Выбрать главу

— Poziom osiemdziesiąt, basen — powiedziała winda i zatrzymała się.

— Och, to już — powiedziała pierwsza z dziewczyn i jej noga niechętnie zniknęła pod tuniką. — Do wieczora, Makedonia.

— Hej.

Druga z dziewczyn wyszła z windy. Przerębel przepuścił ją przodem. — Idąc za nią przypatrywał się w skupieniu wspaniałym nogom o gładziusieńkiej skórze, pod którą w rytm kroków napinały się ii rozluźniały pasemka mięśni jak jakieś osobliwe żyjątka. Nosiła obcisłe czerwone spodenki z rozmieszczonymi regularnie wzdłuż pasa owalnymi otworami. Plecy miała zupełnie gołe, ale zakryte chmurą jasnych włosów, które w miarę, jak szła, unosiły się i opadały gniewnie. Kiedy stanęli nad wodą, Przerębel skonstatował ze zdziwieniem, że kompletnie nie pamięta drogi. Idąc równie bezwolnie za kim innym dałby się zaprowadzić nawet do kwatery Dwukolorowych — mało zachwycająca perspektywa.

Dziewczyna tymczasem zrzuciła skąpy strój i stanęła nad wodą naga, nie dalej niż o dwa metry od decydenta Vickersa. W słońcu jej skóra miała kolor miodu, piersi przypominały dwie zakrzepłe obok siebie krople żywicy, na biodrach migotał łańcuszek z maleńkim złotym serduszkiem.

— Podobam ci się? — spytała dziewczyna. Zrobił głupią minę gorączkowo poszukując w pamięci błyskotliwej riposty na takie okazje. Dziewczyna roześmiała się i poleciała w dół, ku wodzie. Patrzył, jak pod powierzchnią sunie jej długi, jasny kształt.

Wpadł w wodę stromo, z rękami ułożonymi płasko wzdłuż boków, żeby zejść jak najgłębiej. Nad samym dnem wyciągnął ręce przed siebie; wyniosło go trochę wyżej. Powiosłował do miejsca, w którym spodziewał się spotkać dziewczynę; płynęła wolno, zagarniając wodę szerokimi ruchami; z dołu wyglądała jak pajęczasty stwór z innej planety, uczepiony srebrnego rozkołysanego lustra. Wynurzył się cicho, nabrał powietrza, opadł w głąb, dogonił dziewczynę pod wodą. Wyciągnął rękę i dotknął jej biodra. Jakby się zdziwiła — natychmiast przestała płynąć i znurkowała wściekle. Czekał na nią tam, gdzie spodziewała się go zastać, wypływając musnął ją ledwo wyczuwalnie — a może uległa złudzeniu, może to tylko wir, prąd, wodny? Wynurzyli się; łapiąc gwałtownie powietrze przyglądali się sobie przez ściekające im po twarzach strugi.

Dobiła do niego miękko; całując się wpadli pod wodę, wynurzyli się prychając, roześmiani; jej wielkie oczy przyglądały mu się z rozbawieniem.

— Płyniemy do wyspy — zakomenderowała i ruszyła wściekłym kraulem. Dogonił ją dopiero u samego wejścia do czerwonej zatoczki. Wpłynęli do nasłonecznionej rynny, buchnęła nad nimi kopuła czerwonego parasola rozświetlona słońcem, wszystko dookoła stało się nagle czerwone, ciepłe i miękkie, biorąc ją w ramiona nie widział jej ust, nie czuł włosów, w płytkiej wodzie paliły się tylko jej oczy, coraz słabiej, wreszcie zgasły pod powiekami.

— Ty — powiedziała. — Ty…

Zamknął jej usta pocałunkiem, czuł, jak topnieje, jak rozpływa się w jego rękach. — Kocham cię, Makedonia, jesteś najśliczniejsza na świecie — powtarzał w kółko. Kopuła nad nim mieniła się wszystkimi kolorami: niebiesko, zielono, perłowo, pomarańczowo, brązowo…

Niewiadoma ilość kolorowych kombinacji przetoczyła się po maleńkim niebie kopuły. Leżeli w srebrzystej wodzie, która omywała łagodnie ich rozpalone ciała. Urządzenie czyszczące wsysało w siebie zawartość płytkiego baseniku, w którym się znajdowali; na to miejsce napływała świeża woda z zewnątrz.

— Makedonia…

— Tak?

— Kocham cię.

Nie zareagowała. Obserwowała, jak woda przemyka między jej rozstawionymi palcami.

— Zobaczymy się jeszcze?

— Po co? — powiedziała do ściany. — Papierosa. — Ściana szczęknęła cichutko, rozwarła się ma moment i metalowa łapka wetknęła Makedonii w usta zapalonego papierosa. Przerębel wziął również. Palili nie patrząc sobie w oczy.

— Panie decydencie — rozległ się tuż obok głos agenta Kika. — Złapaliśmy Filmowca, mają go tu, jeśli chce pan zobaczyć, niech pan szybko wraca.

— Kto to jest Filmowiec? — spytała Makedonia. — Też jakiś Dwukolorowy?

— Zwyczajny gość, musiałaś słyszeć o nim, jeśli oglądałaś ostatnio video. Kiedy zaczęły się rozruchy na wysokich, w kilku prywatnych kabinach na dole wyświetlono film pornograficzny. Wstęp na taki seans kosztował podobno dziesięć tysięcy koron…

— Aż tyle? Nie przypominam sobie, żeby ktoś zakazał wyświetlania pornografii na “Dziesięciornicy”.

— Bo nikt nie zakazywał. Gdyby to było tylko porno, nikt by palcem nie kiwnął w tej sprawie. Rzecz jednak w tym, iż w trakcie kręcenia filmu zaszlachtowano aktorkę, poćwiartowano — cały proces rejestrując krionicznie. Jeśli to rzeczywiście ten facet, to nie zakładałbym się, że dożyje powrotu na Ziemię.

— Pracujesz w policji? Wzruszył ramionami.

— Praca jak każda inna…

— Bardziej niebezpieczna… przynajmniej ostatnio. Miałeś już do czynienia z Dwukolorowymi? Powiedz — jacy oni są? Czy to prawda, że nie różnią się niczym od normalnych ludzi?

— Szefie, będą tu za dziesięć minut. Jak pan chce…

— Dobra, już idę.

Kopuła pękła bezgłośnie nad ich głowami ukazując lazurowy nieboskłon z cokolwiek przesuniętym na nim słońcem. W wodzie i na brzegach było teraz gęsto od ludzi, wyspę otaczał pierścień kopuł zmieniających kolory jak w transie, pulsujących różnobarwnie w rytm jakiejś — ognistej muzyki, a raczej wielu muzyk nie do uchwycenia przez ucho. Następna para od razu zajęła ich miejsce i prawie natychmiast przerwa w pierścieniu wypełniła się. Dopłynęli do brzegu i włożyli ubrania na mokre jeszcze ciała.

— Przykro mi, ale nie możesz pójść ze mną. Strażnik cię nie wpuści.

— A może jednak… Tak bym chciała go zobaczyć.

— Nie jesteś przypadkiem od Souta? Czym się zajmujesz, gdzie pracujesz?

— Na Czerwonym Poziomce… przyjdź kiedyś po godzinach, sektor 17, wielki neon “Makedonia”, łatwo znaleźć. Dostaniesz za darmo. Ale muszę zobaczyć Filmowca.

— No, no — powiedział strażnik przy wejściu taksując dziewczynę. — Twoja nowa panienka? Pozytywna. Waliłeś?

— Jasne.

— No, no — powiedział strażnik z podziwem i zawiścią. — Nie bez powodu nazywają cię Przeręblem. Filmowiec już dotarł?

— Skąd wiesz? — zdumiał się strażnik. — Przecież to ścisła tajemnica. Wie o nim pięciu ludzi, góra — dziesięciu.

— Chcemy go zobaczyć.

Strażnik pokręcił głową, ale Przerębel szepnął mu coś do ucha, marsowa twarz strażnika stopniowo wygładzała się, oczy mu zabłysły, a pod perkatym nosem zakwitł gumowy uśmiech.

— Jutro, najpóźniej pojutrze — mlasnął językiem podobnym do różowego robaka, kurtyna broniąca przejścia zrzedła i pękła, weszli.

— Co mu powiedziałeś?

— Że sfotografuję cię nago i on dostanie zdjęcie.

Wokół Filmowca, siedzącego na środku pomieszczenia, kłębił się tłum dwudziestu, może trzydziestu osobników, wszyscy okrążali przestępcę w wielkim bezładzie, wykrzykując rozmaite słowa do niego i do siebie nawzajem.

Przepchnęli się z trudem przez ciasny pierścień. Filmowiec wsunął się głęboko w fotel, łokcie położył na oparciach, palce zetknął ze sobą, wyciągnął daleko nogi. Nie patrzył na nikogo. Podniecenie obecnych zdawało się nie wywierać na nim żadnego wrażenia, jakby przebywał w innym świecie. Nie uśmiechał się, nie mrugał oczami, nic. Tylko siedział. Na jego przegubach połyskiwał metal kajdanek.