Bez wątpienia bardzo poważnie traktował rolę policjanta chroniącego osoby postronne przed zagrożeniem.
Moduł chłodzący w skafandrze Conwaya nie działał chyba najlepiej i doktor chętnie otworzyłby na kilka minut przesłonę hełmu, jednak nawet za skałami wiatr cisnąłby mu zaraz do środka kilka garści piasku.
— Odpocznijmy chwilę — powiedział, układając kolejnego rannego obok innych. — Czas porozmawiać z Priliclą.
— Zawsze chętnie z wami rozmawiam, przyjaciele — rzekł pająkowaty. — Wprawdzie jestem poza zasięgiem waszego pola emocjonalnego, ale współczuję wam sytuacji i mam nadzieję, że lęk przed zetknięciem z przestępcą za bardzo was nie przeraża.
— Przede wszystkim nie możemy otrząsnąć się ze zdumienia — odparł Conway. — Ale może trochę nam ulżysz, godząc się wysłuchać tych skromnych informacji, które zdołaliśmy zebrać. Pozostało jeszcze kilka chwil, nim pacjenci do ciebie dotrą.
Conway wyjaśnił, że nadal mają wątpliwości co do prawidłowej klasyfikacji znalezionych istot, ale na pewno należą one do trzech różnych, chociaż spokrewnionych typów: DCLG, DCMH i DCOJ. Nosiły dwojakiego rodzaju obrażenia. Dominowały rany cięte i otarcia, które mogły powstać podczas fatalnego lądowania na skutek uderzeń o ostre metalowe krawędzie. Poza tym były też przypadki amputacji kończyn, i to tak liczne, że nie mogły się wiązać z katastrofą i należało szukać dla nich innego wyjaśnienia.
Wszyscy mieli normalną temperaturę nieco wyższą niż większość ciepłokrwistych tlenodysznych, co wskazywało na szybki metabolizm i wysoką aktywność. Pasowało to do pełnej utraty przytomności oraz sporego odwodnienia połączonego z niedożywieniem. Istoty o szybkim metabolizmie rzadko bywały półprzytomne. Były też przesłanki pozwalające sądzić, że mają szczególną zdolność powstrzymywania krwawienia z otwartych ran, a nawet z kikutów. Być może koagulację przyspieszył piasek, ale nawet jeśli nie, byłaby to rzadka cecha.
— Zanim dotrzemy do Szpitala, zdołamy jedynie nawodnić obcych i podać im płyny odżywcze. Murchison określiła już składniki pasujące do ich metabolizmu. Jeśli uznasz za stosowne, możesz też założyć szwy na niektóre rany. Gdyby to było za wiele dla ciebie jednego, zatrzymaj Naydrad na pokładzie, a na dół wyślij tylko pilota z noszami. Murchison pojedzie na górę z następnym transportem i zostanie z tobą, podczas gdy Naydrad przyleci po ostatnią partię. Na chwilę zapadła cisza.
— Rozumiem, przyjacielu Conway. Ale czy wziąłeś pod uwagę, że przy takim podziale obowiązków aż trzy osoby z personelu medycznego będą przez dłuższy czas na Rhabwarze, podczas gdy tylko ty zostaniesz na dole, gdzie obecnie najbardziej potrzeba pomocy? Jestem przekonany, że doskonale poradzę sobie z napływającymi pacjentami. Wykorzystam automatyczną aparaturę, poproszę o pomoc Haslama i Chena i na pewno damy sobie radę.
Conway pomyślał, że na razie zapewne tak, ale gdy obcy zaczną odzyskiwać przytomność w nowym, być może budzącym w nich lęk otoczeniu i ujrzą wiszącego nad sobą wielkiego, ale kruchego jak trzcina owada… Lepiej było nie wyobrażać sobie, co mogłoby się stać z Priliclą. Jednak nim Conway zdążył coś powiedzieć, empata znowu się odezwał:
— Jestem poza zasięgiem waszych uczuć, ale znam was na tyle, by wiedzieć, jak silna więź emocjonalna istnieje pomiędzy tobą a przyjaciółką Murchison. Domyślam się, że na decyzji o odesłaniu jej na górę zaważyła możliwość, iż we wraku albo w jego okolicy znajduje się groźna, może nawet szalona istota. Nie wykluczam jednak, że przyjaciółka Murchison o wiele lepiej by się czuła, gdyby mogła zostać z tobą.
Murchison uniosła głowę znad rannego.
— O to właśnie ci chodziło?
— Nie — skłamał Conway.
Zaśmiała się.
— Słyszałeś, Prilicla? Oto osoba całkiem pozbawiona wrażliwości. Powinnam raczej wyjść za kogoś w twoim rodzaju.
— Dziękuję za komplement, przyjaciółko Murchison, ale ośmielę się zauważyć, że masz za mało nóg.
Usłyszeli, jak Fletcher chrząka znacząco. Wyraźnie nie podobała mu się ich beztroska. Niemniej nie zaprotestował głośno. Musiał rozumieć, że przy takim napięciu przyda się chwila wytchnienia.
— Dobrze — mruknął Conway. — Patolog Murchison zostanie na Trugdilu, i to niezależnie od tego, ile ma nóg. Doktorze Prilicla, zatrzyma pan siostrę Naydrad. Na pewno będzie większą pomocą przy wstępnym badaniu i opiece nad chorymi niż inżynier i oficer łączności. Dzięki temu Haslam i Dodds będą mogli wrócić do nas z noszami i materiałami medycznymi, których listę podamy później. Jakieś pytania?
— Nie mam pytań, przyjacielu Conway. Lądownik już dokuje.
Murchison i Conway zajęli się znowu rannymi. Kapitan badał tymczasem kadłub wraku. Słyszeli, jak ostukuje poszycie i zgrzyta po metalu czujnikami. Wiatr zmienił kierunek, tak że skała chroniła leżących już tylko przed słońcem, ale nie przed piaskiem.
Haslam zameldował z Rhabwara, że okolicę nawiedziła niewielka burza, która minie na pewno przed kolejnym lądowaniem za pół godziny. Tytułem pocieszenia dodał, że w pobliżu nie porusza się nic poza ekipą ratowniczą i kilkoma kolczastymi krzewami, które jednak przegrałyby wyścig nawet z najbardziej rozleniwionym żółwiem.
Wszyscy rozbitkowie prócz trzech znaleźli się już pod skałą. Conway ruszył po resztę, Murchison zaczęła zaś owijać leżących w płachty plastiku mające chronić ich przed piaskiem, a ponadto służyć za namioty tlenowe. Do każdego z rannych przyczepiła małą butlę uwalniającą pod okrywą na tyle dużo tlenu, aby zaspokoił on potrzeby stworzenia. Uznali, że wprawdzie trudno orzec cokolwiek z całkowitą pewnością, ale podanie tlenu raczej nie zaszkodzi. Mogło się przydać przy tak słabym oddechu, powinno też ułatwić gojenie się ran. Niemniej żaden z rannych nie zdradzał ciągle oznak powrotu do przytomności.
— Niepokoi mnie to, że wszyscy są równie głęboko nieprzytomni — powiedziała Murchison, gdy Conway wrócił, dźwigając jednego z wielkich DCOJ. — Nie pasuje mi to do rodzaju i rozległości obrażeń. Może weszli w stan hibernacji?
— Utrata przytomności była nagła — stwierdził z powątpiewaniem Conway. — Jak sugeruje kapitan, doszło do niej w trakcie ucieczki ze statku. Zwykle wejście w hibernację następuje w bezpiecznym miejscu, a nie wtedy, gdy istnieje fizyczne zagrożenie.
— Myślałam o reakcji odruchowej — wyjaśniła Murchison. — Może wobec obrażeń ich organizm popada w odrętwienie, aby mogli przy spowolnionym metabolizmie doczekać pomocy? Co to jest?
Chodziło jej o głośny, metaliczny zgrzyt dobywający się z wraku. Trwał kilka sekund, urwał się i znowu powtórzył. W słuchawkach słyszeli też ciężki oddech Fletchera pozwalający domniemywać, że to kapitan jest sprawcą jazgotu.
— Kapitanie? — spytała Murchison. — Wszystko w porządku?
— W najlepszym, proszę pani — odparł natychmiast Fletcher. — Znalazłem właz, który zdaje się prowadzić do ładowni. Zwykły hermetyczny właz bez śluzy. Gdy statek się przewrócił, nie dało się go szeroko otworzyć, bo dolna krawędź wryła się w piasek. Odkopałem go, ale zawiasy się wygięły, jak pewnie sami słyszeliście. W środku znalazłem dalszych dwóch obcych, którzy próbowali tędy uciec, ale szczelina była dla nich za mała. Jeden jest wielki, drugi należy do średniego typu. Obu brakuje części kończyn, żaden się nie porusza. Mam ich przynieść?