Выбрать главу

“Nie widzę związku.”

“Trochę cierpliwości. Wniosek, który stąd wynika, poznano bardzo wcześnie: nie ma obserwatora obiektywnego, nie ma obserwacji obiektywnej. Obserwacja to już interpretacja. Wendt powiedział: nie ma obserwacji wiarygodnej. Obserwowanie wiąże się z tak znacznym przekształceniem obiektu obserwacji, że wyniki tego są prawie bezużyteczne. Wendt uogólnił zasadę Heisenberga i stwierdził, że jakiekolwiek działanie oznacza koniec jednej rzeczywistości i powołanie do życia innej. Życie jest nieustanną kreacją — nawet choćby nie miało tego zamiaru, zaś jeśli go przejawia — jest zawsze kreacją rzeczywistości odmiennej od zamierzonej.”

“Chodzi ci o to, że gromadzenie materiału dokumentalnego już narusza czystość dokumentowanej sytuacji? Że reporter to mimowolny kreator nowego świata? Z marginesu zawężonego do granic możliwości wy uczyniliście normę: skoro rzeczywistość i tak jest deformowana, bez względu na nasze chęci, to rozmiar wprowadzanych perturbacji nie ma już znaczenia. To ma sankcjonować interwencję na »Dziesięciornicy« — czy tak?”

“Działanie dyskretne wcale nie daje większych efektów artystycznych ani badawczych niż wejście w sam środek z butami. Wręcz przeciwnie. W sztuce boixów do tego stopnia gwarantuje to efekt, że inne kryteria przestały się liczyć. Widowisko musi trwać, a widz, który w nim uczestniczy, musi odejść zaspokojony. Widz nade wszystko. Wszystko dla widza, nic bez niego. Wyeliminowanie Dyerxa Drugiego było spowodowane między innymi decyzja odbiorców, którzy się weń wcielili na czas spektaklu. Rozczarował ich. Choć go bardzo lubiłem, musiałem wyłączyć go z Gry.”

“Intryguje mnie, czemu tak bardzo komplikujecie sobie życie, skoro przy waszej technice istnieje na pewno możliwość sterowania wszystkimi mózgami »Dziesięciornicy« w dowolny sposób. Po co giniecie, skoro wystarczy siedzieć, przyglądać się i rozkazywać, co się ma wydarzyć?”

“Fantomatyka centralna jest — jako niewidowiskowa — zakazana przez Reguły. Wolno natomiast ingerować za pomocą encepola — boixowie spędzają wiele lat na ćwiczeniach, które wyrabiają w nich umiejętność generacji encepola w sposób dla zwykłego śmiertelnika, nawet współczesnego, nieosiągalny. Dawniej dotyczyło to raczej ciała i nosiło nazwę sportu. Nic nowego pod słońcem.”

“Ale sportowcy zdaje się nie wykorzystywali swych umiejętności przeciw słabszym.”

“Analogia ze sportem grzeszy brakiem precyzji: działanie encepola można powstrzymać siłą woli. A poza tym inne czasy, inne obyczaje… ”

“O ile dobrze zrozumiałem, Grę prowadzą dwie ekipy boixów. Co stanowi o różnicy między nimi?”

“Gra stanowi przykład dialektyki: jedna z ekip usiłuje doprowadzić do kompletnego rozprzężenia i chaosu, druga stara się temu przeciwstawić. Zwykle jedna ekipa »robi« Grę, druga jej przeszkadza. Na »Dziesięciornicy« rola ekipy opozycyjnej została mocno ograniczona — takie były założenia; jednak o całkowitym jej wyeliminowaniu nie ma mowy. Dysponując znaczną przewagą techniczną Ekipa mogłaby zakończyć Grę w ciągu doby — a przecież nie o to chodzi. Dlatego Ekipa musi sobie utrudniać Grę; rola Keikena i jego ludzi polega przede wszystkim na podtrzymywaniu tego słabego przeciwnika, z jakim przyszło nam współpracować, aby nie skapitulował, nim odbiorcom znudzi się widowisko. Temu samemu służy zbiór przepisów ograniczających naszą swobodę działania, zwany Regułami. W pewnym stadium Gry uznaliśmy też za stosowne zapoznać z jej tajnikami Prezydenta Laveersoną.”

“Prezydent wie wszystko?”

“Nie. Wie dokładnie tyle, by wierzył w możliwość zwycięstwa i w Dwukolorowych. Jego wiara jest jednym z warunków Gry.”

“Czy Keiken to jego sojusznik?”

“Keiken został poddany lekkiej korekcie osobowości w celu wzmocnienia predyspozycji, których wymagała jego rola w Grze. Po zabiegu stał się trochę autokratyczny i niekiedy za bardzo identyfikuje się ze Zbiorowością, lecz Gra tylko na tym zyskuje. Spory między nami rozstrzyga Trybunał, i Keiken, i ja uznajemy jednak nadrzędność widowiskowości, gęstości zdarzeń i elementu zaskoczenia. Do tego dochodzą liczne kryteria estetyczne. W sensie akceptowania ich jesteśmy jednością.”

“Wystarczy. Nie akceptuję waszych metod. Jesteście dla mnie uosobieniem najbardziej wyrafinowanego, inteligentnego, imponującego i przebiegłego zła. Nie przyłączę się ani do ciebie, ani do Keikena. Wybijcie to sobie z głów.”

“Spotkała mnie kara za nadmiar uprzejmości. Zdajże sobie wreszcie sprawę, że nie masz innego wyboru. Po pierwsze dlatego, że »Dziesięciornica« traktuje cię jako tego samego rodzaju zagrożenie co nas. Dzięki umiejętności emanacji i koncentracji encepola przestałeś być człowiekiem — dla nich. Stałeś się potworem, który zabija. Tu już nie ma dla ciebie miejsca. Nie przestaną się ciebie bać, póki się ciebie nie pozbędą.”

“A po drugie?”

“Twoim ojcem był Medicus, prawda, Dzięki niemu jesteś, jaki jesteś: Stworzył cię na obraz i podobieństwo ideałów, w które wierzył. Kochał cię. Nigdy nie uznałeś tej miłości, uważałeś ją za coś tak wysoce niestosownego, że aż wstrętnego — a jednak była to miłość. Może ostatnia w twoim życiu. On kochał cię bardziej niż samego siebie.”

“Kochał?!”

“Zginął, żeby cię uratować.”

Długa chwila kompletnej martwoty umysłowej. Świt: ciemny kształt ciała Doogana rozciągniętego na płycie. Gęstość zdarzeń. Widowiskowość. Element zaskoczenia.

— Nie! — krzyknął. — Nie w ten sposób, do diabła!!!

“Po trzecie — kontynuował Boskersq — w niewielkiej odległości stąd widzę dziesięć odzianych w srebro postaci. Są uzbrojone. Mają na twarzach przyłbice. Idą tutaj.”

Deogracias zobaczył ich także — oczami Boskersqa. Pięć srebrnych sylwetek. Kilkadziesiąt metrów z tyłu posuwała się druga grupa. Toczyli przed sobą niewielkie aparaty i zmierzali prosto na trupa Doogana.

“To detektory Banowskiego, czułe i dokładne. Dzięki nim będą tutaj najdalej za pięć minut. W zamian za pomoc nie żądam od ciebie natychmiastowej deklaracji — zagrożenie odbierze jej autentyczność. Przeniosę cię stąd i dam ci inne ciało; jeśli zdecydujesz się kiedyś, wystarczy, byś pomyślał imię mojego ciała: Boskersq. Zapamiętałeś? I dodatkowo jeszcze, że jesteś gotów.”

Dwie grupy srebrnych rycerzy podchodziły coraz bliżej. Kiedy wypadły z pustego o tej porze pasażu na płytę za cichym już zupełnie teatrzykiem — tancbudą, resztki sylwetki Deograciasa rozpłynęły się wolno w chłodnym powietrzu. Wodząc uparcie dookoła trupa Doogana tępym ryjem czujnika jeden ze srebrzystych wykrzyknął niewyraźnie:

— Cholera! — w jego głosie brzmiało najskrajniejsze zdziwienie. — Nie ma sygnału!

Nadbiegła druga piątka, następny metalowy ryj począł obwąchiwać twarz Doogana.

— Nie ma — potwierdził drugi zniekształcony głos. — Dwadzieścia metrów stąd urwał się jak nożem uciął. Stali, nagle bezradni, nie wiedząc, co począć.

— By to najjaśniejszy szlag! — jeden ze srebrzystych grzmotnął miotaczem o płyty. — Że też zawsze zdążą wcześniej wykitować!

To się zaczęło wtedy, kiedy uwierzyłeś w moc słowa. Kiedy zrozumiałeś, że słowo może być okrutniejsze od miecza, wydawało ci się, że wiesz już wszystko, co wiedzieć powinieneś — wypełniała cię wielka radość, bo czułeś w sobie nadludzką silę, zdolną przenosić góry.

Wziąłeś ze stołu starą księgę pod pachę i poszedłeś po radę do siwego starca, o którym mówiono, że mędrszy jest od wszystkich filozofów. Zastałeś go, gdy siedział na wielkim kamieniu, wystawiwszy do słońca pożółkłe kikuty. Jego niebieskie, wypłowiałe oczy przyglądały ci się spokojnie. Jego pomarszczone, żabie usta okolone długą, siwą brodą uśmiechały się bez wyrazu. Dał znak, że możesz mówić.