i ten pomysł porzucono. Wówczas terytorium rozdzielono pomiędzy różne krainy zostawiając jedynie wolną część środkową, gdzie odbudowano oba budynki Rady Królewskiej i Rady Czarodziejów. Usunięto cale złomowisko z wyjątkiem tronu, który wystawiono przy wejściu do Pałacu Rady Królewskiej, obok dwóch gigantycznych posągów Nihal i Sennara.

Jeśli chodzi o terytoria przyznane różnym krainom w większości pozostały one martwe. Mimo wysiłków nie udaje się tam doprowadzić do wzrostu żadnych roślin. Ziemie te wydają się nieodwracalnie jałowe. Ludzie jeszcze nazywają je Wielką Krainą, chociaż teraz należą do innych terytoriów. Ich natura jest tak odmienna od pozostałych ziem, że wszędzie są postrzegane jako miejsca obce, należące do dawnej epoki i innego świata.

Mistrz pochyla się, bierze w dłonie garść ziemi. Jest sucha, wysypuje mu się z ręki jak piasek. Potem otwiera dłoń i pokazuje Dubhe jej zawartość.

— Widzisz te czarne odłamki? Tyle zostało z Twierdzy.

Dubhe patrzy na nie wystraszona i pełna podziwu. Ona też bierze garść ziemi i pozwala, aby zostały jej w dłoni tylko kawałki czarnego kryształu. Wkłada je do sakwy, wiszącej u boku jej pasa, pod płaszczem.

— Co chcesz z tym zrobić? To tylko głupie okruchy. Wyrzuć je.

Mistrz wydaje się prawie rozgniewany.

— To historyczne kryształki… Tyle opowiadano mi o Tyranie… Dziwne wrażenie wywołuje na mnie fakt, że mogę trzymać coś, czego on dotykał.

— W Tyranie nie ma nic godnego podziwu, nic! Uważał się za nieśmiertelnego i łudził się, że może według własnego uznania dysponować wszystkim, co istnieje na świecie. Takimi biednymi szaleńcami, jak on, należy tylko gardzić. Wyrzuć to.

Dubhe zamiera w zdumieniu, więc Mistrz siłą wyciąga jej sakwę i gwałtownie ją opróżnia.

Przepraszam, Mistrzu, nie wiedziałam, że źle robię… Mistrz nie odpowiada, ale idzie dalej równym i szybkim krokiem.

Przez całe dni przemierzają tę opuszczoną równinę. Upał jest prawie nieznośny. Wargi Dubhe pierzchną od wiatru i słońca, pękają i krwawią. Kiedy wieczorem rzuca płaszcz przy ognisku, zadaje sobie pytanie, jak pierwszego dnia mogła pragnąć nieść ze sobą kawałki czarnego kryształu. Teraz wciskają jej się pod ubrania, kłują i drażnią jej skórę.

— A to przecież nic w porównaniu z Wielką Pustynią na wschodzie. Jesteś naprawdę do niczego — drwi z niej Mistrz.

Dubhe rumieni się, ale nic nie może na to poradzić.

Dopiero o zachodzie słońca ten ogromny, opustoszały teren rozpala się. Zachody nie kojarzą się Dubhe miło. Wszystkie przywodzą jej na myśl Gornara. Ale w tej absolutnej szarości, którą przemierzają, zachód słońca ma inny sens. Jest jedynym kolorowym momentem w ciągu dnia, rozpala równinę dziwnymi odblaskami. A potem, nagle, kiedy wydaje się, że słońce naprawdę znikło za płaskim horyzontem, często widać pojedynczą błyskawicę. Przez chwilę jest tak, jakby Wielka Kraina ponownie rozkwitała, jakby trawa rozprzestrzeniała się po tej jadowitej równinie, aby chwilę potem wycofać się niczym miraż.

Mistrz widzi, jak Dubhe prawie wzruszona kontempluje niebo, już nieodwracalnie zmierzające ku nocnej ciemności.