Wsiadam do kolejki.
Jola miała ciekawy pomysł. Robi to samo co ja, tylko niestety wygląda lepiej. Ale ja też siedzę w domu, pracuję, gotuję i chcę być bardziej z Adaśkiem niż z innymi. Czyżbym była kobietą uzależnioną? Na dodatek wcale nie jestem mężatką. Może mi to źle wróżyć. Nie powinnam wisieć na Adasiu. Dlaczego on płaci rachunki? Nie jesteśmy rodziną. Ale mieszka. A z drugiej strony, jakie to ma znaczenie, jeśli ludzie są szczęśliwi?
Za chwilę zacznie się dusić. To, co było takie miłe przez te parę miesięcy, zacznie go przytłaczać, jak Tego od Joli. Muszę uważać. Ewa Ostapko powiedziała, że może mnie wciągnąć w ten interes, oczywiście, jeśli Adam się zgodzi – i popatrzyła na mnie tak jakoś… nie umiem tego nawet powiedzieć. Obraźliwie.
Co to znaczy, „jeśli Adam się zgodzi”? Nie muszę go pytać o zdanie. Nie muszę go obciążać wszystkimi swoimi decyzjami. Muszę za to pamiętać, że jestem osobą odpowiedzialną, samodzielną i niezależną.
Wracam do domu późno. Tosia w kuchni je jajecznicę, Adam też w kuchni siedzi nad tuńczykiem w sosie własnym. Obok jeszcze nieotwarte pudełko sardynek. Zrzucam Borysa, który przednie łapy trzyma na krześle i w ogóle nie raczył zauważyć, że przyszłam. Jestem dla niego mniej warta niż puszka sardynek. Nieotwarta w dodatku.
– Jak w szkole? – pytam Tosię.
– Normalnie – odpowiada Tosia z pełną buzią.
– Co to znaczy normalnie?
– Jak zwykle – Tosia zaczyna się niecierpliwić.
– Chciałabym raz usłyszeć inną odpowiedź. Ciekawe, dlaczego ta odpowiedź mnie tak irytuje.
– A ja bym raz chciała usłyszeć inne pytanie.
Oto jak na własnym łonie wyhodowałam sobie węża. Dlaczego dziecko w wieku dojrzewania nie może być milutkie, ciepłe, spokojne i odpowiadać normalnie? Nie wiem.
Adam, okazuje się, niewiele zrobił, musi teraz siąść do roboty. Coś podobnego, cały dzień w domu i niewiele zrobił! Trawnik nieskoszony. Z Krzysiem się nawet nie widział. Na mężczyzn w ogóle nie można liczyć!
– Adam, przecież mówiłeś, że będziesz pracował! – przypominam z lekką pretensją. Prawdę powiedziawszy, liczyłam, że spędzimy miły wieczór i opowiem mu wszystko, to znaczy, jak odmienię swoje życie z pomocą Ostapko. Tosia patrzy na mnie z pretensją.
– Ale ty, mamo, jesteś dziwna, przecież przed chwilą wrócił. A ty obiecałaś, że mnie dzisiaj odbierzesz ze szkoły. Nigdy na ciebie nie można liczyć.
Na mnie nie można liczyć! Na kogo ona mogła zawsze liczyć, jak nie na mnie! Na swojego ojca, który sobie poszedł do Joli? W moim własnym domu spotykają mnie takie oskarżenia. I na dodatek Adam patrzy na mnie spod oka. Już mam ich dwoje przeciwko sobie, przy czym jedno jest moją własną córką, krwią z krwi mojej i kością z kości.
– Dlaczego ty, drogie dziecko, bierzesz zawsze stronę Adama, a nie moją? – pytam jadowicie Tosię, bo czuję się całkowicie zdradzona.
– Jestem wyłącznie obiektywna – mówi moje dziecko i wyciera usta w ścierkę do naczyń. – Adam zrobił zakupy, był u geodety i przywiózł mnie ze szkoły. A ciebie cały dzień nie było w domu i masz pretensję, jak zwykle. I nie mów do mnie “moje dziecko”, bo mam imię i jestem dorosła.
Tosia podnosi się od stołu i ostentacyjnie wychodzi z kuchni. Adam patrzy na mnie trochę zdziwiony.
– Ładnie wyglądasz – mówi.
– Nie zmieniaj tematu. – Jestem zła. – Namówiliście się na mnie i teraz ja wychodzę na złą matkę…
– Daj spokój i nie mów do niej “moje dziecko”. Z punktu widzenia psychologii to nie najlepsze. Ona ma płeć, żeńską, i jest prawie dorosła, czego ty nie chcesz zauważyć. A ja rzeczywiście niedawno wróciłem. Na jutro mam sporo roboty. Jak ci minął dzień?
A więc to tak! Nie będę mu mówić o swoich planach, skoro nie jest ich ciekaw. Nikt mnie nie rozumie. Oto przychodzę do domu radosna i zmęczona, liczę na to, że ktoś się mną zajmie, a tu same pretensje. W porządku. Nie muszę się dzielić z nikim swoimi planami. Zrobię im wszystkim dużą niespodziankę. Sama będę podejmować życiowe decyzje.
– W porządku – uśmiecham się jadowicie i otwieram puszkę sardynek, choć wcale nie jestem głodna.
– A kto to jest Szymon N., zanotowany pod N w twoim notesie?
Mężczyźni są niemożliwi! To przecież jego własny syn! Pod N – bo od Niebieskiego. Logiczne. Nawet nie mogę mu tego wszystkiego wytłumaczyć, bo dzwoni Moja Mama.
– Co u ciebie? – pyta.
– Normalnie – odpowiadam i czuję, jak jeży mi się włos na plecach, oczywiście gdyby tam występował. Dlaczego Moja Mama nie może choć raz zapytać mnie o cokolwiek innego?
– Nie odzywasz się.
– Mamusiu, dopiero wróciłam, ale za chwilę bym zadzwoniła – słyszę napięcie we własnym głosie.
– Stało się coś? – niepokoi się Moja Mama, która ma jakiś nieznany mi radar, działający bez względu na odległość.
– Nie, nic – wkładam w swój głos całą pogodę ducha. – Wszystko w porządku.
– Przecież słyszę. – Radar Mojej Matki jest bezwzględny. – Moje dziecko, jeśli ci przeszkadzam, mogę zadzwonić później…
– Nie mów do mnie “moje dziecko” – denerwuję się i widzę, jak Adam odwraca się od zlewu i śmieje się w kułak. Człowiek już w ogóle nie ma warunków, żeby spokojnie porozmawiać z rodzicami przez telefon.
– Zadzwonię później – mówię do słuchawki.
Moja Mama poucza mnie jeszcze, że może bym od czasu do czasu zadzwoniła do swojego ojca, bo jeśli również jego tak zaniedbuję, to… i nie tak mnie wychowywała.
Odkładam słuchawkę i wpadam natychmiast w poczucie winy. Rzeczywiście już parę dni nie zadzwoniłam ani do jednego, ani do drugiego. Ten plan Ostapko mnie tak zajął. Ale dlaczego Moja Matka troszczy się o Mojego Ojca, skoro się rozwiedli? Nie powinni byli tego robić. Byłaby to spora oszczędność, jeśli chodzi o telefony.
Przypominam sobie o zostawionym rano notesie.
– Gdzie mój notes?
Adam patrzy na mnie w taki sam sposób, jakby patrzyła na mnie Moja Mama.
– Przed tobą.
Odwracam się i pakuję notes do torby.
– Ponieważ obydwoje będziemy zajęci przez resztę wieczoru, to do widzenia – mówię spokojnie, wkładając talerzyk po sardynkach do zlewu, i wychodzę z kuchni.
Siadam przed komputerem. Dopóki moje możliwości zarobkowe nie wzrosną – a Ostapko obiecała, że nastąpi to z dnia na dzień, jeśli tylko… ale nie zapeszam, muszę odpisywać na listy.
Droga Redakcjo,
Zakochałam się w Alkurir. Jest on obywatelem tureckim, poznałam go na dyskotece i wkrótce się pokazało, że nie możemy żyć bez siebie. Nie mogę z nim zamieszkać, bo moi rodzice sprzeciwiają się temu związkowi, ale mimo to postanowiliśmy związać nasze ścieżki życia na zawsze. On, jako obywatel turecki, jest dla mnie bardzo miły i dbający. Ale widzi naszą przyszłość tylko w Turcji, do której zamierzamy pojechać, abym poznała jego rodzinę. Alkurir pracuje w ambasadzie. I to jest bardzo dobrze. Ale jedna koleżanka mi powiedziała, żebym najpierw poszła i go sprawdziła. To co mam robić?
Oj, ty dziewczyno… Teraz to o ciebie dba, ale pojedziesz do tej Turcji, a on zamknie cię w burdelu, a w najlepszym przypadku w ogóle nie zapyta, jak ci minął dzień, kiedy wrócisz zmęczona po pracy. Otworzysz sobie puszkę sardynek i będziesz udawała, że jesteś szczęśliwa. Lepiej pomieszkaj z nim jakieś dziesięć, dwadzieścia lat i sprawdź, czy będzie dobrym mężem. I nie w Turcji, tylko tutaj.