Dubhe wstrzymała na chwilę oddech.
— Czy wy potraficie to zrobić?
Spytała słabym głosem. Nie ośmieliła się mieć nadziei. Folwar uśmiechnął się ze smutkiem.
— Przykro mi, ale nie jestem dość silny. Lonerin bardzo we mnie wierzy, ale moje moce nie przewyższają mocy zwykłego czarodzieja Rady. Nie mógłbym tego zrobić. Umarłbym podczas daremnej próby.
Tym razem Dubhe usiadła.
— Kto zatem…
Starzec potrząsnął głową.
— Nie wiem. Wielki czarodziej to ktoś, kogo w naszych czasach bardzo brakuje.
Dubhe westchnęła. Czyli tym razem też nic. Będzie musiała dalej żyć z Bestią.
Niespodziewanie Folwar położył swoją zasuszoną dłoń na jej ramieniu. Jego palce były pomarszczone, ale ciepłe.
— Nie rozpaczaj. Kiedy przestajesz mieć nadzieję, umierasz, a ty jesteś taka młoda i jest w twoim życiu tyle rzeczy…
Dubhe cofnęła ramię. Czuła, że łzy napływają jej do oczu. Czy kiedykolwiek w swoim życiu miała nadzieję?
Podniosła się.
— Dziękuję wam niezmiernie. Spróbuję kogoś znaleźć. Starała się uśmiechnąć i Folwar odwzajemnił uśmiech.
— Zobaczymy się zatem na Radzie. Dubhe przytaknęła słabo.
Dubhe nigdy nie była na zebraniu Rady ani też nie miała najmniejszej ochoty, aby tam iść. Wszystkie te ważne osoby, które zazwyczaj widywała tylko wtedy, kiedy włamywała się do ich domów lub otrzymywała zapłatę za jakąś pracę… Poza tym bez płaszcza czuła się naga. Nie była przyzwyczajona do pokazywania swojej twarzy. Ciekawe, co też Lonerin powiedział o niej tym ludziom. Pewnie prawdę. Zresztą już tam, przed tymi zamkniętymi drzwiami wielkiej sali, stały osoby patrzące na nią w dziwny sposób. Prawie wszyscy byli młodzi, ale Dubhe unikała ich wzroku. Nienawidziła przebywać wśród ludzi, nienawidziła.
Obok niej stał Lonerin — jeszcze blady. To z pewnością on ją tam wprowadzi i wszystko wytłumaczy. Miał twarz bardzo pewną siebie i uprzejmą. Po raz kolejny Dubhe zadała sobie pytanie, dlaczego jest tak zdeterminowany i skąd czerpie siłę, z którą robi wszystko, co dotyczy jego pracy.
Wśród wielu spojrzeń jedno uderzyło ją bardziej niż inne. Należało ono do szczupłej i drobnej dziewczyny o blond włosach i dość wdzięcznej urodzie. Patrzyła na nią z pewną urazą. Dubhe przypomniała sobie, że widziała, jak dziewczyna wychodziła z pokoju Lonerina podczas jego rekonwalescencji. Nie zwróciła na nią uwagi. Nie miała czasu, by reagować na głupią żądzę odwetu zaniedbanej narzeczonej.
— Dlaczego tutaj czekamy? — spytała Lonerina niecierpliwie.
— My nie należymy do Rady: jesteśmy zwykłymi osobami dopuszczonymi na posiedzenie. Teraz Rada rozważa inne tematy, a potem nas wezwie.
Dubhe wzruszyła ramionami. Niepotrzebne pozory. Znała aparat władzy z zewnątrz, jakim widziała go podczas lat swojej pracy, i znała też jego ulotną naturę. Tyle razy widziała tych ludzi w intymności własnych domów, że w jej oczach wszyscy zdawali się bezradni i małostkowi.
Drzwi otworzyły się i Dubhe dostrzegła okrągły kamienny stół stojący w centrum wielkiej, półkolistej sali. Siedziało przy nim wiele różnych osób, których jednak nie znała.
Wszyscy ruszyli ku wejściu, a ona poszła za nimi. Publiczność zajęła miejsca na trybunach, ale nie oni. Lonerin chwycił ją za rękę.
— My musimy zdać relację.
Ustawili się przy podium w pobliżu stołu, w punkcie, z którego byli widoczni dla wszystkich.
Dubhe czuła na sobie lodowate i nieufne spojrzenia. Tam w środku wiedzieli o niej i bali się jej, i tym razem nie sprawiało jej to żadnej przyjemności. Była tylko jedna osoba, która patrzyła na nią po prostu, bez żadnych ukrytych znaczeń.
Stary gnom, raczej zaniedbany, bez jednego oka i z wieloma bliznami. Pełen życia, ubrany jak wojownik. Dubhe znała go, bo słyszała, jak o nim mówiono. Ido. Trochę zakręciło jej się w głowie. Stała przed żyjącą legendą: człowiekiem, który poznał Astera, a nawet z nim rozmawiał!
Jedna z nimf podniosła się i nad audytorium zapadła cisza. Dubhe porzuciła swoje myśli i skupiła się. Nimfa bardzo przypominała jej tę, która ją leczyła, ale miała wygląd o wiele bardziej królewski i była piękniejsza. Jej czoło zdobił biały diadem. Dafne, niewątpliwie.
— Wszyscy znamy powód, dla którego się tu zbieramy. Prawdopodobnie złe wieści, których posłańcem jest Lonerin, dotarły już do wielu z was, ale nie znamy jeszcze szczegółów. Dlatego wezwaliśmy tu Lonerina i jego towarzyszkę, ponieważ razem przybyli z Gildii i tam przeprowadzili swoje śledztwo. Opowiedzą nam o swych odkryciach.
Spojrzenia stały się ostrzejsze. Dubhe patrzyła w ziemię.
Nimfa usiadła, a Lonerin odchrząknął. Kiedy się odezwał, ton jego głosu był bardzo zdecydowany. Chłopak był rozemocjonowany, widziała to po lekkim drżeniu jego bladych rąk, ale umiał nad sobą zapanować.
Mówił po kolei o swoim przybyciu do Gildii, o swoich pierwszych rozpoznaniach. Potem przyszła chwila na opowieść o Dubhe. Zrelacjonował, jak ją poznał, wspomniał również o ich umowie. Dubhe skurczyła się u jego boku, a uderzające ją spojrzenia stawały się coraz bardziej przeszywające i lodowate.
— To ona prowadziła za mnie poszukiwania, wchodząc tam, gdzie nigdy bym nie dotarł. To ona odkryła plany Yeshola, więc jej oddaję głos.
Dubhe popatrzyła na niego zagubiona. On życzliwym gestem nakazał jej wystąpić naprzód. Nienawidziła tego wszystkiego. Nie była przyzwyczajona do przemawiania publicznie, a ta sala i wrogość ludzi, którzy tam siedzieli — wszystko sprawiało, że czuła się nie na miejscu. Postanowiła, że najlepiej będzie szybko to skończyć.
— Yeshol, Najwyższy Strażnik, przywódca Gildii, pragnie ożywić Tyrana. Potrzebuje ciała, w którym mógłby umieścić jego ducha, już przywołanego i trzymanego w sekretnym pokoju Domu, zawieszonego w stanie pomiędzy życiem a śmiercią. Yeshol poszukuje ciała Pół-Elfa. Sądzę, że użył jakiejś Zakazanej Magii, prawdopodobnie wymyślonej przez samego Tyrana. W swojej bibliotece zgromadził wielką liczbę książek, wszystkie pochodzące ze starego księgozbioru Astera, a wiele z nich dostał od Dohora. Miałam możliwość przyjrzeć się rejestrowi, w którym Yeshol spisuje wszystkie książki w bibliotece i odnotowuje sposób, w jaki je uzyskał. Nie tak dawno otrzymał od Dohora wielki, czarny tom: sądzę, że to z niego zaczerpnął czary, których użył, aby wezwać Tyrana.
Ciągnęła dalej przerywanym głosem, z wyraźnym poczuciem, że nie potrafi znaleźć słów, aby wypowiedzieć to wszystko, co odkryła. Mówiła zwięźle, wiedziała o tym, i prawdopodobnie też niezbyt przekonująco. Swoje długie i skomplikowane poszukiwania w bibliotece streściła kilkoma suchymi słowami. Zasygnalizowała związki pomiędzy Dohorem a Yesholem, powiedziała, że widziano go w Gildii.
— To… to wszystko.
Zamilkła. Nad salą unosiła się grobowa cisza. Mówiła za krótko, zbyt mało.
Lonerin popatrzył na nią trochę zaskoczony, ona uciekła przed jego spojrzeniem. Niewątpliwie można było zrobić to lepiej.
— A dowody?
Przemówił człowiek, który musiał być generałem.
— Dubhe widziała wszystko na własne oczy, prawda?