Выбрать главу

– Podobno przyznała się do wszystkiego, więc już nie musisz się bać i możesz wracać.

Po rozmowie powoli odłożyła słuchawkę i wbiła wzrok w aparat. Emmę zdziwił brak entuzjazmu z jej strony, ale nie wiedziała, że przyjaciółka wcale nie ma ochoty wracać do Londynu.

Na progu kuchni stanął Michael.

– Kto dzwonił?

– Emma.

– I co?

– Znaleziono winowajcę.

– No, to kamień spadł ci z serca.

– Tak – odparła martwym głosem i prędko dodała: – Bardzo mi ulżyło.

– Czy powiedziała, kto cię dręczył?

– Owszem, ale nie mogę uwierzyć, że to Sandra Danelli. Jest z nami zaprzyjaźniona… a przynajmniej tak myślałam. Powiedziała policji, że przez wiele lat była związana z moim ojcem. Pewno dlatego dawniej często ją widywałam, a po ślubie ojca nagle zniknęła. Nie miałam pojęcia… Wiedziałam, że ojciec ma przyjaciółki, ale nie sądziłam, że którąś wyróżnia. Pewno tak było, do czasu gdy spotkał Natashę. To dotknęło Sandrę, która długo łudziła się, że wyjdzie za mojego ojca. Potem zrobiło się za późno na dziecko… – Westchnęła. – Może zaczęła zazdrościć ojcu, że ma dwoje dzieci, a ona ani jednego? Po jego śmierci pretensje przerodziły się w obsesję.

– Jak doszli, że to ona?

– Nie wiem dokładnie, ale pewno nasze zniknięcie spowodowało, że zrobiła nieprzemyślany krok, który ją zdradził.

– Jaka kara ją czeka?

– Zależy od tego, czy podam sprawę do sądu. Nienawidziłam prześladowcy, gdy się go panicznie bałam, ale to chyba nieszczęśliwa kobieta… – Urwała zamyślona. – Będę musiała porozmawiać z adwokatem.

– Czyli… – Zawahał się. – Czyli już możesz wracać do Londynu?

– Tak.

Miała cichą nadzieję, że zaproponuje, aby została do jego wyjazdu, lecz zamiast tego rzekł:

– Cioci powiemy, że telefon był od kogoś z twojej rodziny i że jutro musisz jechać.

Była zrozpaczona, że jest taki opanowany.

– Nie uważasz, że powinnam wyznać prawdę? Nie wypada oszukiwać bez potrzeby.

– Cioci będzie przykro, że musicie jechać, bo bardzo przywiązała się do was, szczególnie do Jamiego. Lepiej, jeśli ja wszystko wytłumaczę po twoim wyjeździe.

– Jak chcesz – zgodziła się martwym głosem.

– Odwiozę was do Yorku, a stamtąd ekspresem wygodnie dojedziecie do Londynu.

Z goryczą pomyślała, że zostaje odesłana pierwszym pociągiem. Niejasno czuła, że tak będzie łatwiej się rozstać, ale ból serca był przejmujący.

Pani Brooke zmartwiła się, gdy usłyszała, że babcia Rosalind potrzebuje pomocy.

– Serdecznie jej współczuję. A tobie opieka nad staruszkami niedługo wyjdzie czubkiem głowy. Wolałabym, żebyś jeszcze trochę została, ale nie mogę być egoistką. Tak mi było dobrze, bo odciążyłaś mnie i doprowadziłaś dom do porządku. Gdzie twoja babcia mieszka?

– W Londynie – skłamała Rosalind.

– Jamiemu będzie tam źle – orzekła starsza pani z niezachwianą pewnością osoby, która od pół wieku nie była w stolicy. – Czemu go nie zostawisz?

– Nie wiem, jak długo będę musiała opiekować się babcią. Może Michael pojedzie bez nas…

– A jesteś pewna, że nie chcesz, żeby teraz ci towarzyszył?

Rosalind miała ochotę krzyczeć, że wcale nie chce rozstać się z nim, lecz jedyne, co wypadało zrobić, to zaprzeczyć.

Położyła się pierwsza i rozpamiętywała rozmowę w parku. Nie mogła odżałować, że nie wyznała Michaelowi miłości, a teraz było za późno. Była przekonana, że gdyby ją kochał, zaproponowałby, aby została trochę dłużej. Tymczasem od razu zadecydował, że nazajutrz odwiezie ją do Yorku.

Michael wrócił z łazienki i usiadł na brzegu łóżka. Był blisko, lecz nie na tyle, by mogła go dotknąć.

– Mamy ostatnią szansę porozmawiać – rzekł spięty – bo rano nie będzie czasu.

Wolałaby nie marnować czasu na rozmowę, ale nie ośmieliła się oponować.

– Dobrze.

– Hmm… Przygoda źle się zaczęła, ale potem było nam dobrze.

– Bardzo.

– Myślę, że lepiej zdecydowanie przeciąć węzeł. – Mówił, jakby słowa z trudem przechodziły mu przez gardło. – Jesteś tego samego zdania?

– Tak. – Czuła, że za chwilę się rozpłacze, więc szepnęła:

– Mike?

Podniósł głowę i długo patrzył na nią takim wzrokiem, że serce jej krwawiło.

– Słucham? Wyciągnęła ręce, – Mamy jeszcze tę jedną noc. Powiedzieliśmy sobie wszystko, więc zostawmy pożegnanie do jutra.

– Dobrze.

Tym razem kochali się jakby z rozpaczą. Rosalind chciała na zawsze zapamiętać ciało ukochanego, jego ręce i usta. Pragnęła zachować w duszy jego obraz i mieć co wspominać przez długie, smutne lata bez wymarzonego mężczyzny.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Po śniadaniu spakowała torby i przebrała się w dżinsy, białą bluzkę oraz sweter. Rzeczy kupione przez Emmę zostawiała, ponieważ Michael zadecydował, że przekaże je komuś potrzebującemu. Miała ochotę wziąć je na pamiątkę szczęśliwych dni, lecz po namyśle zostawiła, ponieważ i tak by ich nie nosiła. Musiała skończyć z maskaradą. Wracała do dawnego trybu życia i nie było powodu, aby udawała, że nie jest Rosalind Leigh.

Zamknęła ostatnią torbę, usiadła na łóżku, ze smutkiem popatrzyła na obrączkę, którą powoli zdjęła. Czuła się przy tym, jakby wyrywała sobie serce, więc mówiła przez ściśnięte gardło:

– Proszę. Oddaję pamiątkę po twojej matce, bo już nie jest nam potrzebna.

– Chyba nie.

– Mam nadzieję, że następnym razem dasz ją prawdziwej żonie.

– Oby.

Wziął obrączkę, jak gdyby parzyła mu palce i natychmiast schował do kieszeni.

– Jeśli jesteś gotowa, możemy iść.

Rozstanie z panią Brooke było bardzo smutne. Rosalind bała się, że wybuchnie płaczem, więc tylko serdecznie uściskała swą na krótko przybraną ciotkę i powiedziała coś niewyraźnie. Pani Brooke też było ciężko na sercu. Nie płakała, ale mocno zaciskała usta, aby nikt nie zauważył, że drżą.

– Będzie mi was brak i będę tęsknić – powiedziała cicho. Rosalind skinęła głową. Wiedziała, że nic nie mogą zrobić, chociaż dla obu kończą się dobre czasy.

– My też będziemy za ciocią tęsknić. Dziękuję za gościnę i do widzenia.

Jak automat wyszła z domu i wsiadła do samochodu. Z wysiłkiem uśmiechnęła się do pani Brooke i pomachała ręką. Gdy wjechali na główną drogę, poczuła się jak roślina brutalnie wyrwana z ziemi z korzeniami.

Koło sklepu zatrzymała ich Laura.

– Dobrze, że was widzę – powiedziała, przyjaźnie uśmiechnięta. – Wiem, że powinnam uprzedzić was wcześniej, ale nie zdążyłam. Czy zechcecie przyjść na jutrzejszą kolację? Panią Maud oczywiście też zapraszam.

– Dziękuję, ale jedziemy na dworzec, bo Rosalind i Jamie muszą wracać do Londynu – rzekł Michael.

– O, jaka szkoda. Ty też jedziesz?

– Nie.

– Więc może przyjdziesz z ciocią?

– Ciocia na pewno ucieszy się z zaproszenia.

– Więc jesteśmy umówieni. Rosalind, szkoda, że musisz jechać. Tomowi będzie żal, że stracił kolegę. Kiedy znowu przyjedziecie?

– Chyba nigdy, ale jednak mówię: Do widzenia.

Jechali w milczeniu. Rosalind tłumaczyła sobie, że musi przyzwyczaić się do tego, iż Michael obędzie się bez niej. Nadszedł kres pobytu pod jednym dachem i odtąd każde z nich będzie żyło własnym życiem. Wbiła wzrok w szosę i z rozpaczą myślała, że dzień wcześniej jechali tą samą drogą i wtedy czuła się zupełnie inaczej. Była szczęśliwa, pełna radosnego oczekiwania i rozkosznych wspomnień. Teraz przyszłość rysowała się ponuro. Zaczynają oddalać się od siebie coraz bardziej i jedyne, co jej pozostało, to udawać, że jest zadowolona z takiego obrotu sprawy.