– Jesteś pewna, że tylko tyle wystarczy ci do szczęścia? Speszona odwróciła wzrok i dość długo milczała, a potem powiedziała:
– Myślę, że będę zadowolona i mam zamiar dotrzymać obietnic, które złożyłam. Nie wierzę w miłość, ale wierzę w wierność i dlatego nie mogę być twoją kochanką, chociaż bardzo tego pragnę.
– Postanowiłaś zniszczyć to, co nas do siebie ciągnie?
– Tak.
Pochylił się i zajrzał jej w twarz.
– Sądzisz, że to będzie łatwe?
– Nie, ale spróbuję. – Zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy.
– Oboje powinniśmy się postarać, i to nie tylko ze względu na Simona. Ty powinieneś myśleć o Kathy, a zachowujesz się, jakbyś o niej zapomniał.
– Masz rację, zupełnie zapomniałem – przyznał z dziwną miną.
Sprzątnęli kuchnię, umyli się i poszli spać. Rosalind leżała skulona i zastanawiała się, dlaczego słuszne decyzje tak często są trudne, a ich konsekwencje przykre. Nie miała jednak wątpliwości, że postąpiła właściwie. Przelotnie pomyślała, że Simon nigdy nie dowiedziałby się o zdradzie, lecz nie o to chodziło, ponieważ ona wiedziałaby, że go oszukała. Postanowiła za niego wyjść, więc ze względu na jego i swoje dobro powinna zachowywać się przyzwoicie. Uważała, że nie można być dobrą żoną, jeśli łatwo ulega się pokusom.
Małżeństwo z Hungerfordem było dalekie od ideału, lecz dla niej stanowiło najlepszą okazję osiągnięcia stabilizacji i spokoju. Wprawdzie przy nim nie ogarniało jej takie podniecenie jak przy Michaelu, lecz przed laty przekonała się, że to nie wszystko. Uważała, że z Simonem pasują do siebie pod innymi, ważniejszymi względami.
W głębi duszy jednak żałowała, że tak obcesowo przypomniano jej o zobowiązaniach. Wiedziała, że gdyby goście rozmawiali wyłącznie o lokalnych sprawach, teraz leżałaby szczęśliwa w ramionach Michaela, zamiast snuć smutne rozważania.
Łudząc się, że Michael zrozumie, co ma na myśli, cicho powiedziała:
– Żal mi…
– Stało się.
On też wmawiał sobie, że lepiej, iż sprawy tak się potoczyły. Łatwo bowiem mówić, że nie będzie się angażował, że to tylko pożądanie, ale w głębi duszy wiedział, że byłoby bardzo łatwo znowu się zakochać.
Doszedł do wniosku, że właściwie nic się nie zmieniło. Może teraz nieco lepiej rozumiał, dlaczego Rosalind ma negatywną opinię o mężczyznach, ale jej uwagi o zawiłych sprawach majątkowych, o trudnościach w zarządzaniu spółkami i o problemach, które Hungerford potrafił rozwiązywać, znowu uzmysłowiły mu, jak różne prowadzą życie. Uznał, że musi podtrzymać fikcję o Kathy, aby nie narazić swej dumy na szwank i nie zaangażować się bardziej niż dotychczas. Nie chciał ponownie przeżywać takiej goryczy jak przed laty.
– Tak będzie najlepiej – rzekł bez przekonania. – Dobranoc.
Rosalind zorientowała się, że nie ma mleka, więc postanowiła pójść do sklepu. Michael był w ogrodzie i zawzięcie przycinał mocno rozrośnięty krzew budlei.
– Idę po mleko. Proszę cię, rzuć okiem na Jamiego.
– Dobrze.
– Zaraz wracam.
– Nie musisz się spieszyć.
Od czterech dni ich rozmowy były uprzejme, ale krótkie, często wymuszone. Rosalind robiła wszystko, by zapomnieć o pocałunkach i podnieceniu, jakie wywołały. Przez trzy noce leżała obok Michaela, a nie mogła się przytulić.
Michael swym zachowaniem ułatwiał jej zadanie, ponieważ ani słowem nie wspomniał o tym, co zaszło w dniu przyjęcia. Praktycznie rzecz biorąc, wcale nie rozmawiali, ale oboje udawali, że nic się nie stało.
W sklepie było pusto. Rosalind wzięła mleko, podeszła do kasy i bez szczególnego zainteresowania spojrzała na gazety. Zmartwiała, gdy przebiegła oczami tytuły w kilku gazetach i tygodnikach:
„Skok w bok posła”
„Hungerford nie zamierza ustąpić”
„Słodka Lydia opowiada o nocach z namiętnym Simonem”.
Patrzyła na fotografie narzeczonego i nie wierzyła własnym oczom. Dwie gazety zamieściły oficjalne zdjęcie Hungerforda jako posła, lecz na innych fotografiach był otoczony przez reporterów i zasłaniał się przed kamerami. Obok jego fotografii zamieszczono zdjęcia skąpo odzianej zgrabnej dziewczyny w wyzywającej pozie.
Właścicielka sklepu zamknęła kasę i powiedziała z niesmakiem:
– Politycy to obrzydliwi hipokryci, zawsze to mówię. Posłom chyba się zdaje, że wszystko ujdzie im płazem. Żal mi ich rodzin, bo oni pewno wcale nie myślą o uczuciach swoich najbliższych.
Rosalind podała banknot pięciofuntowy.
– Święta racja… Tę gazetę też wezmę.
Powiedziała to tak opanowanym głosem, że sama się zdziwiła. Po wyjściu ze sklepu przez chwilę patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem. Miała ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie. Bała się, że jeśli weźmie gazetę do domu, Michael dowie się o skandalu, a to byłoby dla niej zbyt wielkim upokorzeniem. Wobec tego poszła na błonie, usiadła na najdalszej ławce, i z obezwładniającym uczuciem niesmaku wyjęła gazetę.
Historia była stara jak świat: Hungerford wybrał się do nocnego klubu i tam poznał dziewczynę imieniem Lydia. Spędził Z nią kilka nocy, lecz pytany przez reporterów wyparł się znajomości. Tymczasem modelka chętnie opowiedziała wszystko dziennikarce z pisma dla kobiet i na domiar złego pokazała kompromitujące fotografie. Hungerford jeszcze starał się zbagatelizować sprawę, mówiąc, że jest kawalerem, lecz przypomniano mu, że niedawno zaręczył się z córką Geralda Leigha. Zastanawiano się, dlaczego narzeczona nie stoi przy nim i nie wspiera go, jak to jest w zwyczaju w podobnych sytuacjach.
Zmięła gazetę i wrzuciła do kosza. Nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać z Simonem, lecz uważała, że wypada dać mu szansę przedstawienia swej wersji wydarzeń i usprawiedliwienia się. Wolnym krokiem poszła przez błonie do budki telefonicznej i zadzwoniła do narzeczonego.
Łudziła się, że go nie zastanie, ale był w pracy. Nie bardzo wiedziała, co usłyszy, lecz na pewno nie spodziewała się oskarżenia, że to ona ponosi winę za jego dwuznaczne położenie. Jednak Hungerford zarzucił jej aroganckim tonem, że go opuściła i celowo zniknęła, akurat wtedy gdy jest mu najbardziej potrzebna.
– Gdybyś była na miejscu, nie doszłoby do tego! – krzyczał ze złością. – Wracaj do Londynu! Musimy razem pokazać się reporterom, bo mi nie dają spokoju.
– Nie mogę wrócić, zanim policja nie znajdzie maniaka, który mnie dręczy.
– Kobieto, przestań obsesyjnie bać się o to dziecko! Moja kariera jest zagrożona!
– Jamie też jest zagrożony – odparła zirytowana.
– Jesteś moją narzeczoną – przypomniał lodowatym tonem. – Twoje miejsce jest przy mnie i potrzebna jesteś tutaj, a nie w jakiejś dziurze w Yorkshire.
Rosalind rozejrzała się naokoło; cicha i malownicza „dziura” tonęła w zieleni i słońcu.
– Ty potrafisz sam o siebie zadbać, a Jamie nie.
– Twierdziłaś, że będziemy dobraną parą. Zapomniałaś o warunkach, jakie uzgodniliśmy? – Hungerford nie panował nad sobą. – Z tobą u boku mógłbym nawet pokusić się o najwyższe stanowisko w kraju. Nie możesz mi popsuć szyków z powodu jednego drobnego potknięcia.
– Taki skandal nazywasz drobnym potknięciem?
– W nic bym się nie wplątał, gdybyś nie była tak odpychająco zimna, a z Lydią chociaż się zabawiłem – wybuchnął. – Nie mów, że nie śpisz z tym bratem przyjaciółki, bo nie uwierzę. Tobie wolno, bo udajesz mężatkę, co? Jedyna różnica między nami, że ciebie nie przyłapano.
– Czy miałbyś pretensję, gdybym się z nim przespała?
– Ani trochę! – Hungerford nieco się opamiętał i zaczął mówić błagalnym tonem: – Nasz związek nie na tym polega, prawda? Możesz robić, co ci się żywnie podoba. Tak się umawialiśmy, pamiętasz? Jeśli będziesz dyskretna, nie będę się wtrącał. Wracaj! Przyślę samochód i wieczorem ustalimy jakąś linię obrony. Wszystko przycichnie, gdy się okaże, że jesteś ze mną.