Выбрать главу

Zatrzymali się, zsiedli z koni. Lonerinowi chwilę zajęło, zanim był w stanie prosto utrzymać się na nogach. Uśmiechnął się do Dubhe zawstydzony.

Ona odwzajemniła uśmiech. Zeskoczyła, ale ku swojemu wielkiemu zdumieniu nogi się pod nią ugięły i znalazła się na ziemi.

Lonerin podbiegł.

Dubhe podciągnęła się o bok pijącego konia. To stało się, kiedy była już całkiem na nogach. Ostre ukłucie bólu zaparło jej dech w piersiach. W uszach jej dźwięczało, a w owym brzęczeniu rozbrzmiewał daleki krzyk. Podniosła dłoń do piersi.

— Dubhe, co ci jest?

Lonerin złapał ją za ramię i natychmiast odsunął dłoń. Błyskawicznie podwinął jej rękaw.

— Do diabła… — zamruczała Dubhe przez zęby.

Jej ramię było gorące, a widniejący na nim symbol pulsował żywo.

— Kiedy brałaś eliksir?

Dubhe spróbowała sobie przypomnieć. Nowe ukłucie i gwałtowne pragnienie, które starała się stłumić.

— Dokładnie pięć dni temu.

To było zbyt wcześnie, żeby się tak źle czuć.

— Lonerin, nie powinnam się tak czuć… To nie może być klątwa…

— Rzeczywiście, to nie tylko to.

Zaczął napełniać bukłak, który podała mu Dubhe, odwracając od niej spojrzenie.

— Co to znaczy?

Chłopak nie przerwał napełniania bukłaka.

— Powiesz mi, co to oznacza?

Lonerin odwrócił się do niej.

— Są eliksiry, które wywołują pewien stopień uzależnienia. Nie wiem dokładnie, jaki rodzaj eliksiru ci dawali, ale obydwa odpowiednie dla twojego przypadku, które przychodzą mi do głowy, powodują tego typu problemy.

Dubhe poczuła, że kręci jej się w głowie, a wybuch gniewu nagle rozpalił jej policzki.

— Ale co to znaczy?

— Że kiedy nie weźmiesz eliksiru, twoje ciało nie będzie w stanie walczyć z klątwą. Przyzwyczaiłaś się do eliksiru, a twoje ciało nie potrafi się bez niego obejść, aby przeciwstawić się efektom pieczęci, które zresztą przez ten cały czas, jak już ci powiedziałem, nie przestały się wzmagać.

Dubhe krzyknęła w niebo, po czym upadła na kolana.

— Przeklęci…

Uniosła głowę i z zapałem spojrzała na Lonerina.

— Ale ty umiesz zrobić ten eliksir, prawda? Jesteś czarodziejem i między innymi dlatego zawarliśmy naszą umowę.

Twarz Lonerina nie wyrażała żadnej nadziei.

— Umiem go przygotować, ale nie mam składników.

Dubhe rzuciła się na niego z furią, dłonią schwyciła go za gardło i cisnęła na ziemię. Zatrzymała się w ostatniej chwili. Bestia podniosła swój śpiew. Dziewczyna osunęła się obok Lonerina i położyła na ziemi.

— To koniec… — mruknęła. — Czuję ją… Nie będę mogła nad sobą zapanować…

Lonerin podniósł się, zaczerpując oddechu. Pewnie sprawiła mu ból.

— Będziemy się spieszyć. Mamy konie, będziemy uciekać z maksymalną prędkością i przybędziemy na miejsce, zanim będzie za późno.

Dubhe potrząsnęła głową.

— Nigdy nam się nie uda… konie są zmęczone…

— Jeżeli staniesz się niebezpieczna, uśpię cię, jak tamtego psa, tylko jeszcze głębiej, i sam zawiozę cię do Laodamei.

Dubhe odwróciła się ku niemu i popatrzyła ze smutkiem.

— Nie potrzebuję jałowego pocieszania. Powiedz mi prawdę, to może zadziałać?

Lonerin nie opuścił wzroku.

— Przysięgam ci.

Był pewny.

— Wykonałaś swoją część paktu. Teraz kolej na mnie. Dubhe podniosła się.

Bestia dalej tam była i jej zagrażała, ale dobrze było mieć kogoś, na kogo można liczyć.

Krajobraz przed ich oczami powoli się zmieniał. Słońce ukazało im się w całej swej wspaniałości, a teren stawał się płaski i coraz bardziej opustoszały. Wielka Kraina. Popędzając nieco konie, mogli przebyć ją całą w cztery czy pięć dni. Przez cały ten czas byliby całkiem odkryci, wystawieni na każdy atak. Tropienie śladów na tym pustym bezmiarze kamieni i ubitej ziemi było aż nazbyt łatwe.

Lonerin starał się odpędzić te myśli. W jego misji nie było miejsca na niezdecydowanie. Musiał w nią wierzyć i to aż do końca, inaczej wszystko legnie w gruzach. Zresztą nigdy nie sądził, że będzie mu dane wyjść z Gildii cało i zdrowo, a jednak mu się udało.

Popatrzył na Dubhe. To tylko jej zasługa. To ona odkryła plany Yeshola — zadanie przeznaczone dla niego — i zorganizowała ucieczkę. Obserwował jej pochyloną głowę i skoncentrowany wyraz twarzy. Długo uczył się o pieczęciach i innych formach Zakazanej Magii i znał efekty niektórych eliksirów. Cierpiała, i to bardzo. Starała się utrzymać kontrolę, ale wymagało to od niej nadludzkiego wysiłku. Konwulsyjnie zaciskała ręce na grzywie konia.

— Umrę? — spytała nagle, kiedy słońce powoli schodziło na bezmiar, który przemierzali.

— Nie, co ty mówisz?

Spojrzała na niego. W głębi jej oczu można było dostrzec zgrozę, która żyła w jej trzewiach, potwora, który starał się ją posiąść.

— Co się stanie, jeżeli nie wezmę eliksiru, jeżeli nie dojedziemy na czas?

— Będziesz się źle czuła, temu nie zaprzeczę… ale dojedziemy.

Nie miał ochoty czynić jej dalszych wyznań. I tak już czuł się winny za tamten wieczór, kiedy się poznali — bez owijania w bawełnę powiedział jej wtedy, że była skazana na prawie pewną śmierć, i to śmierć straszliwą.

— Żal ci mnie, ale ja nie oczekuję twojej litości. Potrzebuję tylko, żebyś zawsze był ze mną szczery.

Lonerin wzdrygnął się niedostrzegalnie. Spojrzenie Dubhe było teraz twardsze.

— Nie chcę niczyjej litości. Potrzebuję raczej twojej wiedzy, przeklętego napoju magicznego, który tylko ty potrafisz zrobić, i jednego ze znanych ci wielkich czarodziejów, który na zawsze uwolni mnie od pieczęci!

Zamilkła i spróbowała się uspokoić.

Lonerin zaczerpnął powietrza.

— Jesteś uzależniona od eliksiru, zawsze będziesz musiała go brać, i to w coraz krótszych odstępach. Taka jest prawda! Jeżeli go nie weźmiesz, pieczęć gwałtownie eksploduje. A ty umrzesz.

Nawet nie zadrżała.

— A ile czasu mamy?

— Najwyżej tydzień.

Dubhe wymknął się gorzki uśmiech.

— Powiedziałem ci, jak zrobimy. Uśpiwszy cię, będę mógł opóźnić te efekty, ale będziesz jak nieżywa. W ten sposób czas wydłuży się o co najmniej dwa dni.

Dziewczyna popatrzyła na niego ostro.

— A jeżeli ktoś nas zaatakuje? A jeżeli Gildia przybędzie, kiedy ja będę sobie spała?

— Sam sobie z nimi porozmawiam. Dubhe wybuchnęła gorzkim śmiechem.

— Nic o nich nie wiesz…

Lonerin nagle się rozzłościł. Czuł dziwną więź z tą drobną dziewczyną o twarzy nazbyt szybko dojrzałego dziecka. Chociaż jej nie znał, czuł, że coś ich łączy.

— Nie doceniasz mnie. A poza tym mam wobec ciebie dług, który zamierzam spłacić za wszelką cenę.

Zapadła lodowata noc. Wielką Krainę cechował dziwny, bardzo szczególny klimat. Dawne kroniki mówiły, że zanim wpadła w ręce Astera była miejscem niezwykłej urody, gdzie panowała wieczna i łagodna wiosna. Teraz rozciągała się tu tylko niezmierzona, żałosna pustynia, zimna o każdej porze roku.

Zatrzymali się. Dubhe wyciągnęła to, co zabrała ze stajni, z której ukradli konie, i oszczędnie rozdzieliła zapasy.

— W ten sposób powinny wystarczyć nam na całą podróż.

Jej głos był lekko zachrypnięty. Lonerin widział, jak każdy mięsień jej ciała zaczyna się spazmatycznie napinać.