Выбрать главу

Słysząc te słowa, Dubhe czuje ucisk w sercu. Czyżby się pomyliła?

— Chciałem tylko pozdrowić dawną przyjaciółkę… ale wy chyba nie jesteście Garni…

Mężczyzna wzdycha i przesuwa dłonią po twarzy.

— Widzę, że nie wiesz wielu rzeczy.

Jenna udaje zdumienie, a Dubhe myśli, że jest dobry, naprawdę dobry, wolałaby prawie, żeby nie był aż tak świetny, bo teraz czuje, że tak naprawdę wcale nie chce usłyszeć prawdy, czuje, że lepiej byłoby uciec daleko stąd, wrócić do Mistrza i nie wiedzieć nic więcej. A jednak pozostaje na swoim miejscu jak przyklejona.

— A czego? — Cztery lata temu wydarzyła się tragedia… Córka Melny zabiła dziecko.

O tym Jenna nie wie. Tylko Mistrz jest wtajemniczony w całą tę historię. Jenna zna tylko żałosne kłamstwo.

Jego zdumienie nie jest już udawane, a Dubhe atakuje uczucie pustoszącego wstydu.

— Dziewczynka została wypędzona z wioski i od tamtego czasu słuch po niej zaginął… Z pewnością nie żyje. Wysłali ją do Krainy Morza, nieopodal granicy z Wielką Krainą, a wtedy już panowało tam coś w rodzaju niewypowiedzianej wojny.

— Ale… mówicie o Dubhe?

— Właśnie. Ale to jeszcze nie wszystko. Garni został wtrącony do więzienia, ale nie chciał się z tym pogodzić. Wydostał się z celi i uciekł, aby odnaleźć córkę, porzucając Melnę na pastwę losu. On również zniknął i dopiero rok temu dowiedzieliśmy się, że zmarł z niedostatku niedaleko stąd.

Serce Dubhe zatrzymuje się, świat wokół niej zamiera. Słyszy tylko głuche dudnienie w uszach, ale potężny głos mężczyzny przedziera się nad wszelkim hałasem.

— Ona zapomniała o wszystkim, ze mną starała się wymazać to wszystko z pamięci. Jeżeli ty jej mówisz, jeżeli pytasz ją o Selvę… to tak, jakbyś otworzył dopiero co zabliźnioną ranę, rozumiesz? Melna z Selvy już nie istnieje, więc jeśli była ci droga, już nigdy jej nie szukaj.

Dubhe zaciska oczy, ale tym razem nic nie może zatrzymać łez. Jej oddech ginie wśród tłumionych szlochów, ból eksploduje.

Ucieka z zaułka i nie obchodzi jej, że ktoś ją zobaczy. Słyszy jeszcze ostatnie zdania, które gubią się w odgłosie jej kroków na kamieniach ulicy.

— Jak… jak chcecie… — mówi Jenna.

— Dziękuję — odpowiada mężczyzna prawie wzruszony. — Dzię… a to kto?

Potem nic, tylko czerwień zachodu słońca i jej wysokie buty uderzające o kamienie. Ale Dubhe już wie, że nie ma miejsca gdzie mogłaby uciec.

Błąka się po różnych kwartałach, od biednych chałup na peryferiach po zabytki centrum. Szlocha i czuje się pusta w środku Kilka osób nawet zatrzymuje się, żeby zapytać, co się stało.

— Dziecko, co ci jest?

Ona nie odpowiada. Nie ma słów, żeby to wypowiedzieć. Zapada noc, ale nie ma to znaczenia. Mistrz może czeka, a może nie.

Na opustoszałych ulicach rozbrzmiewa dźwięk jej kroków Nie chce wracać do domu, nie chce przechodzić koło sklepu swojej matki. Nie ma domu i taka jest prawda. Kiedy ktoś dotyka jej ramienia, odwraca się powoli.

— Do diabła, jak ty biegasz!

Jenna jest zdyszany.

Zatrzymują się na raczej smutnym, opustoszałym placyku. Siadają na brzegu zepsutej fontanny, wypełnionej mulistą wodą cuchnącą zgnilizną.

— Dlaczego nie opowiedziałaś mi prawdziwej historii? — pyta Jenna.

Ona nie wie, co odpowiedzieć.

— Wstydziłam się.

— Jak to się stało?

— To był wypadek. Bawiliśmy się i…

— Nic więcej nie mów, wystarczy. Przy… przykro mi.

Dubhe nie odpowiada. Na niektóre rzeczy nie ma słów.

Wraca do domu o świcie. Mistrz siedzi przy stole, na którym stoją dwie miski pełne mleka. Nie wie dobrze, co ma powiedzieć. ale jego widok ją uspokaja. Przez jej ból przebija się promyk pocieszenia.

Nie ma u niej miejsca dla mnie — mówi Dubhe jednym tchem.

Spojrzenie Mistrza jest cieple, pełne zrozumienia.

— Mój ojciec umarł, szukając mnie, a ona zaczęła nowe życie.

To wszystko, co kiedyś miałam, już nie istnieje, a ja…

— Nic nie musisz mi tłumaczyć. Podnosi się i ją przytula. Ten niezwykły, tak nieoczekiwany gest zdumiewa Dubhe; dziewczynka jest oszołomiona. Potem i ona obejmuje go z uczuciem i płacze jak dziecko. To ostatni płacz jej dzieciństwa.

Tego dnia nie trenują. Po prostu są razem i chodzą po dobrych sklepach starego miasta. Mistrz dał jej pieniądze, które jej obiecał, i razem wybierają nowy płaszcz.

— Dobrze się spisałaś tamtego wieczoru — mówi do niej, a ona uśmiecha się z oczami napuchniętymi od płaczu.

O zachodzie słońca Dubhe, w nowym płaszczu i z kapturem opuszczonym na oczy, razem z Mistrzem wraca do domu. Jeszcze myśli o ojcu i będzie myśleć zawsze: wie, że ten ból nigdy jej nie opuści. Ale Mistrz jest tu, u jej boku. Jeżeli są zgubieni, to są zgubieni we dwójkę.

— W końcu i ty nie miałaś innego wyjścia — mówi do niej nagle — tak jak i nie miałem go ja.

Dubhe czuje, jak wzruszenie podchodzi jej do gardła.

— Nie, Mistrzu, mylisz się. Ja zdecydowałam już dawno.

Powoli, ze wstydem, bierze go za rękę i ściska ją.

On się nie wycofuje, ale delikatnie trzyma tę miękką dłoń w swojej.

26. Niemożliwe zadanie

Dubhe nie było dane nacieszyć się nawet kilkoma dniami odpoczynku. Dom był miejscem pulsującym działaniem machiną wciąż w ruchu i ona też, choć była zaledwie małym trybikiem, nie mogła wyłączyć się z ogólnego rytmu.

Po całej nocy nieutulonego płaczu, spędzonej samotnie w celi, doczekała bezlitosnego poranka, a do jej drzwi zapukała Rekla.

— Już czas — powiedziała po prostu.

Dubhe szła przez korytarze otumaniona, nic tam w środku nie wydawało się mieć prawdziwej wartości. Mijała tych samych ludzi, którzy dzień wcześniej radowali się z ofiary Postulanta, a ich twarze były takie jak zwykle, nie wydawali się w żaden sposób poruszeni. Ona natomiast nie potrafiła wymazać sprzed oczu obrazów poprzedniej nocy i czuła się brudna do głębi przez sam fakt bycia świadkiem podobnej sceny.

W termach rzuciła się bez sił do wody, pozwalając ciału unosić się, jakby było trupem. I tym razem miała nadzieję, że woda może ją oczyścić, umyć. Ale to okropieństwo było niezmywalne.

W refektarzu długo patrzyła na swoją miskę, nie mając sił, aby wziąć do ręki łyżkę.

— No co? Nie jesz? — spytała Rekla.

Dubhe przełknęła dwa łyki mleka i kęs chleba, żeby ją zadowolić. Znowu wszystko miało smak krwi.

W świątyni nie słyszała ani słowa z tego, co mówiła jej Rekla. Potrafiła myśleć tylko o tym, że Bestia znajduje się bliżej niż kiedykolwiek. Poprzedniego wieczoru słyszała, jak ryczy z daleka, i coś w niej odpowiedziało na ten krzyk, nie mogła temu zaprzeczyć. To właśnie to nią wstrząsnęło. Wcale jej się nie poprawiało i to nie dlatego, że dalej co tydzień musiała zażywać eliksir, ale ponieważ Gildia robiła wszystko, aby jak najbardziej przybliżyć jej świadomą część do Bestii. Przebywając tam, w końcu się przyzwyczai. Na koniec nie będzie już żadnej różnicy między nią a Bestią. Ponownie zobaczyła chłopaka ze świątyni. Był chudy, wyniszczony z twarzą osoby cierpiącej głód. Popatrzyła na niego, kiedy nakładał jej na talerz tradycyjną wodnistą ciecz, przyjrzała się jego dłoniom, poświęciła mu długie, pełne strachu i litości spojrzenie, którego nie mógł nie zauważyć. Odwzajemnił je niemal ze zdumieniem.

— Dziękuję — wymknęło się Dubhe, po czym pochyliła głowę nad miską.

Już widziała go martwym i z jakiegoś powodu czuła się udręczona tym przeczuciem. Jego ulotne spojrzenie w świątyni uderzyło ją i ustanowiło między nimi jakiś rodzaj więzi. Oboje byli więźniami.