– Ale ekstra! – Spod drzwi głos Adama zabrzmiał jak wystrzał armatni.
– Matce się nie podoba… – Tosia zakłada nogę na nogę, a Adam patrzy na nią z podziwem.
– Nie, dlaczego – postanawiam szybko, że nie mogę być przeciwko nim, bo to się dla mnie źle skończy. – Uważam, że świetnie!
Adam podchodzi i całuje mnie w policzek. Mijając Tosię, wyciąga dłoń, w którą Tosia wali z całej siły, a potem Tosia nadstawia rękę, w którą on uderza, za dużo filmów amerykańskich w tym domu, mam nadzieję, że uderzył jej rękę z mniejszym impetem niż ona jego.
– Jest coś do jedzenia? – pytają jednocześnie, jakbym nie miała nic innego do roboty, tylko gotować i gotować.
Oczywiście jest. Tylko do tego służę. Pyszne ziemniaczki puree, kotleciki schabowe z żółtym serem, sałatka z buraków.
Zasiadamy do stołu. Właściwie jak tak przyglądam się Tosi, to nie jest jej wcale źle w tej fryzurze. I w tej spódnicy wygląda naprawdę świetnie. Powinnam mieć taką samą.
– Dasz przymierzyć? – pytam Tosię cicho.
– Nie zmieścisz się… – odszeptuje Tosia i nareszcie wiem, że wszystko jest w porządku.
– Zmieszczę się – zapewniam przekonująco.
Po obiedzie idziemy z Tosią do łazienki i oczywiście Tosia ma rację. Nie mieszczę się.
– Powinnaś mieć taką samą. – Tosia ostatnio jednak robi się coraz bardziej dojrzała. – Tylko większą – dorzuca, i widzę, że to jeszcze małe dziecko.
Ciekawa jestem, skąd brać na to pieniądze. Moja pensja w redakcji pozostawia wiele do życzenia. Miałam pisać inne teksty, ale Naczelny zatrudnił do tych innych tekstów inną osobę.
Adam zarabia, owszem, ale nie zapominajmy, że ma syna, a studia Szymona kosztują, trudno, żebym wyciągała pieniądze od mężczyzny, który nawet nie jest moim mężem. To wystarczające obciążenie.
Kiedy tak stałam przed lustrem i przyglądałam się sobie, dojrzewała we mnie decyzja o trzymaniu swojego życia nadal w swoich własnych rękach. Nie będę z Adamem konsultować interesu, który proponuje mi Ostapko. To jest tylko moja sprawa. Muszę zrobić coś, żeby mieć więcej pieniędzy. Jutro pójdę do banku i dowiem się, jakie są możliwości wzięcia kredytu. Co prawda dziesięć tysięcy mamy odłożone z Adamem na wakacje. Ale tego nie mogę ruszyć. Kredyt jest zabójczy, ale Ostapko mówi, że w ciągu trzech pierwszych miesięcy pomnożymy tę sumę parokrotnie. Im więcej będę miała teraz, tym więcej będę miała w przyszłości.
Musi mi się udać.
– Mamo? – Tosia patrzy na mnie uważnie i widzę, że powędrowałam myślami z tej łazienki dużo dalej, niż powinnam. – Kobieta musi się co jakiś czas zmieniać, bo inaczej znudzi się, rozumiesz?
Teraz widzę, że Tosia ma problem. Książka, którą wczoraj znalazłam u niej przy łóżku – to nie przypadek. Ściągam i oddaję spódnicę. Wysuwamy się z łazienki chyłkiem, Adam siedzi razem z Borysem na kanapie. Przemykam się na poddasze za Tosią. Zamykam drzwi.
– Nie układa ci się z Andrzejem?
Andrzej to jej kolega z klasy. Na Dzień Kobiet Tosia dostała od niego bukiet kwiatów i w ten oto prosty sposób dowiedziała się, że on już od pierwszej klasy ma na nią oko, tylko nie miał odwagi jej o tym powiedzieć. I że mama mu doradziła, żeby dał Tosi kwiaty, i sytuacja się wyjaśniła. Tosia z pierwszymi tak poważnymi kwiatami w ręku stanęła w drzwiach i natychmiast się obraziła, jak ją zapytałam od kogo. Wszystko było jasne.
Andrzej zaczął przewijać się przez nasz dom coraz częściej. Wpadałam w panikę, bo ostatecznie Tosia to jeszcze dziecko, a poza tym ten cały Andrzej może ją skrzywdzić, ale Adam dzielnie trwał na stanowisku, że to wszystko normalne, że dzieci dojrzewają i żeby ją wspierać, a nie tłamsić.
– Nie układa ci się z Andrzejem? – powtarzam.
– Z Andrzejem? Z Andrzejem się przyjaźnimy – Tosia jest trochę nieswoja, a moje serce w panice zaczyna bić coraz szybciej.
Kiedy słyszę “przyjaźnimy się”, to wiem, że wielka miłość się kończy nieodwołalnie i że mężczyzna zwrócił uwagę, “bo tak wyszło”, na inną babę wstrętną. Wiem również, że nie uchroniłam Tosi przed rozczarowaniem, które jest dopisywane do każdej kobiety chyba już w łonie matki, i że moja córka jest nieszczęśliwa. Nie wiem natomiast, co robić, żeby ją pocieszyć, wytłumaczyć, że życie się nie kończy, tylko się zaczyna… A jeśli ona już, tak jak ta dziewczyna z listu, podjęła jakąś decyzję? Żeby ze sobą skończyć? I jest tak zraniona, że nawet mnie nie może o tym powiedzieć?
– Tosiu, kochanie – marzę o tym, żeby mój głos nie zadrżał – mam nadzieję, że poradzisz sobie z tym. Wiesz, w życiu tak już jest, że czasem myślimy, iż wiążemy się na zawsze, a tymczasem to tylko poszukiwanie właściwego partnera. Najważniejsze jest jednak pozostawanie w przyjaźni. Przyjaźń to czasem cenniejsza rzecz niż zwykłe zadurzenie, szczególnie w twoim wieku.
Rzucam niepewnym okiem na Tosię, czy mi nagle nie przerwie. Ale Tosia tym razem dziwnie spokojnie wysłuchuje mojej tyrady.
– I trzeba sobie z tym radzić – bredzę dalej jak z książki. – Zresztą pierwszym objawem dorosłości jest umiejętność spojrzenia na taki pierwszy układ z dystansu, a może wiele czasu minąć, zanim się trafi na prawdziwą miłość.
Tosia wierci się niespokojnie w fotelu. Patrzę na nią i jestem z niej dumna. Nie widać w jej oczach rozpaczy.
– Cieszę się, że tak mówisz, mamuś – mówi moja córka, a moje serce wyrywa się radośnie z piersi.
Oto mój trud wychowawczy nie spełzł na niczym. Oto możliwe jest porozumienie się z córką w trudnym wieku. I nieprawdą jest, jakoby zawsze dochodziło do konfliktu i córka nigdy nie słuchała matki. Moja słucha i się ze mną zgadza. Naprawdę jestem tak wzruszona, że mam ochotę się rozpłakać.
– W wieku siedemnastu lat jest jeszcze czas na prawdziwe uczucie, wierz mi – mówię cicho, choć rozumiem, jakie to musi być dla niej trudne.
– No właśnie, mamo, to samo mu powiedziałam. Ale on nic nie rozumie. Może byś z nim pogadała?
Tosia patrzy na mnie swoimi dużymi, piwnymi oczyma spod fioletowych powiek i uśmiecha się nieśmiało. Zanim sens tego, co mówi, do mnie dociera, moja córka pakuje sobie na kolana Zaraza i zaczyna go mocno tulić.
– Mama porozmawia z Andrzejem i wszystko będzie OK – dmucha prosto w szare ucho Zaraza. A potem, nie zwracając uwagi na moje osłupienie, mówi do mnie wyjaśniająco: – Bo on chce pojutrze przyjść na poważną rozmowę. Ale rozumiesz, ja nie mogę w tym wieku się wiązać, zresztą niedługo matura i w ogóle na warsztatach poznałam takiego chłopaka, on ma na imię Jakub i jest naprawdę fantastyczny. To znaczy, rozumiesz, oczywiście nic nas nie łączy, ale myślę, że ci się spodoba. Przyjedzie po mnie w niedzielę i razem z całą paczką pojedziemy do kina, a potem może na Starówkę… Wiesz, a Andrzej zupełnie nie rozumie, że… no, jakoś tak samo wyszło.
Trwam w osłupieniu jeszcze przez chwilę. Nie wiem, co mam powiedzieć. Nie znajduję odpowiednich słów. Wiem tylko jedno – oto moja najukochańsza córka wsadziła jakiemuś chłopcu w klasie nóż prosto w serce. Zamiast docenić jego uczucia i pozwolić się tym uczuciom rozwinąć, niecnie i podstępnie zainteresowała się zupełnie innym chłopcem. I jeszcze wpuściła mnie w maliny, bo wszystko, co mogłabym powiedzieć w tej sytuacji, powiedziałam zupełnie nieopatrznie przed chwilą. I umówmy się – odnosiło się to do Tosi, a nie do jakiegoś Andrzeja!
Schodzę na dół i jestem tak wstrząśnięta, że depczę po psie Borysie, który oczywiście, jak każdy pies, musiał położyć się w samym przejściu. Mijam Adama, który mocuje się z puszką kociego żarcia, bo uszko do otwierania diabli wzięli wczoraj, jak ja ją próbowałam otworzyć. Adam patrzy na mnie i ściąga brwi.