— Wiemy już dość dobrze, jak wyglądał obcy statek — odezwał się Dermod. — Postaram się pokazać to panu chociaż w ten sposób, bo na inną prezentację nie mamy obecnie czasu. Ta szara linia to oś jednostki z zaznaczonymi na czerwono silnikami i niebieskim modułem nawigacyjnym. Ponieważ pasażerowie byli nieprzytomni, wszystkie te urządzenia były w pełni automatyczne. Na osi mieściły się też punkty mocowania wsporników struktury podtrzymującej cylindry. Jak pan widzi, były nieco pochylone do przodu, aby łatwiej przenosić obciążenia powstające w trakcie rozpędzania i wyhamowywania statku.
Z osi wyrósł nagle las szarych konarów, zmieniając ją w coś na kształt płaskiej, cylindrycznej choinki osadzonej w kwadratowej, czerwonej doniczce i z błękitnym światełkiem na szczycie. Potem na zakończeniach konarów pojawiła się spirala modułów hibernacyjnych. Na samym końcu ukazały się wsporniki rozporowe utrzymujące kolejne zwoje w stałej odległości. Obraz przestał przypominać drzewo.
— Średnica spirali była stała i wynosiła około pięciuset metrów. Pierwotnie składała się ona z dwunastu zwojów, co przy dwudziestu metrach długości każdego cylindra daje prawie osiemdziesiąt modułów na zwój i prawie tysiąc w całym statku. Zwoje dzieliło siedemdziesiąt metrów, tak że całkowita długość jednostki to ponad osiemset metrów. Zastanawialiśmy się, dlaczego spirala została aż tak rozciągnięta, chociaż prościej byłoby zbudować kolejne zwoje tuż obok siebie. Obecnie przypuszczamy, że chodziło o zmniejszenie ryzyka poważnych uszkodzeń w wyniku kolizji z meteorem i odsunięcie przynajmniej części modułów hibernacyjnych od potencjalnego źródła promieniowania, czyli reaktora na rufie. Przypuszczamy, że kolejność ładowania modułów była odwrócona i ostatecznie owa wielka istota podróżowała niejako ogonem naprzód, a to oznacza, że odpowiednik jej głowy, w każdym razie zaś najbardziej myślącej części, znajdował się na rufie. Niestety, na tym etapie podróży statek leciał już rufą naprzód i to ona doznała największych uszkodzeń podczas zderzenia, między innymi dlatego, że była cięższa niż reszta konstrukcji, musiała bowiem znosić większe obciążenia podczas startu i hamowania. Jak można się domyślić, właśnie w tej części statku jest najwięcej ofiar śmiertelnych.
Symulacja komputerowa przygotowana na Vespasianie pozwalała domniemywać, że statek zderzył się czołowo z dużym meteorem, który poruszał się niemal dokładnie tym samym kursem, tyle że w przeciwnym kierunku. Uderzenie wyrwało całą oś. Podobny skutek miałoby użycie antycznej broni strzeleckiej do drylowania owoców. Na polu szczątków udało się znaleźć tylko drobne fragmenty centralnej struktury. Dość, żeby je zidentyfikować, ale o wiele za mało na rekonstrukcję. Wstrząs spowodowany jej zniszczeniem rozerwał całą konstrukcję.
Obraz na ekranie zmienił się nieco. Teraz nie był już kompletny, brakowało kilkunastu sekcji, głównie na rufie. Potem cała oś z silnikami i modułem nawigacyjnym zniknęła; zostały same zwoje.
— Oś statku została zapewne rozdarta na bardzo małe fragmenty, które na dodatek mogą się teraz znajdować całe lata świetlne stąd. Uznaliśmy więc, że odbudowywanie jej byłoby tylko marnowaniem czasu i materiałów, szczególnie że istnieje prostsze rozwiązanie. Do tego właśnie będzie nam potrzebny drugi okręt klasy „Emperor”…
— Ale co zamierzacie? — spytał Conway.
— Właśnie to wyjaśniam, doktorze — rzucił ostro komandor. Obraz na ekranie znowu się zmienił. — Dwa krążowniki liniowe oraz Descartes zajmą pozycje tuż za rufą statku i połączą się mocnymi wiązkami ściągającymi, co da jeden zespół o potężnej mocy, który zastąpi zniszczony napęd. Wiązkami zastąpimy również brakujące łączniki, które usztywniały konstrukcję. W czasie lądowania statki podzielą się zadaniami. Pierwsze dwa będą utrzymywać jednostkę w całości, natomiast Vespasian wykorzysta swój napęd, aby wyhamować cały zespół. Mamy wystarczający nadmiar mocy, by to zrobić — dodał z dumą. — Po lądowaniu utrzymamy statek w całości przez jakieś dwanaście godzin, co powinno wystarczyć, aby wszyscy pasażerowie wysiedli. Oczywiście, jeśli tylko będziemy mieli gdzie go posadzić.
Obraz zamrugał i na ekranie pojawiła się twarz komandora.
— Tak więc widzi pan, doktorze, że Claudius jest niezbędny. Oczywiście najpierw będziemy musieli sprawdzić, jak zachowa się cała konstrukcja pod obciążeniem, szczególnie w trakcie lądowania. To dość pilne, podobnie jak przeliczenie mocy pól niezbędnej dla sprzęgnięcia trzech statków i wykonania wspólnego skoku nadprzestrzennego, nim znajdziemy się zbyt blisko tego słońca.
Conway milczał chwilę. Do głowy przychodziły mu same czarne scenariusze tego, co stanie się przy próbie wykonania skoku przez trzy połączone jednostki. Nie wyraził jednak tych wątpliwości głośno, gdyż nie on decydował o podobnych sprawach. Dermod bez ogródek powiedziałby mu, żeby nie zajmował się czymś, na czym się nie zna. Poza tym Conway miał własne problemy i potrzebował pomocy.
— Sir, pańskie rozwiązanie jest genialne w swojej prostocie i dziękuję za obszerne wyjaśnienia — stwierdził ostatecznie. — Jednak wcześniej pytałem nie o to, do czego będzie potrzebny Claudius, ale dlaczego zwraca się pan z tym do mnie. Jak mogę tu pomóc?
Komandor patrzył na niego przez moment, jakby zgubił wątek, ale potem rysy mu złagodniały.
— Przepraszam, doktorze, chyba byłem trochę szorstki. Chodzi o to, że na mocy dyrektywy Rady Federacji jednostką kierującą naszą operacją jest statek szpitalny Rhabwar. Stąd zobowiązany jestem zwracać się do pana o zgodę przy każdym większym zapotrzebowaniu na nowych ludzi albo dodatkowy sprzęt. Drugi krążownik liniowy na pewno można określić jako „większe zapotrzebowanie”. Mogę zatem przyjąć, że mam pańską akceptację?
— Oczywiście.
Dermod był wyraźnie zakłopotany sytuacją, ale przytaknął z zadowoleniem. Po chwili jednak jego oblicze znowu się zachmurzyło.
— Mogę zatem liczyć, że jako kierujący operacją lekarz przekaże pan dowództwu, że krążownik liniowy Claudius jest nam pilnie potrzebny? I że od tego zależy bezpieczeństwo i zdrowie pańskiego pacjenta? Wystarczy kilka zdań. Ale pan też chciał się ze mną skontaktować, doktorze. Mogę w czymś pomóc?
— Tak, sir. Zajmował się pan ostatnio ustawieniem cylindrów we właściwej kolejności, ja zaś myślałem o tym, jak złożyć naszego pacjenta w całość. Szczególne problemy wystąpią zapewne tam, gdzie zabraknie elementów, które zginęły w katastrofie. Obecnie jesteśmy prawie pewni, że każda z tych istot z osobna jest inteligentna i w normalnych warunkach łączy się z innymi według jakiegoś klucza. Na razie to tylko hipoteza, która wymaga weryfikacji. Nie wiemy, jak będzie to wyglądało w przypadku stworzeń, które wcześniej nie były obok siebie. Żeby to sprawdzić, będziemy musieli wyjąć je z pojemników anabiotycznych
1 zestawić. Wtedy prawdopodobnie zdołamy określić, na ile będziemy musieli wspomóc operacyjnie późniejszy proces łączenia.
— To już na pewno zadanie dla pana, nie dla mnie — stwierdził Dermod z lekkim odcieniem współczucia — Czego dokładnie pan potrzebuje?
On jest taki jak O’Mara, pomyślał Conway. Lubi konkrety i denerwuje się, gdy ktoś zbacza z tematu.
— Dwóch mniejszych jednostek, aby sprowadzić wybrane segmenty, a potem odstawić je na właściwe miejsce w spirali. I ładowni dość obszernej, by pomieściła dwa złączone cylindry i dwóch CRLT, którzy zostaną z nich wyjęci. Ładownia musi być wyposażona w system sztucznej grawitacji i generatory wiązek obezwładniających, na wypadek gdyby przytomne istoty wpadły w przerażenie i zrobiły się agresywne. Potrzebny będzie również personel do obsługi wszystkich urządzeń. Wiem, że oznacza to zajęcie ładowni któregoś z największych statków, ale tylko jednej. Poza tym jednostka będzie mogła spokojnie wykonywać cały czas swoje zwykłe obowiązki.