Выбрать главу

– Co tobie do tego?

– Chcę, żebyś zabrał mnie ze sobą. Zapadła długa, złowroga cisza.

– Czego chcesz? – burknął Michael.

Doszła do wniosku, że skoro odważyła się zacząć, powinna brnąć dalej, więc powiedziała:

– Żebyś zabrał mnie i Jamiego.

Osłupiały Michael wpatrywał się w nią z niesmakiem, ponieważ uznał jej prośbę za niewybredny żart. Rosalind dużo dałaby, aby dowiedzieć się, co go bardziej zaskoczyło: sam pomysł, że ma zamiar gdziekolwiek z nim jechać, czy to, że oczekuje, iż zechce ją wziąć ze sobą.

– Kto to. jest Jamie? – syknął wzburzony.

– Mój brat.

– Brat? Od kiedy masz brata?

– Od ponad trzech lat. To przyrodni brat. – Zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy. – Ojciec powtórnie się ożenił po… po naszym… rozstaniu.

Dodała w duchu, że niedługo po tym, jak go wyśmiała, gdy poprosił ją o rękę. Wyraz twarzy Michaela świadczył, że i on o tym myśli. Odwróciła wzrok.

– Ojciec zginął w listopadzie – dodała ciszej. – Może czytałeś w prasie…

Gerald Leigh był znanym przemysłowcem i utracjuszem, więc jego przedwczesna śmierć odbiła się szerokim echem w świecie.

– Czytałem.

– Zwykle latał sam, ale tym razem wyjątkowo zabrał żonę, bo spieszyli się na przyjęcie urodzinowe synka. Jamie chyba do dziś nie rozumie, że stracił rodziców, bo zawsze opiekowały się nim niańki. W jego życiu pozornie nic się nie zmieniło, za to w moim wszystko.

Zerknęła na Michaela, zastanawiając się, czy warto mu tłumaczyć, jak się czuła, gdy zawiadomiono ją o wypadku. Spoglądał na nią prawie ze zrozumieniem, ale gdy ich oczy się spotkały, odwrócił wzrok. Zabolało ją, że nie chce na nią patrzeć.

– Bardzo ci współczuję z powodu tak wielkiej straty – rzekł pospiesznie – ale co ja mam z tym wspólnego?

– Już dochodzę do sedna. Nie znalazłam wspólnego języka z Natashą, więc rzadko widywałam brata, ale po katastrofie zostałam, jako najbliższa krewna, jego prawną opiekunką. Nie zdawałam sobie sprawy, że będę musiała całkowicie zmienić tryb życia. Oczywiście przeprowadziłam się z powrotem do rodzinnego domu, ale myślałam, że moim jedynym obowiązkiem będzie angażowanie nianiek.

– Opieka nad dzieckiem to nie tylko zatrudnianie opiekunek. – W jego głosie brzmiała pogarda. – Nie wolno podrzucać dziecka służącym, żeby tobie nie zabrakło czasu na zakupy i przymiarki u krawcowej.

Rosalind traciła panowanie nad sobą, lecz nie mogła dopuścić, by jego ironia i jawna antypatia wyprowadziły ją z równowagi. Powtarzała sobie, że potrzebuje jego pomocy.

– Już o tym wiem! Gdybyś mi nie przerywał… właśnie chciałam powiedzieć, że prędko przekonałam się o tym na własnej skórze. Jamie zajął najważniejsze miejsce w moim życiu i tylko ze względu na niego tu jestem.

Michael obojętnie wzruszył ramionami.

– Aha. Już wiem, że opiekujesz się bratem, ale nie wyjaśniłaś, dlaczego chcesz jechać do Yorkshire i czemu akurat ja mam cię tam zawieźć.

– Bo Jamiemu grozi niebezpieczeństwo.

Miała nadzieję, że wiadomość go poruszy, lecz się przeliczyła. Zamiast przerazić się lub przytulić ją i obiecać pomoc, sprawiał wrażenie poirytowanego.

– Jakie niebezpieczeństwo?

– Dokładnie nie wiem, ale bardzo się boję.

Niecierpliwie machnął ręką, więc pochyliła siei spojrzała na niego błagalnie.

– Mogę mówić. dalej? Proszę cię, wysłuchaj mnie do końca. Jeszcze nigdy nikogo nie musiałam tak prosić – dodała ze szczerością, która go zaskoczyła. – Teraz proszę i błagam: wysłuchaj mnie.

Z widocznym wysiłkiem oderwał od niej oczy, odwrócił głowę i rzekł zrezygnowany:

– Mów.

Liczyła na współczucie, a musiała zadowolić się tym, że raczył jedynie posłuchać, co ma mu do powiedzenia.

– Od jakiegoś czasu dostaję anonimowe listy i telefony. Zaczęło się tuż po śmierci ojca, ale początkowo myślałam, że to niesmaczne żarty kogoś, kto zna mnie ze zdjęć w prasie. Niby nic groźnego, bo na przykład zawiadamiał, że mnie widział, a potem opisywał, w co byłam ubrana. Wyrzucałam listy do kosza.

Aby ukryć zdenerwowanie, wstała i podeszła do kominka, jakby chciała się ogrzać przy nie istniejącym ogniu. Skrzyżowała ręce na piersi i odwróciła się do Michaela.

– Potem zaczęły się telefony. Nie potrafię opisać, jaki ten człowiek ma głos… – Na samo wspomnienie przebiegł ją zimny dreszcz; – Nawet nie wiem. kto dzwonił - kobieta czy mężczyzna. Wystraszyłam się naprawdę, gdy zaczęły się uwagi o dziecku. Powtarzały się zdania typu: „Podobał mi się granatowy płaszczyk, w którym dzisiaj Jamie był na spacerze”. Miałam zatem niezbity dowód, że byliśmy śledzeni.

Zadrżał jej głos, więc umilkła. Nie chciała się rozpłakać i usłyszeć, że jest histeryczką.

– Niedawno zaczęły się pytania typu: „Byłoby straszne, gdyby Jamie zniknął, prawda?”, „Chyba nie chce pani, żeby ktoś zrobił mu krzywdę?” i tak dalej. – Przełknęła z trudem. – Oczywiście natychmiast odkładam słuchawkę, ale potwornie się boję, że ten… ktoś… zechce porwać Jamiego.

– Czy zauważyłaś, żeby ktoś się wokół was kręcił?

– Nie, Wiem jednak, że wszędzie jesteśmy śledzeni.

– Rzeczywiście nieprzyjemna sprawa – powiedział Michael po namyśle – i powinna zająć się tym policja.

– Rozmawiałam z nimi. – Niecierpliwie machnęła ręką. – Niewiele mogą zdziałać, gdy w grę wchodzą tylko listy i telefony, a w dodatku właściwie mi nie grożono. Miałam zastrzeżony telefon, ale mimo to zmieniłam numer. Nie pomogło.

Michael gniewnie zmarszczył brwi.

– Czemu nie wyjedziesz? Nie powiesz chyba, że cię nie stać? – Uważasz, że sama na to nie wpadłam? W lutym zabrałam Jamiego i nianię do Los Angeles, do jego babci. Przez trzy dni był spokój, a potem dostałam list… – Zadrżały jej usta. – Tego dnia wreszcie trochę się odprężyłam, a po lunchu pokojówka przyniosła kopertę, którą jakiś przechodzień wrzucił do skrzynki. – Pobladła, oczy jej pociemniały. – To nie jest nikt obcy, tylko ktoś, kto zna mnie i moich znajomych, może za mną chodzić krok w krok, nawet lecieć samolotem.

Nie wiedziała, czy Michael ją rozumie i czy potrafi sobie wyobrazić życie wśród ludzi, którym nie można ufać. Czy zdaje sobie sprawę, jak to jest, gdy od rana do wieczora patrzy się na wszystkich wokół jak na potencjalnych wrogów. Jak zwykle nie potrafiła nic wyczytać z jego twarzy.

– Co zrobiłaś?

– Wróciliśmy do domu. – Bezradnie opuściła ręce. – Tutaj przynajmniej jesteśmy na swoim terenie. Niestety, niańka tak się bała, że wymówiła pracę, a ja nie odważyłam się szukać następnej. Nie mogę przekazać dziecka w obce ręce, gdy wiem, że w pobliżu krąży człowiek, który może zrobić mu krzywdę.

– Więc kto się nim opiekuje?

– Ja.

Obrzucił ją uważnym spojrzeniem. Była ubrana w seledynowy kostium i pantofle na wysokich obcasach, miała staranny makijaż i wypielęgnowane dłonie. Zrobił tak zdumioną minę, że oblała się rumieńcem.

– Normalnie ubieram się inaczej.

Nie dodała, że ubrała się tak celowo, ponieważ chciała sprawić na nim dobre wrażenie. Niepotrzebnie się fatygowała; powinna była pamiętać, że jemu bardzo trudno zaimponować.

Michael odchylił się na krześle, założył ręce za głowę i z rozbawieniem patrzył na elegancką, ale jakże bezradną kobietę. Rosalind z przykrością uświadomiła sobie, że w oczach Michaela wygląda groteskowo, ponieważ ubrała się bardziej jak na pokaz mody niż do opieki nad niesfornym dzieckiem.

– Chciałbym zobaczyć, jak sobie radzisz z umorusanym berbeciem – rzekł uśmiechnięty.

– Może zobaczysz – rzuciła wojowniczo.