— Czy pan nie przesadza, profesorze? — Ethel Virch, jedyna kobieta w tym towarzystwie, potrząsnęła chmurą jasnych włosów i ruszyła do ataku. — Co z tego, że zachowują się inaczej, niż przewidują nasze normy i stereotypy, że przewyższają nas możliwościami umysłowymi? Fakirzy uwielbiali odpoczynek na gwoździach i spacery po rozżarzonych węglach, a jednak pozostawali ludźmi. Moim zdaniem jakaś grupa na statku mogła po prostu opanować metodę rozszerzania i wzmacniania funkcji mózgu — mieli na to wystarczająco wiele czasu, nie sądzi pan? Ci… fakirzy mózgu to nikt inny jak tylko — pańscy Dwukolorowi.
— Droga pani — powiedział Banowski starając się nadać głosowi pobłażliwe brzmienie — w nauce czasy chałupnictwa, geniuszy, zbiegów okoliczności minęły dość dawno… Dziś dobre chęci wsparte minutą kontemplacji nie zdadzą się na nic. Żeby dojść do poziomu umysłowego reprezentowanego przez nich — pod warunkiem, że to w ogóle możliwe — musielibyśmy stracić przynajmniej trzysta lat na ciężką pracę, bez możliwości popełnienia jednej pomyłki. Opowiadamy tutaj sobie niesłychanie popularnym językiem niesłychanie skromną część naszych przypuszczeń odnośnie Dwukolorowych. Największe rewelacje dopiero nas czekają — zakładając, że uda się je wykryć. Wie pani, że oni znikają?
— Co… co robią? — wybąkała Ethel Virch.
— Znikają — powtórzył Banowski spokojnie. Przez dobrą minutę nikt się nie odzywał.
— Budujemy obecnie specjalne detektory masy…
— Po co? — żachnęła się Ethel. — Wystarczyłby prosty detektor podczerwieni…
— Prosty detektor podczerwieni — przedrzeźniał ją Banowski przeciągając słowa — może sobie pani wrzucić za gumkę od majtek. Tak się to teraz nazywa?
— Profesorze — upomniał go Prezydent.
Banowski nie lubił kobiet. Polityka, nauka, sztuka w swoich prawdziwych wymiarach wymagają niestety polotu dlatego są dla kobiet kompletnie niedostępne. Natura uczyniła je dostarczycielkami rozkoszy, stwarzała je (przynajmniej niektóre) z myślą o poprawianiu estetyki świata. Wszystko pozostałe, w tym walka mężczyzn o sławę, władzę i pieniądze, wynikło z drobnego błędu konstrukcyjnego — wskutek działania nieskomplikowanych mechanizmów biologicznych kobiety uzyskały supremację nad płcią męską, lecz na niej nie poprzestały. Profesor Banowski nie cierpiał od pewnego czasu wchodzących mu w drogę sufrażystek, szczególnie tych, które za wszelką cenę usiłowały oszołomić gawiedź erupcjami pseudointelektualnych dziwolągów — mniemając, że w ten właśnie sposób dowodzą przydatności w typowo męskim zajęciu, jakim jest myślenie.
— Demonstracja siły — kontynuował wywód Banowski — obnażyła jednocześnie wielką słabość Dwukolorowych. Pomógł nam szczęśliwy przypadek. Opuściwszy Salę Posiedzeń Dwukolorowi utrzymywali w niej stałe natężenie pola,chcąc zyskać czas na odejście. W pewnym momencie pole niespodziewanie znikło — za wcześnie, by wyłączyli je sami; ponieważ od wind dzielił ich jeszcze spory dystans. Agent Staniewski odzyskawszy zdolność świadomego podejmowania decyzji ruszył natychmiast w pogoń; mając na sobie minimoster mógł sobie nawet pozwolić na filmowe efekty. Co pan zobaczył wylatując na korytarz?
— Plecy uciekających — odrzekł Staniewski.
— Więc biegli?
— Z całą pewnością. Pomyślałem… nie, to był odruch: wystrzeliłem trzykrotnie, jeden z nich potknął się i chyba upadł, ale odległość duża, sam pan rozumie…
Dziękuję. Dał nam pan do dyspozycji niezwykle pomocny zbiór faktów, który częściowo wykorzystaliśmy — powiódł wzrokiem po ścianach. — Na drodze emitowanego pola znalazł się ekran, musieliśmy odkryć, co spełniało rolę. Okazała się nim układana ze srebrnych płyt mozaika, zajmująca całą ścianę jednego z sąsiednich pomieszczeń. Zdążając w kierunku wind Dwukolorowi emitowali pole najkrótszą drogą — po prostej; widocznie ściany dla tego rodzaju emanacji zupełnie przenikliwe. Kiedy oddalili się bardziej, na drodze między nimi a nami znalazła się mozaika ze srebra.
Nie ulega wątpliwości, iż natychmiast wyczuli tę przeszkodę — choćby rejestrując promieniowanie odbite. Skoro zdali sobie sprawę z kompletnej bezużyteczności biopola, mogli je wyłączyć, lecz przypuszczam, że nie uczynili tego spodziewając się — i słusznie — pościgu. Dlaczego więc biegli? Istnieją dwie możliwe odpowiedzi: albo ulegli panice, co byłoby pierwszą i jedyną ludzką reakcją, jaką dotąd okazali, albo ucieczka stała się dla nich jedyną szansą ocalenia, ponieważ pole działa na świadomość, lecz nie ma wpływu na odruchy człowieka — profesor uśmiechnął się przyjaźnie do Staniewskiego, który, czując niewyraźnie, że kwestia w jakiś tam sposób dotyczy jego osobiście, odpowiedział szczerym i szerokim uśmiechem. — Opowiadam się za możliwością drugą, choćby dlatego, że nie chcę zrobić przyjemności totalnemu antropocentryzmowi pani Virch. Jeśli mam rację, wolno stąd wnioskować, iż biopole Dwukolorowych działa najsilniej, a być może wyłącznie, na mózg, resztę organizmu traktując łagodniej.
— Pan jest obrzydliwy — warknęła Ethel Virch.
— Mili ludzie są interesowni — odciął się z uśmiechem profesor. — Wykonanie ze srebra hełmów, przyłbic, pokrycie nim ścian w celu zabezpieczenia się przed ingerencją Dwukolorowych — było już kwestią czysto techniczną.
— I ilościową — uzupełnił Prezydent.
— I ilościową — zgodził się Banowski. — Obecnie stawiamy przed sobą następny ceclass="underline" odłowienie żywego egzemplarza Dwukolorowych, utrzymanie go za wszelką cenę przy życiu i zbadanie szczegółowych właściwości biopola. Druga część tego zadania wydaje się bardzo trudna, jeśli nie niemożliwa.
Dalsze przedsięwzięcia, konieczność ich podjęcia wynikają z dokonanego niedawno spostrzeżenia w dziedzinie pozornie bardzo mało związanej ze sprawą Dwukolorowych. Nie zdradzę wielkiej tajemnicy mówiąc, że przestępczość na “Dziesięciornicy” powoli staje się plagą. Ilość popełnianych wykroczeń wciąż rośnie; zadziwia różnorodność form przez nie przybieranych oraz rozrzut powodów, dla których ludzie decydują się łamać normy prawne. Na ten temat powstało ostatnio wiele teorii; byłbym nudny przytaczając je, nie znam wszystkich. Zastanawiałem się z braku lepszego zajęcia nad tym problemem i w którymś momencie postanowiłem spróbować metody równie prostej, co beznadziejnej: zestawić dane dotyczące ludzi dotkniętych skutkami przestępstw brąz dane o samych przestępcach — tych znanych, oczywiście. Jak należało się spodziewać, zestawienia miejsc urodzin, wieku, płci, koloru oczu poszkodowanych, źródeł ich dochodu, preferowanych sposobów spędzania wolnego czasu — nie dały nic. Dokładnie taki sam efekt osiągnąłem zestawiając informacje o sprawcach. Właściwie powinno się od nich zacząć: podlegają mniej chaotycznej rekrutacji spośród populacji każdego społeczeństwa od poszkodowanych czy ofiar. Zajmując się problemem bardziej dla zabawy niż w nadziei osiągnięcia przydatnych do czegokolwiek rezultatów natknąłem się — tak to trzeba nazwać — na wielce znamienną prawidłowość. Miejsca zamieszkania na “Dziesięciornicy” tych, co weszli w kolizję z prawem, uszeregowane chronologicznie i według kolejności popełniania wykroczeń, przybrały stanowczo zbyt regularne formy, aby przejść nad tym do porządku dziennego. Ponowienie zabiegu nie wykazało błędu. Postanowiłem pójść tym śladem.