Выбрать главу

Scenariusz potwierdził moje obawy: treścią filmu miało być ni mniej, ni więcej tylko zaszlachtowanie przez kochanka młodej dziewczyny — podczas aktu fizyczna} miłości między nimi. Żadnych skrótów, odjazdów kamerą, achronologii — po prostu dokumentalna rejestracja zdarzenia. Tytuł: “Modliszki”. Nie wyjaśnił znaczenia.

Przerwał, przejechał dłonią po czole.

— Berkovitz tłumaczył oczywiście, że żadnego morderstwa przed kamerą nie będzie. Wiedziałem, że kłamie, że już zdecydował się na nie — a on wiedział, że się domyślam. Siedziałem naprzeciwko niego jak teraz naprzeciw pana… nie byłem zdolny do myślenia, trzymałem w ręku te kilka kartek, jakieś szkice, patrzyłem na jego twarz i nie widziałem niczego oprócz jego oczu; chciałem odwrócić wzrok, lecz nie mogłem. Bardzo długo przesiedzieliśmy w ten sposób, wreszcie stało się to nie do zniesienia. Powiedziałem: “Dobrze, dam panu te pieniądze”. Następnego dnia wypłaciłem mu należność; odszedł nie wypowiedziawszy więcej jak dziesięć słów.

Znowu przerwał; mówienie sprawiało mu widoczną trudność.

— Z początku chciałem biec za nim, powiedzieć, że się wycofuję, zacząłem go nawet poszukiwać. Zamierzałem przede wszystkim zniszczyć umowę, by nikt nie łączył z tą sprawą mojego nazwiska — ale Berkovitz przepadł jak kamień w wodę. Myśląc o nim przyłapałem się na spostrzeżeniu, że dałem, mu pieniądze nie z nadziei na zysk, nie tylko z nadziel na zysk, ale przede wszystkim z ciekawości. Że jestem do niego podobny.

Po miesiącu otrzymałem przez posłańca cienką, prostokątną paczkę. Zawierała serię fotogramów; to, co na nich zobaczyłem, zjeżyło mi włosy. Ponadto znalazłem małe pudełko z kryształkiem zamocowanym w miękkim uchwycie, zabezpieczonym płaską gondolką — film Berkovltza. Proszę, oto on.

Laveerson wziął pudełko z blatu, otworzył. Pod podłużną przezroczystą muszlą spoczywała na karminowym pluszu srebrna łza; Laveerson obejrzał ją ze wszystkich stron, zamknął pudełko i położył z powrotem na blacie.

— Skąd pewność, że Berkovitz rzeczywiście popełnił morderstwo? Jest tyle technik…

— Nie zadałby pan tego pytania, gdyby wcześniej obejrzał pan film. Ja nie miałem wątpliwości… tylko zwierzę, w które człowiek zamienia się w takiej sytuacji, potrafi tak rozpaczliwie walczyć o życie. Nawet po rozpłataniu na dymiące połcie, połcie te próbują stawiać opór, uniknąć dalszych ciosów prześladowcy… bez zamysłu i koordynacji, instynktownie… jakby w najdrobniejszej komórce pozostała zakodowana tylko jedna powinność: ocaleć. Niech pan się dobrze zastanowi, zanim zdecyduje wyświetlić ten kryształek u siebie… jeśli chce pan pozostać tym samym człowiekiem. Niech pan uważa, by nie zwariować… potem był zmęczony, pot ciekł zeń strumieniami.

Mimo to Laveerson powiedział:

— Nie odpowiedział pan na pytanie.

— Przepraszam… pan miał zdaje się wątpliwości, czy to jednak nie kamuflaż, nie aktorstwo idealne — zaśmiał się chrapliwie, urywanie. — Zagrać rolę własnych połci — nie każdy potrafi, co? Ale pewność, cały czas idzie o pewność… ja znałem tę dziewczynę… byliśmy kiedyś razem. Berkovitz wiedział o naszym związku; nim zaangażował ją do tego filmu, dawno straciłem ją z oczu.

— Nie była panu obojętna…

— Chyba ją kochałem… i nienawidziłem. Kiedyś postąpiła ze mną bardzo podle. Berkovitz zabijając ją w sposób tak ohydny…

— Wyręczył pana? To pan chciał powiedzieć? Przez chwilę Rippert przyglądał mu się nieobecnym wzrokiem.

— Ty szczurze! — krzyknął. — Ty przeklęty szczurze! To ja zaproponowałem Berkovitzowi, żeby ją zaangażował! Ja ją namówiłem… słyszysz, ja!!! Jesteś zadowolony?

Piał nieprzyjemnym falsetem szarpiąc bluzę gościa. Laveerson wstając odtrącił go; Rippert opadł na fotel, ukrył twarz w dłoniach i zaszlochał.

— Gdzie pan ma rejestrator? — zapytał go Laveeson. — Obejrzymy ten film zaraz, jeśli pan pozwoli.

Przeżyłem straszne pół godziny, myśli Prezydent. Lepiej było poskromić ciekawość. Nie, nieprawda. “Nic, co ludzkie… ” Ludzkie?

— Witam, panie Rippert. Akurat myślałem o panu…

— Przyszedłem zgłosić swoją rezygnację. Souta może pan zatrzymać, jeśli oczywiście zdoła go pan nakłonić, by pozostał.

— Co się stało, panie Rippert? Złe pan wygląda, mówi dziwne rzeczy… mam to traktować serio?

— Jak najbardziej serio — rzekł z naciskiem Rippert. — Chcę, żeby zdał pan sobie sprawę, że są pewne granice… że są granice — powtarzał w kółko patrząc pod nogi Laveersona.

— Nie zamierzałem pana upokorzyć — powiedział Laveerson — finał rozmowy był dla mnie niespodzianką bodaj czy nie większą niż dla pana. Jeśli żywi pan do mnie urazę — przepraszam. Cóż — bardzo żałuję, że podjął pan tę decyzję… w takiej chwili. Właśnie przygotowałem pańską nominację. Skoro jednak postanowił pan inaczej…

Wybory przyniosły im zwycięstwo już w drugim głosowaniu — pierwsze zostało unieważnione z powodu nikłego zainteresowania załogi. Znowu minęło kilka dni, nim mogli porozmawiać ze sobą w cztery oczy.

— Ciągle nie może mi pan wybaczyć.

— Nie.

Ale żaden nie wstawał, żeby odejść.

— Dziwne uczucie — powiedział znienacka Laveerson. — Zdaje mi się, że najtrudniejsze mamy poza sobą. Że wystarczy zaszyć się w miejscu takim jak to… i czekać.

Rippert na wszelki wypadek milczał. Siedzieli na dnie wielkiego zbiornika, w otoczeniu suchych skał. Od wielu godzin wodospad był wyłączony i z góry nie spadła na kamienie ani jedna kropla.

— Dbać o paliwo dla silników, utrzymywać kurs — i czekać. Taak. Za wiele szczęścia, jak na mój gust. Wygrać łatwo wybory, zapakować załogę do pudel, zawrócić — do tego nie trzeba filozofii. Wie pan, w najbliższym czasie spodziewam się kłopotów.

Rippert wzruszył tylko ramionami.

— Nie interesują pana kłopoty? — spytał Laveerson. — Nasze wspólne kłopoty, którymi skwapliwie będę się z panem dzielił? Po drodze na Ziemię wiele się jeszcze zdarzy…

— Taki pan pewien, że wrócimy? — powiedział Rippert. — Bo ja nie.

— Będziemy próbować — osądził Laveerson po namyśle. — Nic innego nam nie pozostaje.

— Nie jestem przekonany, że powinniśmy wracać — powtórzył Rippert.

— Nie rozumiem.

— Niech pan nie udaje. Zrobiliśmy niedaleko stąd dobry początek, jeśli idzie o rozmiary szczerości, do jakiej mnie pan nakłonił. Wtedy graliśmy o drobne — teraz stawka rośnie. Jeśli będziemy oszukiwać się nawzajem, bawić w niedopowiedzenia, flirtować z problemami zamiast się z nimi rozprawiać, nie dolecimy nawet do najbliższego księżyca. Może istotnie powinniśmy wracać — nie wiem. Proszę mnie przekonać. Powrót nie dla wszystkich oznacza to samo, każdy po cichu na coś liczy, każdy czegoś się tam spodziewa. Tacy jak ja i pan po powrocie przestaną być potrzebni, staną się po prostu jednymi z tysięcy. Sądzi pan, że bawi mnie występ w roli jednego z tłumu?