— Czy nie jest to przypadkiem wynik użycia zbyt małej ilości czujników, w dodatku nie całkiem odpowiednich? — zapytał jakiś głos.
— Jest. Ale wtedy nikt poważnie nie wierzył, że możemy mieć na “Dziesięciornicy” lokatorów. — Banowski spojrzał na Prezydenta; Prezydent trzymał splecione ręce przed sobą na blacie i przyglądał się im z uwagą.
— W takim razie istotnie nie wiemy o nich nic — zgodził się niechętnie ten sam głos.
— Zgadł pan: dokładnie nic. Jeśli jednak doszli do wniosku, że należy wraz z nami położyć się do snu — bo na przykład bez nas poczuli się obco i samotnie — musieli sobie znaleźć odpowiednio zaciszne miejsce do przezimowania. To zaś, że do tej pory takiego miejsca nie odkryliśmy, znowu o niczym nie świadczy.
— Kiedy wreszcie powie pan coś konkretnego? — zezłościł się właściciel głosu. Banowski znał go, ale kiepsko; wiedział tylko, że nazywa się Vandam. — Nic świadczy tylko o niczym!
— Znowu trudno nie przyznać panu racji — odparł Banowski — i właściwie deliberowanie nad tym, czy podczas hibernacji Dwukolorowi wisieli na gałęziach głowami w dół jak nietoperze, czy zamienieni w kryształki lodu udawali śnieg, byłoby jednym z bardziej jałowych zajęć, jakie można wymyślić. Unikając rzeczy jałowych postępujemy z gruntu słusznie, tym razem jednak zrobiłem wyjątek, gdyż jednymi z wygodniejszych miejsc, w jakich mogli się zadekować, były wnętrza naszych rozkrzyżowanych na katafalkach organizmów.
Po raz pierwszy od początku przemowy podniósł głowę i przyglądał się wzburzonej nagle sali, słuchał podniesionych głosów.
— Nie ma powodów do niepokoju — powiedział przerywając gwar — to tylko jedna z możliwych hipotez, które rozważałem, wcale nie najbardziej prawdopodobna. Czas przejść w rejony większej konkretności, gdzie podpieranie się fantazją będzie czynnością znacznie mniej nagminną. Oto fakty. Wkrótce po dehibernacji odbywa się na wysokich poziomach demonstracja z powodu zbyt późnego otwarcia basenów — notabene przyczyna opóźnienia po dziś dzień pozostaje niejasna — i równie nieterminowego odnowienia kabin. Demonstracja zamienia się w bunt, przez prawie trzy dni trwają krwawe walki. Przedstawiciele buntowników zjawiają się, by paktować z Prezydentem — żądają secesji wysokich poziomów. Przyciśnięci do muru uchodzą terroryzując Prezydenta i Radę Statku za pomocą broni — jednak nie osobiście, lecz posługując się, że tak powiem, pośrednikiem. Ucieczka kończy się zranieniem jednego z delegatów, pogonią i obławą, w wyniku której zostaje ujęty jeden z buntowników — martwy. Samobójstwo. Przed śmiercią wzywa pomocy niejakiego Quevasa, osobnika powszechnie na “Dziesięciornicy” znanego i akceptowanego. Zorganizowana nań zasadzka kończy się ujęciem, Jednak już we wstępnej fazie przesłuchania rzeczony Quevas pozbawia się życia w sposób równie fachowy i skwapliwy jak ten, któremu pomocy miał udzielić.
Przedstawiona historia grzeszy zupełnym brakiem logiki i konsekwencji. Spróbujmy wzbogacić ją o szczegóły.
Zajścia na wysokich zostały zarejestrowane całkiem przypadkowo za pomocą ukrytej radiokamery przez Eyenne Calabrega. Analiza filmu i chronologii zdarzeń na wysokich udowodniła ponad wszelką wątpliwość, że komuś powiodło się przekształcenie manifestacji w regularną prawie wojnę. Zdarzenia przebiegały według precyzyjnie opracowanego i realizowanego planu; jedna z podkomisji badających sprawę przedstawiła nawet hipotezę o sterowaniu masami ludzkimi za pomocą ingerowania w psychikę poszczególnych osobników.
Film Eyenne Calabrega został kriotronicznie przekopiowany, a oryginał zwrócono właścicielce. W pewnym stadium badań pojawiła się potrzeba wrócenia do filmu — należało coś sprawdzić, skonsultować. Włożony w czytnik kryształek-kopia nie dał żadnego obrazu; po zbadaniu okazał się zwykłym kawałkiem szkła. Wezwana natychmiast Eyenne Calabrega oświadczyła, że parę dni wcześniej sprzedała film za kilka tysięcy koron. Wydawało się jej, że w obliczu takiej sumy nie trzeba zadawać zbyt wielu pytań — więc nie ma pojęcia, kto go nabył. Proszę, tu są pieniądze, niewiele wydała. Analiza rysunku banknotów, papieru, farby itp. potwierdziła zupełną ich autentyczność. Bank Gramma — sprawdziliśmy to na wszelki wypadek — nie notował od zakończenia hibernacji wypłat tego rzędu. Jeśli banknoty były fałszywe, to w każdym razie wykrycie fałszerstwa dostępnymi nam metodami okazało się niemożliwe.
W oparciu o opis nabywcy filmu przekazany przez Eyenne rozpoczęliśmy poszukiwania. W ich trakcie został ujęty niejaki Berkovitz, ścigany za morderstwo z premedytacją, z powodu okoliczności jego popełnienia nazwany Filmowcem. Tenże Berkovitz alias Filmowiec zdołał mimo licznej straży ulotnić się niepostrzeżenie, lecz wkrótce po ucieczce ujęto go powtórnie, osądzono i stracono. Nie byłoby sensu o nim wspominać, gdyby nie fakt, iż został rozpoznany przez Eyenne Calabrega jako nabywca jej filmu. Co do jednego były tylko wątpliwości: panna Calabrega stwierdziła, iż facet kupujący od niej film był w momencie zawierania transakcji wyższy co najmniej o głowę. Taka sama w przybliżeniu różnica zachodziła między Berkovitzem schwytanym po raz pierwszy a tym, którego ujęto po ucieczce. Badania nie wykazały żadnych anomalii somatycznych, przebytych niedawno operacji itp.
Prześwietliliśmy Berkovitza dokładnie. Nie odpowiadał na pytania, musieliśmy użyć transmitera myśli — wbrew jego woli. Zebrane tym sposobem informacje dowiodły słuszności aktu oskarżenia w zakresie morderstwa z premedytacją, lecz nie potwierdziły go, jeśli idzie o zakup filmu. To jednak wystarczyło, aby Berkovitza skazać.
Cofnijmy się teraz do momentu rozpoczęcia rozmów na i temat kapitulacji, czy secesji wysokich poziomów — jak kto woli. Dotąd Dwukolorowi — ich ewidentnej obecności na statku nie da się zakwestionować najbardziej zawiłymi konstrukcjami myślowymi — wykorzystywali swe niepospolite umiejętności w sposób, by tak to określić, dyskretny. Podczas debaty po raz pierwszy uczynili to w sposób demonstracyjny. Korzystając z wpływu, jaki potrafią wywierać na psychikę ludzką emitując nie znany nam rodzaj pola — zamierzali oddalić się bezkarnie, ale i bez spełnienia swych postulatów. To przynajmniej wydaje się bardzo dziwne: domagając się secesji wysokich poziomów nie spodziewali się, słusznie zresztą, ani akceptacji Prezydenta, ani Rady Statku. Innymi słowy zdawali sobie sprawę z nierealności tego żądania do tego stopnia, że wcale się jego spełnieniem nie liczyli, chodziło im o co innego…
— Ale o co? — Vandam zaczynał Banowskiego irytować.
— Tego nie wiem. Pan był wtedy na sali — czemu pan nie zapytał?
— A pan?
— Prawdę mówiąc wyleciało mi to z głowy. Moja głowa była wtedy — podobnie jak i pańska — ostatnim przedmiotem, który mógłby służyć do myślenia. Co pan jeszcze pragnie usłyszeć? Mieli nas wtedy na talerzu, a jednak nie skorzystali z okazji. Zabrakło im apetytu? Być może. Ja jestem innego zdania. Niezależnie od tego, jakie mają zamiary, opanowanie części lub całości “Dziesięciornicy” absolutnie ich nie interesuje.
Odczekał chwilę, ale nikt nie zamierzał polemizować.
— Zetknięcie z przedstawicielami zbuntowanych poziomów okazało się dla nas wielce pouczające — obejrzeliśmy Dwukolorowych z bliska. To nas bardzo ośmieliło: przeciwnik widzialny, identyfikowalny, konkretny jest przeciwnikiem znacznie łatwiejszym — ze względów psychologicznych na przykład — od kogoś, kogo ściganie przypomina pogoń za cieniem. Dziś wiemy, że przesadziliśmy z optymizmem chcąc wierzyć, że Dwukolorowi stworzeni są na nasz obraz i podobieństwo, że w metodach walki, w motywacjach podobni są do nas. To się nie potwierdziło. Dwukolorowi okazali się nie tylko zdolniejsi — Banowski nie zdołał powstrzymać uśmiechu — ale ponadto kompletnie nierozpoznawalni pod względem intencji, sposobu myślenia. Niektóre ich decyzje są dla nas nielogiczne, ponieważ ich logika nie przypomina naszej. Ich świat wewnętrzny nie stoi przed nami otworem, gdyż nie jest światem ludzkim. Początkowa euforia wywołana zewnętrznym podobieństwem — jakże złudnym — ustąpiła miejsca powracającemu pytaniu: kim są? Albo — inaczej mówiąc — kto siedzi w ich ludzkich ciałach?