Выбрать главу

Rosalind uświadomiła sobie, jak Michael może odebrać jej reakcję i poczuła się upokorzona. Zamiast go wyśmiać lub obojętnie odsunąć, przytuliła się do niego i całowała bez opamiętania. Nie zachowała się jak kobieta, która nie żałuje tego, co zrobiła przed laty. Czyżby zdradziła się z tym, że wciąż nie potrafi zapomnieć o przeszłości?

Nie pojmowała, dlaczego on tak dziwnie na nią wpływa. Był ubrany zwyczajnie, wyglądał przeciętnie, więc nie powinien wywoływać tak silnych emocji.

Chętnie zemściłaby się przynajmniej słownie, ale wiedziała, że po tak namiętnych pocałunkach nic nie przekona Michaela, że jest jej obojętny. Rozsądniej będzie zlekceważyć cały incydent. Spuściła oczy i napotkała krytyczny wzrok Jamiego, Chłopiec patrzył na nią z pretensją.

– Co robiłaś? – spytał nadąsany.

Oblizała spieczone wargi i drżącym głosem powiedziała:

– Zapytaj Michaela.

– Co robiłeś?

– Całowałem Rosalind – odparł Michael bez skrępowania.

– Dlaczego?

– Bo ćwiczymy.

– Dlaczego?

– Idź zadzwonić – przerwała dociekania chłopca Rosalind. Po gorących pocałunkach wciąż drżała i czuła się niepewnie, więc nie miała nastroju do odpowiadania na nie kończące się „dlaczego?”.

Na szczęście malec posłuchał, pobiegł do drzwi domu, stanął na palcach i nacisnął stary mosiężny dzwonek. Po chwili na progu ukazała się wyprostowana siwa dama o ostrych rysach, która popatrzyła na nich bez słowa.

– Dzień dobry, ciociu. Jestem Michael. A to moja żona i… Jamie.

Rosalind uśmiechnęła się blado i powiedziała nieśmiało:

– Dzień dobry.

Starsza pani obrzuciła ich bystrym spojrzeniem. Miała oczy ciemne i równie przenikliwe, jak jej cioteczny wnuk i wcale nie sprawiała wrażenia kruchej czy zagubionej staruszki. Rosalind poczuła się, jakby kobieta przejrzała ją na wylot i zamierzała zarzucić, że jest oszustką i kiepską aktorką.

– Witam. – Pani Brooke szerzej otworzyła drzwi. – Proszę, wejdźcie. Cieszę się, że już jesteście.

Wprowadziła ich do ciemnej, staroświeckiej bawialni. W powietrzu czuło się chłód świadczący o tym, że pokój rzadko był używany. Rosalind była zadowolona, że może usiąść, ponieważ nadal lekko trzęsły się jej nogi.

Michael usiadł obok niej i tak swobodnie rozmawiał z panią domu o autostradach i lokalnych drogach, że zerknęła na niego z pretensją. Cieszyła się, że zwolnił ją z obowiązku prowadzenia rozmowy, lecz miała pretensję, że mówi spokojnie i naturalnie. Widocznie nie uginały się pod nim nogi, serce nie wyskakiwało mu z piersi, nie brakło mu tchu. Dzięki temu mógł bez zająknienia zachwycać się Askerby.

Po kwadransie gospodyni poczęstowała ich słabą kawą w filiżankach z cienkiej porcelany i sztywno usiadła w fotelu przy kominku bez ognia.

– Nie wiedziałam, że się ożeniłeś – powiedziała jakby z wyrzutem. – No, ale to zrozumiałe, bo masz chyba około trzydziestu lat.

– Trzydzieści jeden, ciociu.

– Kiedy się pobraliście?

– Pięć lat temu.

– Hmm. – Pani Brooke pytająco spojrzała na Rosalind, która już zdołała jako tako się opanować. – Chyba wcześnie wyszłaś za mąż. Bardzo młodo wyglądasz.

– Miałam dwadzieścia jeden lat. Michael pogładził ją po plecach i rzekł:

– Ale już wtedy wiedziałaś, czego chcesz, prawda, kochanie?

Oboje patrzyli na nią, co ją speszyło, więc wydobyła z gardła jedynie cichutkie „tak”.

– Moje dziecko, czy dobrze się czujesz? – spytała zdziwiona pani domu.

– Tak, dziękuję. – Odchrząknęła niepewnie. – Trochę zmęczyła mnie podróż.

– Wcale się nie dziwię. Jestem wam ogromnie wdzięczna, że przyjechaliście z tak daleka. Tym bardziej czuję się zobowiązana, że przez prawie ćwierć wieku nie utrzymywałam kontaktu z rodziną. – Nieco posmutniała. – Michaelu, gdy widziałam cię ostatni raz, miałeś chyba dziesięć lat.

– Dziewięć. Wujek uczył mnie wtedy grać w szachy.

– Pamiętam. Byłeś chudy jak szczapa, same ręce, nogi i uszy. Ależ to dawno temu! Gdyby nie błaha sprzeczka z twoją babką, mogłabym widywać cię częściej. Może byś mnie zaprosił na ślub… – Westchnęła. – No, trudno, było, minęło i na nic się zdadzą próżne żale.

– Pisała ciocia, że chce uporządkować sprawy po wujku Johnie – rzekł Michael, aby zmienić temat.

– Są sterty papierów, których jeszcze nie tknęłam od jego śmierci. Wiesz, zamierzam przeprowadzić się do mniejszego i wygodniejszego domu… bo tutaj już nie daję rady… Ale od czego zacząć? Nawet nie wiem, ile mam pieniędzy, a większość dokumentów jest dla mnie czarną magią i nic z nich nie rozumiem.

– We wszystkim cioci pomożemy – obiecał Michael bez wahania. – Ja przejrzę dokumenty, żeby ciocia wiedziała, jak sprawy stoją, a Rosalind zajmie się domem. – Uśmiechnął się porozumiewawczo. – Moja żona przyzwyczaiła się do służby, więc dobrze jej zrobi, gdy sama będzie sprzątać i gotować. – Pogładził Rosalind po włosach. – Chętnie to zrobisz, prawda?

– Nie mogę się doczekać – zapewniła, rozciągając usta w wymuszonym uśmiechu.

Maud Brooke, która widocznie nie dosłyszała ironii, powiedziała:

– Wiem, jak to jest, bo w związku z pracą i mojego ojca, i męża przez wiele lat mieszkałam w koloniach. Gdy pierwszy raz przyjechaliśmy z mężem na urlop do domu, nie umiałam upiec najprostszego ciasta.

– Naprawdę? – uprzejmie zdziwiła się Rosalind.

– Wygląda na to, że panie mają podobne doświadczenia – zauważył Michael z przewrotnym uśmiechem.

– Twoja żona na pewno potrafi więcej niż ja. Teraz dziewczęta są inaczej chowane.

Michael zerknął na gładkie, starannie wypielęgnowane dłonie Rosalind.

– To zależy które, ciociu.

Wieczorem gospodyni zaprowadziła gości do pokoju, w którym stało małżeńskie łóżko, mahoniowa szafa, dwie komody i staroświecka toaletka.

– To wasza sypialnia.

Rosalind już dłużej nie mogła odsuwać od siebie myśli o tym, że będzie musiała spać w jednym pokoju z Michaelem. Zrzedła jej mina, gdy zobaczyła łóżko, które byłoby bardzo obszerne dla jednej osoby, a dla zakochanych wygodne. Lecz oni nie byli zakochani i dla nich łóżko było stanowczo za małe.

Przeraziła ją perspektywa wspólnej nocy i znowu zaczęła dygotać. Była pewna, że nie zmruży oka ze strachu, że przy najlżejszym ruchu dotknie Michaela, a gdy przewróci się na drugi bok, wpadnie na niego.

– Jaki miły pokój – powiedziała uprzejmie.

– Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś tu spał, ale mam nadzieję, że będzie wam wygodnie.

– Na pewno – rzekł Michael.

Maud zabrała Jamiego i poszła do kuchni przygotować podwieczorek, Michael zszedł po walizki, a Rosalind została, aby pościelić łóżko dla nich i dla dziecka. Kosym okiem popatrzyła na złożone prześcieradła i koce i naprawdę nie wiedziała, od czego zacząć, ponieważ nigdy sama nie zajmowała się takimi sprawami.

Gdy Michael wrócił z walizkami, niezręcznie rozkładała prześcieradło.

– Nie udawaj, że robisz to pierwszy raz!

Jego nagłe pojawienie się wywołało u niej szalone bicie serca i drżenie rąk, które z dużym wysiłkiem opanowała.

– Ścieliłam sto razy – mruknęła bez przekonania – ale łóżko było inne. – Powąchała prześcieradło i skrzywiła się. – Cuchnie, jakby pół wieku leżało w zatęchłej szafie.

– Wywietrzy się. – Michael postawił walizki i wziął od niej prześcieradło. – Z życiem, kobieto, bo w takim tempie nigdy nic nie zdziałamy. – Zręcznym ruchem podrzucił i rozwinął prześcieradło, które opadło, zakrywając cały materac. – Ja podwinę z tej strony, a ty z tamtej.