Выбрать главу

Dubhe biegnie tam, nabiera wody i podaje mu. Przez całą resztę wieczoru nie robi nic innego, tylko szuka jedzenia i przygotowuje lecznicze okłady.

Rana wydawała się niezbyt poważna, a tymczasem jej stan bardzo się pogorszył.

— Mistrzu, dlaczego mi to robisz, dlaczego? Dlaczego doprowadziłeś się do tego stanu?

On nie odpowiada, ogranicza się do uśmiechu. Wydaje się spokojniejszy, często głaszcze ją po głowie.

— Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił przez te lata.

Dubhe odwraca się gwałtownie z oczami pełnymi łez.

— Ja bez ciebie nie istnieję, Mistrzu, rozumiesz mnie? Ja cię kocham!

On dalej się uśmiecha.

— Głupstwa, głupstwa… — mruczy.

Po kolacji zapada w sen, lekki i ożywczy. Dubhe czuwa przy nim przez całą noc.

Przez następne dni Dubhe całkowicie oddaje się Mistrzowi. Idzie do niezbyt odległego Makratu po jedzenie, przygotowuje mu czyste legowisko, kuruje go.

— Kiedy wychodzisz, dobrze się zakryj i upewnij się, że nikt za tobą nie idzie — nakazuje jej zawsze, nawet w delirium gorączki.

— Tamten człowiek nie żyje, Mistrzu, nikt nie może za nami iść.

— Gildia ma oczy i uszy wszędzie.

Dubhe ciałem i duszą angażuje się w przygotowanie kuracji i po tygodniu widać oznaki poprawy. W dniu, kiedy gorączka wreszcie opada, dziewczyna nie posiada się ze szczęścia. Jest wyczerpana ze strachu i zmęczenia, ale jednocześnie szczęśliwa, uśmiecha się do Mistrza.

— Jesteś naprawdę dobrą kapłanką — żartuje z niej, a ona śmieje się po raz pierwszy, od kiedy mężczyzna w czerni pojawił się w ich życiu.

W ciągu następnych dni wszystko ulega stopniowej poprawie. Mistrz jest bardzo zmęczony, ale dochodzi do siebie. Prawdopodobnie broń, którą został zraniony, musiała być lekko zatruta, dlatego przebieg procesu zdrowienia był taki powolny i wymagał tylu zabiegów.

Są to dni radości. Dla Dubhe to powrót do życia. Wkrótce wszystko będzie takie, jak wcześniej, a nawet lepsze, bo od kilku dni Mistrz jest dla niej o wiele bardziej serdeczny. Nie wie, co się zmieniło. Może to fakt, że w tak trudnej chwili byli blisko sobie, a może to wyznanie, jakie mu uczyniła. Bo Dubhe dobrze pamięta: powiedziała mu, że go kocha. On odpowiedział, że to głupstwo, ale sądząc po jego zachowaniu, nie wygląda na to. Nagle zaczyna wyobrażać sobie ich wspólną przyszłość zaczyna fantazjować.

Mistrz jednak nie jest taki spokojny. Bezustannie obserwuje okolicę, Dubhe często zastaje go stojącego i podejrzewa, że przeszukuje najbliższe tereny.

— Musisz leżeć w łóżku, inaczej nigdy nie wyzdrowiejesz.

— Czuję się dobrze, nie zachowuj się jak matka. Pewnego dnia dziewczyna przyłapuje go, jak coś pisze, a kiedy tylko ją widzi, chowa wszystko z wielkim pośpiechem. Ona o nic go nie pyta.

Mistrz ciągle się martwi, że ktoś ich śledził, że wie, gdzie są. To jego obsesja.

— Jesteś pewna, że nikt za tobą nie przyszedł?

— Jestem pewna.

— Okolice mogę sam skontrolować, ale reszta…

— Ty nie musisz nawet kontrolować okolic, masz tylko wyzdrowieć.

Dubhe cały czas aplikuje mu maść. Każdego wieczoru własnoręcznie ją przygotowuje.

Pewnego razu, tak jak zawsze, rozsmarowuje mu maść na ramieniu. W jednym punkcie rana jest dziwnie otwarta.

— Mistrzu, dlaczego nie możesz być przez chwilę grzeczny? Rana się otworzyła, co robiłeś? — mówi z karcącą miną.

Spodziewa się reprymendy, bo Mistrz nie lubi, jak mu się w ten sposób zwraca uwagę. On się jednak nie złości. Po prostu odpowiada, że nic nie robił, a nawet odpoczywał.

Dubhe krząta się z troską. Tam, gdzie rana się otworzyła, rozsmarowuje grubszą warstwę, potem wszystko bandażuje. Już w tym momencie coś zaczyna iść nie tak, jak powinno. Czuje, jak ramię Mistrza dziwnie się zaciska. Przerywa czynność, aby sprawdzić, czy nie było to tylko jej wrażenie. Ale jednak nie, przez ramię przebiegają lekkie skurcze.

— Mistrzu, co się dzieje?

Mężczyzna cały czas się uśmiecha, ale jest dziwnie blady.

— Połóż mnie.

Serce eksploduje jej w piersi i zaczyna dziko walić.

— Nie czujesz się dobrze? Co ci jest?

Uśmiech nie znika z jego ust, chociaż Mistrz zaczyna szczękać zębami.

— Nie martw się, jeszcze trochę i będzie po wszystkim.

Dubhe czuje daleki, nieznany lęk, który napełnia ją przerażeniem.

Mistrz drży coraz mocniej, tak że trudno mu jest mówić.

— Nie mam czasu. Na swojej poduszce znajdziesz list. Przeczytaj go i zrób, co ci mówię.

— Co się dzieje, co się dzieje?

Dubhe zaczyna płakać. Rozpoznaje te objawy. Pamięta je ze swojej pierwszej książki o botanice — tej, którą kupiła za pieniądze z pierwszego zabójstwa.

— Przebacz mi — głos Mistrza jest złamany, urywany. — Moja śmierć była konieczna, a nie znalazłem innego sposobu.

Liść aksamitu. Jedna z trucizn, których używał do swoich zabójstw. Przerażenie zatrzymuje nawet jej łzy.

— Wszystko jest w liście. — Słowa są pojedyncze, nierozpoznawalne.

Dubhe jest w stanie tylko wzywać jego imię i bez ustanku pytać, dlaczego.

Mistrz cierpi, czyta to na jego twarzy.

Nie, nie, nie!

— Gdybym ja… szukaliby mnie… zawsze… pozwól… znaleźć… ciało…

Dubhe obejmuje go gwałtownie, wykrzykując całą swoją rozpacz z powodu tego gestu, którego nie rozumie, którego nie może w żaden sposób zaakceptować.

Ciało Mistrza drga w jej objęciach. Czuje, jak staje się coraz zimniejsze i sztywniejsze.

Mistrz zamyka oczy, zaciska wargi, udaje mu się jeszcze raz niezgrabnie położyć dłoń na włosach Dubhe i pogłaskać ją szorstko. Ona przytula go mocniej.

Nie, nie, nie!

Potem, jak sam powiedział, wszystko szybko się kończy. Jego ciało rozluźnia się, oddech przestaje być zadyszany, aby zagasnąć w ostatnim, lekkim tchnieniu.

Dubhe zostaje wtulona w niego, nie ma odwagi, aby się poruszyć, rozpaczliwie sama.

32. Początek historii

Przeszłość XI

Droga Dubhe,

dobrze wiem, że zrozumienie tego, co zrobiłem, będziesz uważała za niemożliwe. Wiesz, że znam Cię lepiej niż ktokolwiek inny, i dlatego rozumiem, jak się czujesz oraz ile zagubienia i bólu przysporzył Ci ten mój czyn. Napisałem ten list właśnie po to, aby Ci wytłumaczyć. Nie proszę Cię o przebaczenie i nie żałuję tego, co zrobiłem. To było konieczne. Proszę Cię raczej, abyś zamknęła ten rozdział Twojego życia, a pamięć o mnie i moje nauki wyrzuciła, zapomniała o nich i zaczęła żyć tak jak w czasach Selvy.

Dubhe, jestem zmęczony, niezmiernie zmęczony. Dla ludzi jestem młody i lat mam niewiele, ale czuję, jak ciążą mi w sposób niewypowiedziany. Czuję się zużyty i stary jak świat. Zrobiłem wszystko, co mogłem, i gdybym żył dłużej, nie dodałbym nic do historii mojego życia. Po prostu wlókłbym się dalej i pociągnąłbym ze sobą również Ciebie. To jest pierwszy powód, dla którego postanowiłem umrzeć. Już nie mogłem. Dubhe, taką cenę płacimy my, zabójcy. Tacy jak my, którzy w życiu nie poznali niczego innego, który patrzyli, jak inni wybierają za nich i wtłaczają ich w egzystencję, której nienawidzą, umierają po trochu przy każdym zabójstwie. Jesteś bardzo młoda, ale wiem, że Ty też już odkryłaś tę prawdę. Morderstwo obciąża nas i w końcu ten ciężar staje się nieznośny.