Dubhe, proszę Cię o to i jest to moje ostatnie życzenie. Jeżeli zostaniesz zawodowym mordercą, skończysz jak ja, pochłonięta przez zmęczenie, nieżywa wewnątrz, i któregoś dnia i Ty poszukasz zioła, które może dać Ci szybką i bezbolesną śmierć.
Zrób tak, aby Gildia znalazła moje ciało. Muszą wiedzieć, że nie żyję. Ty natomiast uciekaj, zmień życie i używaj innego imienia. Przez pierwszy okres lepiej, żebyś często zmieniała miejsce pobytu, aby zatrzeć za sobą siady, ale po pewnym czasie będziesz mogła osiedlić się w jakimś miejscu i zacząć od początku. Ufam Ci. Odchodzę pogodnie, bo wiem, że dasz sobie radę. Jeżeli tylko będziesz chciała, jeżeli tylko spalisz za sobą mosty, dasz radę.
Zapomnij o mnie, Dubhe, zapomnij o mnie i przebacz mi, jeśli możesz.
Dubhe jest w grocie. Otwarty list leży na jej nogach. Najpierw przeczytała go w całości jednym tchem, głaszcząc te kartki, na których Mistrz kładł swoje ręce, podążając za jego kaligrafią — tym wszystkim, co po nim zostało. Potem wróciła do niektórych części, czytała jeszcze i jeszcze.
Nie ma już w sobie łez. Wszystkie wylała nad ciałem Mistrza, wielokrotnie krzycząc swoje „dlaczego” jemu i niebu. Z góry nie pojawiła się żadna odpowiedź, żaden spokój, tylko nieskończona samotność.
Nie rozumie. Już zna te słowa na pamięć, a jednak nie rozumie. Ten rozpaczliwy gest, który odebrał jej jedyne, co jej pozostawało, wydaje jej się całkowicie niezrozumiały. Niewyraźnie czuje rozpacz i poczucie winy. Tylko jedno jest dla niej całkowicie jasne. Nie wystarczyło być doskonałą uczennicą ani tak go kochać, prawie wielbić. Nie udało jej się być powodem, dla którego warto było żyć. Mistrz wolał raczej umrzeć niż zostać z nią, nie dała rady utrzymać go przy sobie.
Wraca myślą do swojego życia, myśli o ojcu, który umarł, o matce, która wolała o niej zapomnieć, o Gornarze, który teraz jest już pewnie tylko kupką kości pod ziemią, o Mistrzu. Wzdłuż ścieżki jej życia biegnie niekończący się ślad krwi. Tylko nieszczęścia i ból tych, którzy ją kochali, formowali, pomagali jej. Rin też umarł, a z nim wszyscy inni z obozowiska.
Mistrz powiedział, że przeznaczenie nie istnieje. Ale przecież czym to wszystko jest, jeśli nie przeznaczeniem? Czym jest to nieskończone cierpienie, ta niemożność zrzucenia z siebie śmierci?
Zrób tak, jak mówi.
Ogłuszona bólem, sama też trochę umarła, robi to, co nakazał jej Mistrz. Zanosi jego ciało niedaleko od Makratu, w środku nocy, przykryta płaszczem i z twarzą całkiem schowaną pod kapturem. Zostawia je blisko murów. Ktoś będzie przechodził ulituje się, weźmie je i pochowa. Wieść się rozniesie, wszyscy dowiedzą się, że on nie żyje. Gildia też się dowie. A ona zniknie.
Nie wie, co zrobi ze swoim życiem. Wraca do groty i zostaje tam długo, nie mając na nic ochoty.
Wszystko jest dokładnie tak, jak tego wieczoru, kiedy on umarł. Okład, którym ona sama go zabiła, jeszcze widnieje na bandażach. Została z niego tylko czarniawa, sucha papka, którą wiatr powoli rozwiewa po podłodze groty. Są jego rzeczy. Strzały, noże, łuk, sztylet. Cały jego świat został tutaj. Wszystko jest tak straszliwie żywe, że Dubhe nie może uwierzyć, iż Mistrz odszedł na zawsze i że już nigdy nie będzie mogła go zobaczyć.
Długo tak leży, a czas zastyga, teraźniejszość i przyszłość się mieszają. Wszystko jest takie samo, jak w noc po zabiciu Gornara.
Czasami chciałaby móc przynajmniej nienawidzić Mistrza. Czuje, że miałaby ku temu powody. W końcu pozostawił ją, a co więcej, jakby tego mu było mało, w jakimś stopniu jeszcze zmusił ją do zabicia go. Ale nie może. Miłość, którą do niego czuła, pozostała nienaruszona w jej wnętrzu, w jej sercu, w jej głowie. Oczywiście, jest też nienawiść, ale Dubhe nienawidzi raczej samej siebie. Z pewnością mogła coś zrobić, ale tego nie zrobiła.
A jednak, mimo skrajnego zmęczenia, zarówno fizycznego, jak i duchowego, pod grubą kołdrą bólu cały czas pulsuje życie. Dubhe może nawet chciałaby walczyć z tym instynktem, chciałaby położyć się tam w grocie, gdzie Mistrz wydał ostatnie tchnienie, i sama też pozwolić sobie odejść. Ale nie może. To uparte pulsowanie jest silniejsze niż cokolwiek innego, jest niepowstrzymane.
I tak któregoś dnia wyciąga rękę do przybrudzonego ziemią zawiniątka, odłożonego w rogu i nigdy nieruszonego. Drżącymi dłońmi, walcząc z zawrotami głowy, otwiera je, bierze ser i płacząc, zjada go wielkimi kęsami.
Życie było silniejsze. Trudno to zaakceptować. Będzie więcej bólu, Dubhe wie o tym, być może jest tak, jak powiedział Mistrz, będzie to stopniowe umieranie, ale ona nie jest stworzona do dróg na skróty i łatwych pocieszeń. Ona pójdzie naprzód, do końca.
Dubhe zostaje w grocie jeszcze przez kilka dni. Mistrz nakazał jej wędrować, ale ona nie wie, co ma robić. Żyje, będzie żyć, ale jak?
Mistrz powiedział jej, aby porzuciła tę drogę, powiedział jej: „Na zawsze zapamiętaj tę potworność” i te słowa niespodziewanie stają się w jej głowie rozkazem. Będzie o tym pamiętać. Zresztą nie ma sposobu, aby o tym zapomnieć. I ucieknie, będzie się tułać. Nie dotknie już swojego sztyletu. Wyrzuca go, bierze ten należący do Mistrza i na jego krew przysięga, że nigdy go nie użyje.
Ale co może teraz robić? Nie wie. Idzie. Na razie tylko tyle. Opuszcza dom, który z nim dzieliła, przemierza wioski, idzie na południe. Nie chce już wracać do Krainy Słońca, która zawsze przynosiła jej tyle bólu.
Jej wysokie buty pokrywają się kurzem, jej chlebak stopniowo staje się coraz bardziej pusty. Pieniądze kończą się, a głód rośnie. W mijanych wioskach patrzy na owoce na straganach, patrzy na okna oberż. Jest głodna. Nie wie, co ma robić.
Potem pewnego dnia brzuch burczy głośniej niż zwykle, a dzika wola życia daje się odczuć bardziej niż kiedykolwiek. I tak nocą wślizguje się do spiżarni jakiejś gospody. Wspina się po murze, wchodzi przez okno. Nie robi żadnego hałasu. Jej ciało pamięta o treningu i wprowadza w życie każdą najmniejszą wskazówkę Mistrza. Idzie do spiżarni, rzuca się na jedzenie z łapczywością i bierze ze sobą zapasy. Kiedy wychodzi, prawie świta.
W jakiś sposób jej droga jest już naznaczona. Wioska po wiosce, a potem w miastach. Dubhe pojmuje. Nie ma nic innego, co potrafiłaby robić. Wchodzić po kryjomu do domów, gospód, pałaców i kraść. Nie jest to coś, co by szczególnie lubiła, ale nie może też powiedzieć, że nie podoba jej się to zajęcie. Po prostu nie ma wyboru. Będzie się włóczyć, ze wszystkich swych sił będzie się starać uciec od Gildii i swojego przeznaczenia, i będzie kradła. Mistrz się mylił. Aby żyć, musi pamiętać jego nauki, musi wcielić je w życie.
I tak zaczyna się historia.
33. Ucieczka przez pustynię
Brama zamknęła się za nimi z głuchym łoskotem. Tak, była na zewnątrz. Na zewnątrz!
Tylko na moment oparła się plecami o ścianę. Poczuła dotyk na ramieniu.
— Dobrze się czujesz?