Выбрать главу

Dubhe obudziła się w bardzo miękkim łóżku w pokoju pełnym światła. Bolała ją głowa i od razu sobie przypomniała. Zamknęła oczy. To się stało znowu. Kolejna rzeź, kolejne zmasakrowane ciała, o których trzeba będzie próbować zapomnieć.

Spróbowała przekręcić się w łóżku, ale zatrzymało ją gwałtowne ukłucie w boku.

— Lepiej nie. Nie ruszaj się.

Odwróciła się w kierunku głosu.

To była nimfa. W swoim życiu Dubhe widziała ich bardzo niewiele i zawsze tylko z daleka. Jej uroda była absolutnie oślepiająca. Włosy były najczystszą wodą, a skóra w sposób niewypowiedziany przejrzysta i przeświecająca. Wydawała się niezwykłym zjawiskiem.

— Kim jesteś?

— Jestem Chloe, uzdrowicielka na dworze Dafne.

Słysząc to imię, Dubhe zadrżała. Dafne była królową Marchii Lasów. Czy byli zatem w Laodamei? Jej wspomnienia były bardzo poplątane i nie pamiętała nic, co wydarzyło się po rzezi.

— Jestem w Laodamei?

Nimfa przytaknęła uroczyście. Wszystko w jej ruchach było eleganckie.

— Przybyłaś tutaj dwa dni temu. Głęboko spałaś pod działaniem silnego zaklęcia. Wybudziliśmy cię i zadbaliśmy o twoje potrzeby.

Czyżby eliksir?

— Ja jestem…

Nimfa podniosła dłoń.

— Ja i czarodziej z Rady mieliśmy okazję zobaczyć twój znak i zajęliśmy się tym.

Wreszcie dobra wiadomość. Drobna, ale zdecydowanie pomyślna.

— Jesteś ranna w bok, na szczęście niezbyt ciężko. Już jutro będziesz mogła wstać, ale najpierw muszę cię jeszcze trochę podleczyć.

Zupełnie nie przypominała sobie żadnej rany. Zresztą zawsze tak było, kiedy się przeobrażała. Nie czuła bólu i nie była świadoma odniesionych ciosów, nawet tych najcięższych.

— A Lonerin? — spytała nagle.

— Był z tobą. To on pozwolił nam was odnaleźć. Ostatnimi siłami wykonał zaklęcie, aby powiadomić nas o sytuacji. Znaleźliśmy was niedaleko od Marchii, zagubionych w jednym z ostatnich odgałęzień Wielkiej Krainy, obydwoje byliście ranni.

— A teraz? Jak on się czuje?

Ostatnim obrazem, jaki miała w pamięci, była jego twarz, przez klątwę zmieniona w oblicze nieprzyjaciela.

— Niezbyt dobrze. Ma na ramieniu dość lekką ranę, ale całkowicie zużył swoją energię, aby ocalić ciebie, kiedy spałaś, i zawiadomić nas o waszej pozycji.

Ranny? Dubhe doskonale pamiętała, że Zabójca nie miał czasu, aby zranić kogoś innego poza nią. Kto zatem uderzył Lonerina? To był błysk. Obraz stojącego przed nią bladego chłopca ze złożonymi rękami i ostrze jej sztyletu wbijające się w jego ramię, podczas gdy jej umysł rozpaczliwie starał się powstrzymać szalejące ciało.

Zraniła swojego wybawiciela. Do tego stopnia rozwinęła się klątwa, tak bardzo wymykała się spod kontroli.

— Chcę go zobaczyć.

— Nie teraz.

— No to powiedz mi, jak z nim, czy przeżyje, czy umrze, powiedz mi!

— Nie umrze: musi tylko dojść do siebie.

Wcale jej to nie pocieszyło. Jej twarz wyrażała tak głęboki ból, że nimfa musiała to zauważyć.

— Rozumiem, że chcesz zostać teraz sama ze swoimi myślami. Wrócę wieczorem, aby przeprowadzić kurację.

Powolnymi ruchami nimfa przeszła przez próg i delikatnie zamknęła za sobą drzwi.

Dubhe została sama. W jednej chwili zdała sobie sprawę, jak straszliwą iluzją było myślenie, że jest wolna. Ucieczka z Gildii oznaczała tylko wyswobodzenie się z jednego więzienia. Na zewnątrz jednak czekało na nią wiele innych i jak zawsze była niewolnicą swojego przeznaczenia.

Lonerin czuł się raczej źle. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się doprowadzić swoich mocy do krańca i odzyskanie sił okazało się teraz bardzo trudne. Bolało go ramię, ale nie jakoś szczególnie. Za o wiele bardziej dokuczliwe uważał to zmęczenie — skrajne wyczerpanie, uniemożliwiające mu podniesienie się i wykonanie nawet najprostszych czynności.

Przy jego łóżku była Theana, powabna i bezbronna — taka, jaką pamiętał. I pomyśleć, że jeszcze kilka dni wcześniej był całkowicie pewny, że już jej nigdy nie zobaczy.

Trzymała go za rękę i patrzyła na niego tak, jak się patrzy na umierających, co Lonerin uważał za częściowo zabawne, ale po części i krępujące. Jednak mimo przyjętej postawy udręczonej uzdrowicielki dziewczyna nie miała skrupułów, aby wciągnąć go w wycieńczającą go dyskusję.

— Naprawdę niewiele obchodzę cię ja i życie, skoro doprowadziłeś się do tego stanu…

— Już ci mówiłem, to była misja.

— Ryzykowanie życia dla nieznajomej osoby z pewnością do misji nie należało.

To była kluczowa kwestia całej dyskusji. Theana krążyła wokół niej, od kiedy Lonerin zaczął mówić z większą łatwością. Problemem była Dubhe.

— A co miałem zrobić? Zostawić ją tam?

— Może nie ryzykować tak bardzo.

— To, że coś wiemy, jest wyłącznie jej zasługą. Uratowanie jej życia wydawało mi się oczywistym minimum.

— Ale nie kosztem twojego.

Sam już postawił sobie to pytanie. Skąd ta cała troska o tamtą dziewczynę? Nie miał najmniejszej ochoty odpowiadać na nie ani sobie, ani tym bardziej Theanie, absurdalnie zazdrosnej.

— Nie miałem innego wyjścia, tylko uciec razem z nią.

— Jak również oddać jej swój płaszcz i pozbawić się dla niej wody?

Lonerin zrobił niecierpliwy gest ręką, który przypłacił bolesnym ukłuciem w ramieniu.

— Nie jestem w nastroju, żeby dyskutować o czymś tak bezsensownym. Spróbuj zmienić temat.

Theana wyglądała na urażoną i opuściła wzrok. Lonerin zastanawiał się, czy nie był dla niej zbyt surowy, ale sam czuł się zagubiony. Była jego światłem podczas dni spędzonych w Gildii, jak również podczas ucieczki. A jednak to nie wystarczało i teraz znowu zadawał sobie pytanie, kim jest dla niego ta dziewczyna. Uśmiechnął się do siebie. To prawdopodobnie jedna z ostatnich w najbliższych miesiącach okazji, kiedy może pozwolić sobie na luksus myślenia o podobnych sprawach: walka wreszcie przekształciła się w wojnę.

Dubhe stawiła się u jego wezgłowia zawstydzona, wykręcając sobie dłonie. Nie miała odwagi patrzeć mu w oczy, więc trzymała wzrok utkwiony w ziemi.

— Lepiej się czujesz?

— Wkrótce stanę na nogi. A ty?

Dubhe wzruszyła ramionami, wciąż na niego nie patrząc.

— Nigdy nie czułam się naprawdę źle.

Zapadło między nimi skrępowane milczenie. Lonerin wolał całkiem zmienić temat.

— Za trzy dni zbierze się Rada i będzie dyskutować o naszych odkryciach. Przyjdziesz?

Dubhe podniosła wreszcie oczy i zrobiła zdumioną minę.

— Ja?

— A któż by inny?

Potrząsnęła głową w sposób, który sprawił, że wyglądała jak mała dziewczynka.

— Nie ma najmniejszego powodu, żebym brała w tym udział. Ja jestem przestępcą, już sama moja obecność w tym miejscu jest wystarczająco dziwna…

— Ostrzegłaś nas o wielkim niebezpieczeństwie. Czy uważasz, że kogokolwiek tu, w środku, może interesować, czym się zajmujesz? Chcę, żebyś przyszła, twoje zasługi powinny zostać docenione.

Dubhe znowu potrząsnęła głową, tym razem bardziej zdecydowanie.

— Czy ty umyślnie nie chcesz zobaczyć prawdy? Ja niczego nie dokonałam, a to, co zrobiłam, wynikało jedynie z mojego wyrachowania. Pragnę tylko własnego ocalenia. Nie ma innego powodu, dla którego szpiegowałam w Gildii i poszłam za tobą.

— Powody są nieistotne, zrobiłaś coś bardzo ważnego. Świat Wynurzony jest ci wdzięczny.