– Hej, stało się coś?
– Nie – mówię, a potem opowiadam mu całą historię Tosi i nieszczęśnika, którego właśnie porzuciła dla jakiegoś nieznanego mi Jakuba. No i tłumaczę Adamowi, jakie to straszne.
– Eee, ty byś chciała, żeby się od razu pobrali? – Adam otwiera puszkę i kaleczy się w palec. – Przecież w tym wieku zbiera się doświadczenia, człowiek się czegoś uczy i tak dalej. Nie martw się, da sobie radę. Ale ty się nie wtrącaj, niech załatwia to sama.
Adam mnie coraz częściej nie rozumie. Przede wszystkim dokładnie wiem, co chciał powiedzieć przez to “żeby się od razu pobrali”. Wiem, co miał na myśli. Oczywiście nie Tosię, tylko nas. To była aluzja. To było uświadamianie mi nie wprost, że on nigdy nie będzie miał nawet zamiaru się ze mną ożenić. Tak jak ja bym tego chciała! Nigdy w życiu bym nie wyszła za mąż. Za nikogo. Najpierw ślub, a potem człowiek nosi serce na temblaku i wygląda z nim jak idiota.
Fantastyczna książka.
– Jeśli bardziej interesuje cię twój partner,
– jeśli przestałaś mieć czas dla znajomych,
– jeśli nie podejmujesz decyzji samodzielnie,
– jeśli dzwonisz do niego lub obrażasz się, że on nie dzwoni,
– jeśli myślisz, “co on na to powie”,
– jeśli twoje życie zaczyna się kręcić tylko wokół niego…
Facet mnie nie zna, a o mnie książkę napisał. Śledzi mnie, czy jak? Przecież to wszystko odnosi się do Adasia. To znaczy, że on mnie porzuci. Jeśli natychmiast się nie usamodzielnię.
Mój Boże! Wreszcie zadzwoniła Ostapko! Siedziałam akurat w kuchni nad smętnie wyglądającą resztką białego serka z konfiturami i rozmyślałam, kiedy się zdecyduje, jak rozdzwonił się telefon. Pobiegłam do pokoju i po drodze mocno uderzyłam się w łokieć.
– To ty? – Usłyszawszy głos Ostapko, podskoczyłam z radości. – Masz paszport?
– Ja? – choć obiecałam sobie, że niczemu nie będę się dziwić, przecież prosiła, żeby jej zaufać, zdziwiłam się.
– No a kto? – roześmiała się Ostapko, nazbyt radośnie, moim zdaniem.
– Mam – powiedziałam, bardzo z siebie zadowolona.
Paszporty wyrobiliśmy sobie już w lutym. Adam powiedział, że o tych planowanych wakacjach całe życie będziemy pamiętać. Grecja albo Cypr, albo Kreta – wie, że uwielbiam wszystko, co słoneczne, ciepłe i pachnie ouzo.
– To słuchaj – głos Ostapko brzmiał bardzo wyraźnie. – Zadzwoniła do mnie Marzena z Berlina. Pojutrze chcę do niej jechać. Nie zmieniłaś zdania? Jedziesz ze mną?
– Ja? – powtórzyłam, przeklinając się w duchu za niemożność wykrzesania z siebie lepszego pytania.
– No a kto? – Ostapko była nie lepsza ode mnie. – Przecież do ciebie dzwonię. Wchodzisz w ten interes czy nie?
– Ale tak nagle? – wyjąkałam i nie wspomniałam nawet o Tosi, której grozi dwója z chemii, a koniec roku blisko, o Adamie, którego bardzo niechętnie bym zostawiła samego, psach, kotach, obowiązkach, pracy, kupie listów itd.
– Słuchaj, albo, albo – głos Ostapko teraz zdradzał zdenerwowanie. – Takie okazje nie zdarzają się codziennie. Jadę samochodem, więc przejazd masz za friko. Za trzy dni będziemy z powrotem, chyba że nie skombinujesz pieniędzy na pojutrze, to zaproponuję komu innemu. – Zawiesiła głos. – Jeśli nie masz, żeby zainwestować… to trudno.
Milczałam, choć myśli gwałtownie mi się skłębiły. Łokieć mnie bolał, pożyczka z banku była sprawą odległą, ale tylko dlatego, że nie mam pieniędzy, interes mojego życia ma przejść mi koło nosa? Adam ma mnie porzucić? Mam być dla niego ciężarem? Będzie płacił rachunki, aż mu się znudzi? Nigdy nie będzie mieć lepszego samochodu, bo ma kobietę z dzieckiem? Nie. Będę walczyć o niego i swoją przyszłość. Niezależność i samodzielność. Nie uzależnię się, w porę Tosia przyniosła do domu te bzdury. Byłam na najlepszej drodze do utraty najlepszego mężczyzny na świecie. Usłyszałam ponaglające:
– No?
– Wiesz, tak nagle dzwonisz… trochę jestem zaskoczona, ale oczywiście tak. – Decyzja sama znalazła się na języku, z niewiadomych powodów.
– Ile będziesz miała?
– Spróbuję dziesięć tysięcy – zająknęłam się trochę.
– To niewiele. Ale jak chcesz… Zdzwonimy się jutro, śpimy u Marzeny w Berlinie, więc żadnych kosztów więcej, OK?
– Dobrze – powiedziałam i usłyszałam tylko trzask odkładanej słuchawki.
Wróciłam do kuchni. Potem wylizywał miseczkę po moim serku. Na mój widok smyrgnął tak szybko, że nawet Borys podniósł głowę znad miski. Nie wiem, dlaczego Ula może przy swoich kotach zostawić serek w miseczce, podejść do telefonu, nie wbijając łokcia w kant kredensu, i wrócić spokojnie po rozmowie do serka. Niestety w moim własnym domu jest to niemożliwe. Włączyłam czajnik, żeby wyparzyć miseczkę po Potemku. A później siadłam w kuchni i zamyśliłam się głęboko.
Gdybym zainwestowała w ten interes nasze pieniądze na wakacje, to pomnożone tylko dwa razy dałyby zawrotną sumę dwudziestu tysięcy. Dwadzieścia – jeśli weźmie się pod uwagę najgorszą możliwość, to znaczy, że pomnożę je tylko dwukrotnie.
Jeśli zacznę tę sprawę dyskutować z Adamem, to będzie to nasza wspólna decyzja. A to ma być tylko moja inwestycja. Czyli mogę pożyczyć na moment nasze wspólne pieniądze, nie mówiąc o tym Adamowi, potem szybko oddać nam te dziesięć tysięcy, a resztę znowu zainwestować i pomnażać, i wspólnie je wydawać. W ten sposób nie wiszę na facecie, nie jestem od niego uzależniona w ogóle, a on jest szczęśliwy, że ma taką zaradną partnerkę. Czyli mnie.
Tak. Tak właśnie zrobię.
Nie będzie to łatwe, bo jak znam mężczyzn, to od razu zacznie marudzić, a po co, a dlaczego, a dlaczego teraz wyjeżdżasz, a może kiedyś w przyszłości, zupełnie cię nie rozumiem i tak dalej. Wszystko to pamiętam z przeszłości.
No ale cóż. Jestem kobietą niezależną i jak coś postanowię, to zrobię.
Jadę
Adam nie ma nic przeciwko temu, żebym sobie pojechała! Nie spodziewałam się tego po nim, doprawdy! Czy to znaczy, że już mnie nie kocha? Nie wiem, co o tym myśleć. Wyraźnie się ucieszył, że zobaczę ołtarz z Pergamonu. Skoro trafia się taka okazja, że Ostapko jedzie i ma wolne miejsce w samochodzie, to proszę bardzo! Zatroszczył się nawet o to, żebym wzięła parę groszy, bo tam podobno wszystko jest tańsze. I są brzeszczoty do piły. Nie wie, że wzięłam dziesięć tysięcy. Ale nigdy się nie dowie, bo za chwilę je pomnożę. Ostapko mówi, że to kwestia paru tygodni.
Tosia niestety również się w ogóle nie zmartwiła. To znaczy – trochę się zmartwiła, że Adam zostaje. Ale potem zrobiła mi długą listę rzeczy: skarpety, takie jakie ma Karolina, w kolorowe pasy, na gumę, buty za kolana, wranglery koloru szarego, rozszerzane itd. Adam natomiast powiedział, że mogłabym przywieźć trochę dobrego wina, bo tańsze, oliwę z oliwek, bo tańsza, koniak, bo tańszy, grappę, bo tańsza, oraz wiertła… i spisał na kartce niezrozumiałe dla mnie znaki, oraz brzeszczoty do piły skośnej na czterdzieści milimetrów, bo u nas są czterdziestomilimetrowe, ale nie mają czterdziestu milimetrów.
Powiedziałam Adamowi, żeby nie pozwalał Tosi wracać późno. Że jeśli umawia się z Jakubem, to on ma ją odwozić, a niech, Boże broń, nie jeździ sama po nocy kolejką. Że kotlety w zamrażalniku, jedzenie dla Borysa pod zlewem, jedzenie dla kotów w szafce koło kuchenki, chleb w pojemniku na chleb, groszek zielony w puszkach w kredensie, że nie ma sera żółtego i że jak oni sobie beze mnie poradzą. Trzeba kupić proszek do prania, pralki niech nie nastawiają na gotowanie i niech karmią zwierzęta. I że Ula zajrzy zobaczyć, jak sobie radzą.