Już miała odejść, kiedy usłyszała hałas.
Błyskawicznie ukryła się za statuą Thenaara. Dyszała. Naprawdę niewiele brakowało.
Powoli odetchnęła i wyjrzała zza posągu.
W tym momencie zobaczyła wychodzącego właśnie z biblioteki Yeshola z twarzą wymęczoną, ale jakby rozświetloną radością. Pod pachą niósł jakąś księgę. Dubhe starała się zrozumieć, co to za książka, ale nie było to możliwe. Udało jej się tylko dostrzec, że była czarna, z dużymi miedzianymi okuciami na rogach. Na okładce widniał skomplikowany czerwony pentakl.
Zobaczyła, jak znika z pola widzenia i kieruje się do swojego pokoju. Nie zobaczył jej i nie usłyszał! Wolała nie zwlekać dłużej i wróciła tą samą drogą, którą przyszła. Problem pojawił się, kiedy znalazła się przed ceglaną ścianą, znajdującą się na końcu schodów. I co teraz?
Poczuła, że brakuje jej powietrza. Na murze nie było żadnego zarysowania, wszystkie cegły były doskonale identyczne. Uwięziona jak mysz w pułapce. A tymczasem czas mijał i na pewno niedługo jakiś Strażnik obudzi się i będzie wychodził.
Przesunęła dłońmi po ścianie, opukała pięściami każdą cegłę, aby usłyszeć, czy któraś wydaje inny odgłos, przyłożyła ucho do ściany. Wszystko wydawało się na miejscu.
Desperacja wzrastała, ale Dubhe starała się trzymać ją na wodzy. Postawiła na rozwiązanie siłowe. Zaczęła naciskać na wszystkie cegły.
Nic z tego. Zrezygnowana oparła się o ścianę za sobą. Nic. Tysiąc tajemnic do odkrycia, ale nie zdąży. Za najwyżej godzinę, może dwie, ktoś ją znajdzie.
Nie, do diabła, nie!
Jeżeli nie chodziło o ścianę, musiało tam być coś innego. Rozejrzała się gorączkowo wokół. Nie było żadnych uchwytów, przycisków — nic. Tylko pochodnia…
Zatrzymała się.
Złapała za uchwyt pochodni. Parzył, ale nie na tyle, żeby nie można go było dotknąć. Ścisnęła mocniej, pociągnęła.
Wreszcie ściana się otworzyła. Dubhe rzuciła się przez otwarte przejście. Biegiem przemierzyła drogę, którą przyszła, i wróciła do swojego pokoju. Dopiero kiedy znalazła się w swoim łóżku, poczuła się choć trochę bezpieczna. Położyła się w ciemności z otwartymi oczami.
Miała o czym rozmyślać, to było coś ważnego…
Zatem Yeshol nie spał po nocy i do późnych godzin przebywał w bibliotece. Dlaczego? I co to za książkę trzymał pod pachą?
Kolejnego wieczoru zmuszona była do bezczynności. Musiała porozmawiać z Lonerinem.
Dotarła do niego późną nocą w dormitorium. Podeszła do niego tak cicho, że nikt nie zauważył jej obecności, a tym bardziej chłopak, który mocno spał.
Kiedy tylko dotknęła jego ramienia, drgnął i podniósł się gwałtownie.
— Spokojnie — szepnęła.
— To ty… właśnie miałem jakiś koszmar i…
— Nie ma czasu na sny — ucięła krótko Dubhe i opowiedziała mu o swojej nocnej wyprawie.
Lonerin wysłuchał wszystkiego z wielką uwagą.
— Następny ruch? — zapytał w końcu.
— Wejście do pokoju Yeshola. Lonerin wytrzeszczył oczy.
— Jak zamierzasz tego dokonać?
— W ciągu dnia prawie zawsze pracuje w swoim gabinecie na pierwszym poziomie, więc pokój będzie pusty. Tak czy inaczej, wystarczy obserwować jego ruchy. Ja jednak muszę mieć dobry powód, aby nie pojawić się na moich codziennych lekcjach. Tu będziesz potrzebny ty.
Lonerin natychmiast nadstawił uszu.
— Znam się dość dobrze na botanice i wiem, że podstawą waszych napojów magicznych są zioła. Musisz mi powiedzieć, jak przygotować eliksir, który będzie w stanie zmodyfikować mój wygląd.
— Twój plan nie jest dla mnie bardzo jasny…
— Ty dasz mi przepis, a ja wyjdę i zdobędę składniki. Mogę to zrobić, bo powierzono mi misję, którą muszę wypełnić do końca tego miesiąca. Wyjdę, wezmę to, co jest potrzebne, i wrócę. wyglądając już jak ktoś inny — nieważne, bo będę miała kaptur dobrze opuszczony na twarz. Ważne, żebym wyglądała inaczej niż teraz: powiedzmy, że przyjmę postać mężczyzny. Wrócę do Domu, zejdę tam na dół i wkradnę się do pokoju Yeshola.
Lonerin patrzył na nią z mieszaniną podziwu i niepokoju.
— To bardzo ryzykowne…
— Ja i tak jestem skazana na śmierć. Zaryzykowałabym wszystko.
Jej głos był lodowaty, ostry, pewny.
Lonerin kiwnął głową. — Zgoda. To ja powinienem wziąć na siebie to ryzyko, ale…
Dubhe podniosła dłoń.
— Podaj mi skład eliksiru.
— Nie mam nic do pisania…
— Zapamiętam. Mam świetną pamięć, to część szkolenia.
Lonerin opowiedział jej wszystko dokładnie, zasypał ją informacjami o składnikach i dawkach. Niełatwo było utrzymać to w pamięci, ale Dubhe wiedziała, że da radę. Kiedy skończył, zaczęła się podnosić. Chłopak zatrzymał ją.
— Opisz mi książkę, którą niósł ze sobą Yeshol.
— Był to duży i stary czarny tom o miedzianych okuciach, na wpół zjedzonych przez rdzę, i miał na okładce wielki czerwony pentakl.
Lonerin zamyślił się, jakby zaniepokojony.
— Znasz ją?
— Nie wiem, ale z twojego opisu wynika, że to księga Zakazanej Magii. To zazwyczaj bardzo stare książki — mówi się, że w bibliotece Tyrana było ich pełno.
Dubhe poczuła lodowaty dreszcz schodzący jej w dół pleców.
— Jak stara ci się wydała?
— Nie wiem… bardzo… i przede wszystkim w złym stanie.
Zapadła cisza. Dubhe wiedziała, że powinna już iść, że ryzyko, iż ją nakryją, wzrasta z każdą kolejną minutą, jaką tam spędza. Jednak było jeszcze coś, co musiała powiedzieć.
— Gildia czci Astera jako proroka.
Oczy Lonerina powiększyły się ze strachu.
— Co?
— Według nich Aster był największym z wysłanników Thenaara, i cała potworność, jaką za sobą zostawiał, nie była niczym innym, tylko próbą osiągnięcia czasów przyjścia Thenaara. W Domu wszędzie są jego posągi.
Lonerin zacisnął dłoń na ramieniu Dubhe. Zaklął.
— Tamtej nocy nie powiedziałam ci o tym… nie przyszło mi do głowy…
— To nieważne… nieważne…
Spojrzał na nią przestraszony.
— Pospiesz się. Mam wrażenie, że sprawy mają się o wiele gorzej, niż sądziła Rada.
Następnego dnia wczesnym rankiem Dubhe zawiadomiła Reklę, że nie będzie jej przez cały dzień.
— Muszę zobaczyć się z moim informatorem. Może się zdarzyć, że nie wrócę na noc.
Rekla sarkastycznie wzruszyła ramionami.
— Za dużo czasu ci to zajmuje, wiesz o tym. Coś się za tym kryje, ale chcę wierzyć w twoją inteligencję. Zostało jeszcze dziesięć dni, a jeżeli ci się nie uda, wiesz, co cię czeka.
Dubhe zacisnęła pięści i przełknęła złość.
— Nie bój się, znam swoją powinność.
— Mam nadzieję.
Wyszła ze świątyni biegiem, świadoma, że czas pozostający do jej dyspozycji jest praktycznie żaden. Jeden dzień na rozwiązanie tajemnicy. I musiała przygotować napój magiczny.
Z pewnością byłoby korzystnie mieć pod ręką Toriego, ale naprawdę nie miała czasu, żeby wybrać się aż do Krainy Słońca, aby on przygotował jej wszystko, co było potrzebne. Zadowoliła się więc małym sklepem z ziołami w pobliskiej wiosce. Zresztą potrzebowała ziół raczej pospolitych.