Michael zostawił samochód na parkingu i gdy podchodzili do kasy, usłyszeli zapowiedź:
„Pociąg pospieszny do Londynu odjedzie z peronu trzeciego o godzinie 10.05”.
Poszli na peron. Rosalind pustym wzrokiem patrzyła przed siebie. Bała się pożegnania i pragnęła jak najprędzej mieć je za sobą. Chciała wsiąść, nim załamie się i zacznie błagać Michaela, aby pozwolił jej zostać.
Wjechał pociąg i stanął ze zgrzytem hamulców. Ludzie grupkami ustawili się przy drzwiach wagonów i czekali, aż wysiądą pasażerowie, którzy skończyli podróż.
– Jamie, idziemy – powiedział Michael sztucznie ożywionym głosem. – Wsiadacie tutaj.
Przejęty chłopiec skinął głową, ale nie ruszył się i nadal kurczowo trzymał Rosalind za rękę. Michael wstawił torbę do wagonu.
– Wolę nie wchodzić, masz lekki bagaż, więc sobie poradzisz. Rosalind bała się, że lada chwila wybuchnie płaczem, więc ze wszystkich sił starała się opanować.
– Oczywiście, dziękuję. Jamie, pożegnaj się z Michaelem. Chłopiec zdał sobie sprawę, że jadą sami i wykrzywił buzię w podkówkę.
– Michael nie jedzie?
– Nie mogę, dziecino. – Wziął go na ręce i mocno uściskał.
– Bądź grzeczny i opiekuj się Rosalind. Pamiętaj, że jesteś małym dżentelmenem.
Postawił Jamiego i odwrócił się do Rosalind, która miała podejrzanie błyszczące oczy. W milczeniu patrzyli na siebie, nie wiedząc, co powiedzieć.
Rosalind z przerażeniem uświadomiła sobie, że więcej nie zobaczy ukochanego. Nie mogła odjechać bez podziękowania, bez powiedzenia mu, ile dla niej znaczy.
– Mikę… – Urwała, ponieważ nie mogła znaleźć odpowiednich słów.
– Ja…
Głos jej się załamał, więc Michael ją objął.
– Nic nie mów. – Pocałował ją ostatni raz. – Żegnaj. Spojrzeli sobie w oczy; zielone były pełne łez, a szare bardzo smutne.
– Żegnaj.
Znalazła swój przedział, rozległ się gwizdek zawiadowcy i pociąg ruszył. Nie było odwrotu.
Michael uśmiechnął się do Jamiego, ale gdy spojrzał na Rosalind, wymuszony uśmiech zniknął z jego ściągniętej twarzy. Wkrótce straciła ukochanego z oczu, ponieważ nie mógł nadążyć za pociągiem. Wszystko się skończyło.
Na dworcu King’s Cross czekała limuzyna z kierowcą, którego zawiadomiła o powrocie. Patrząc przez okno na szare budynki, kolorowe samochody i pędzące tłumy, zatęskniła za cichymi, tonącymi w zieleni uliczkami w Askerby.
Po lunchu przeszła się po pokojach, ale wszędzie prześladowało ją uczucie, że nie jest u siebie. W porównaniu z domem pani Brooke londyńska rezydencja przypominała starannie zaprojektowany i kosztownie urządzony pałac. Wszystko działało, wszystko było czyste i na swoim miejscu, ale to był jedynie bezduszny budynek, nie gniazdo rodzinne. Miała liczną służbę – do sprzątania, gotowania, usługiwania przy stole, nawet do załatwiania korespondencji. Jej jedynym zajęciem było zabawianie zmęczonego i marudnego dziecka. Zaczęła dusić się w luksusie.
Wieczorem, gdy kładła go spać, Jamie objął ją za szyję i szlochając, szeptał:
– Chcę do Michaela, chcę do Michaela.
– Ja też, kochanie.
Gdy dziecko usnęło, poszła do gabinetu i przesłuchała automatyczną sekretarkę. Wiele osób chciało się z nią skontaktować, ale był tylko jeden człowiek, z którym pragnęła rozmawiać. Jednak akurat on się nie odezwał. Podniosła słuchawkę, by zadzwonić i usłyszeć jego głos, lecz w porę się zreflektowała, że to byłby błąd. Rozstali się ostatecznie i wiedziała, że musi pogodzić się z sytuacją. Powoli odłożyła słuchawkę.
Niestety tego zrobić nie potrafiła. Było coraz trudniej, mimo że starała się zapomnieć Michaela i wmawiała sobie, że wkrótce znowu będzie sobą. Myślała, że gdy elegancko się ubierze i odrosną włosy, na pewno poczuje się lepiej. Przyglądając się swemu odbiciu w lustrze, doszła do wniosku, że bardzo łatwo zmienić zewnętrzny wygląd, lecz nie można zmienić duszy.
Coraz mocniej kochała Michaela.
Próbowała nie myśleć o nim, ale to się nie udawało. Jakże mogła nie myśleć, gdy noce bez niego były takie długie, a dni takie puste? Na domiar złego Jamie często pytał o Michaela i o babcię Maud.
Któregoś dnia Rosalind odwiedziła Emmę. Przyjaciółka z niepokojem popatrzyła na jej zmęczoną twarz, na podkrążone oczy.
– Oj, kiepsko wyglądasz. Coś cię dręczy? Tak bardzo przejmujesz się zerwaniem z Simonem?
– Nie.
– Czyżby? Postąpił skandalicznie, co musiało kosztować cię sporo nerwów.
– Owszem, kosztowało – przyznała niechętnie. – Prawdę powiedziawszy, serce mnie nie bolało, tylko czułam się upokorzona. Teraz wiem, że gdybym za niego wyszła, popełniłabym życiowy błąd.
W duchu pomyślała, że największym błędem było odrzucenie oświadczyn Michaela.
– Przepraszam, że jestem nie w sosie. To chyba… zmęczenie.
– Podejrzewałam, że u ciotki będziesz musiała zakasać rękawy i solidnie pracować. – Emma dolała kawy. – Powiedz mi coś o Michaelu. Nic nie mówisz o moim bracie, a ciekawa jestem, jak się sprawował. Czy bardzo was krępowało, że musicie udawać małżeństwo?
Rosalind podniosła kubek, ale prędko odstawiła^ ponieważ trzęsła się jej ręka.
– Na początku tak.
Powiedziała to takim głosem, że przyjaciółka spojrzała na nią zaintrygowana.
– Tylko na początku?
– Byliśmy… – Pomyślała o dłoniach Michaela, jego oczach i uśmiechu. O nocach, gdy leżała w jego ramionach i o tym, jak rano siedzieli w łóżku i pili herbatę.
– Było…
Znowu urwała. Zakryła usta dłonią i odwróciła głowę, ale Emma zdążyła zauważyć łzy w oczach przyjaciółki.
– Ros! O co chodzi?
Przestała z sobą walczyć i rozpłakała się.
– Michael… Tak go kocham, że… nie mogę bez niego żyć. Dość długo trwało, nim Emma wydobyła z niej całą prawdę, a gdy wszystkiego się dowiedziała, łagodnie zapytała:
– A on? Jeśli było wam tak dobrze, niemożliwe, żeby to dla niego nic nie znaczyło.
Rosalind wytarła oczy i policzki.
– Przyznał, że mu dobrze ze mną, ale to nic ważnego. Mamy gorącą krew i tyle.
– Głupie określenie. Coś mi się zdaje, że oboje szukaliście wymówki, żeby się nie przyznać do prawdziwych uczuć.
– Nic nie rozumiesz – powiedziała Rosalind ze smutkiem.
– Odbyliśmy poważną rozmowę i uzgodniliśmy, że to będzie przelotny romans. Michael twierdził, że nie chce powtórnie angażować się uczuciowo. Gdyby mu zależało na mnie, zaproponowałby, żebym jeszcze trochę została. – Pociągnęła nosem.
– A on nie mógł się doczekać, kiedy odjadę.
– Czemu miałby proponować, skoro nie wie, że go kochasz?
– logicznie zauważyła Emma. – On też jest dumny. Z tego, co mi powiedziałaś o waszej kłótni, domyślam się, że nie chce powtórnie dostać kosza. Teraz wszystko zależy od ciebie. Uważam, że powinnaś jechać i powiedzieć mu, co czujesz.
– Nie mogę.
– Możesz, możesz. Długo czekałaś na prawdziwą miłość, więc nie rezygnuj z próby jej ocalenia. Wystarczy, żebyś powiedziała Michaelowi prawdę. Przedtem on zaryzykował i wyznał ci miłość, a teraz twoja kolej. Przynajmniej tyle jesteś mu winna.
Rosalind stanęła przed furtką i patrzyła na dom inaczej niż przed miesiącem. Zdenerwowana jeszcze raz powtórzyła przemowę, którą przygotowała podczas jazdy taksówką z Yorku. Nie wiedziała, co zrobi, jeśli Michael nie zechce jej wysłuchać i bała się, że powie jej, iż spóźniła się z wyznaniem o pięć lat. Zresztą, dlaczego miałby ją kochać, skoro własna matka jej nie kochała?