– Iw dodatku chłopiec. Nic dziwnego, że było ci to nie w smak.
– Niestety. – Na jej policzki wypłynął lekki rumieniec, – Nie jestem z tego dumna… Ojciec był wniebowzięty, że ma syna i dziedzica. – Przygryzła wargę. – Powinnam była cieszyć się razem z nim. Teraz żałuję… Szkoda, że ojciec nie widzi, jak opiekuję się Jamiem.
– Czy dlatego teraz tak się poświęcasz dla malucha? Bo masz wyrzuty sumienia?
– Nie, po prostu Jamie stał mi się bardzo bliski. Ale życie się skomplikowało, bo ojciec zostawił straszny bałagan w interesach, więc gimnastykuję się, żeby stopniowo wszystko uporządkować. Odziedziczyłam udziały w wielu spółkach, o których nigdy nie słyszałam i stale muszę podpisywać jakieś dokumenty albo podejmować decyzje w sprawach, o których nie mam pojęcia.
– Współczuję.
– Początkowo Jamiego też traktowałam jedynie jak problem, o którym trzeba czasem pomyśleć. Jeszcze jedna osoba, za którą muszę podejmować decyzje… Pewnego dnia poszłam do pokoju dziecięcego, żeby omówić z niańką pensję i zobaczyłam Jamiego, siedzącego na podłodze na środku pokoju. Nie bawił się, siedział zgarbiony i kurczowo przytulał misia. Był taki malutki, taki opuszczony.
Oczami wyobraźni zobaczyła, jak to było. Otworzyła drzwi i przystanęła na progu, ponieważ ogarnęła ją czułość tak nieoczekiwana, że niemal porażająca. Dawno temu nauczyła się, że miłości nie należy ufać i sądziła, że uzbroiła się przeciw uczuciom, a tymczasem, gdy zobaczyła smutne dziecko, zbroja pękła.
– Wyglądał tak samo jak ja kiedyś. Michael spojrzał na nią zdumiony.
– Jak ty?
– Wiem, co to znaczy chować się bez matki – powiedziała cicho – bo większość dzieciństwa spędziłam sama w dziecięcym pokoju. Często przysłuchiwałam się, jak kolejne niańki żądają coraz więcej pieniędzy za opiekę nade mną, więc wiedziałam, że mnie nie kochają. Tego dnia spojrzałam na Jamiego innymi oczami i zdałam sobie sprawę, że to przecież mój brat i że ma tylko mnie. Chciałam mu wyjaśnić, dlaczego wcześniej go nie kochałam i obiecać, że nadrobię wszystkie stracone dni, ale nie potrafiłam. Trzyletnie dziecko i tak by tego nie zrozumiało.
– Myślałem, że nie wierzysz w miłość – rzekł Michael z nutą goryczy w głosie.
Oboje pamiętali, że tak twierdziła przed pięciu laty. Rosalind stanął przed oczami wyraz jego twarzy, gdy mu to powiedziała i zawstydziła się.
– Wtedy nie wierzyłam – powiedziała głucho – i nadal nie bardzo wierzę.
– Ale brata pokochałaś.
Coś w jego głosie kazało jej spojrzeć na niego. Gdyby to powiedział ktoś inny, podejrzewałaby, że jest zazdrosny. Przywołała się do porządku. Była przekonana, że Michael dawno wyzwolił się spod jej uroku i na pewno nie tracił czasu i energii na tak bezsensowne zachowanie. Zresztą nie mógł być zazdrosny o jej miłość do dziecka.
– Są chwile, gdy wolałabym go nie kochać – przyznała się. – To straszne, że muszę o nim. stale myśleć.
– Podejrzewam, że konieczność myślenia o bliźnim jest dla ciebie nowością i przykrym doświadczeniem – rzekł z ironią.
– Wcale nie. Najgorsza jest troska o to, żeby dobrze się nim opiekować, niczego nie zaniedbać. Z dziećmi trzeba postępować ostrożnie, należy odpowiednio je karmić i kąpać, trzeba nauczyć je właściwego zachowania… Może łatwiej jest z własnymi, ale ja nie miałam do czynienia z dziećmi i nie wiem, od czego zacząć.
– Wydawało mi się, że to kwestia zdrowego rozsądku.
– Może, aleja kiepsko się spisuję. Emma pokpiwa ze mnie, bo kupiłam poradnik dla młodych matek. Tak się boję popełnić błąd, że ledwo Jamie kichnie, już lecę sprawdzić w poradniku, co piszą o wycieraniu nosa. – Zerknęła spod rzęs. – Jestem śmieszna, prawda?, Michael spojrzał na nią tak dziwnie, że pożałowała swej szczerości. Nie chciała, aby pamiętał ją jako pustą lalkę bez serca, ale jeszcze gorzej byłoby, gdyby uznał ją za kompletne beztalencie. Dawniej sądziła, że potrafi dać sobie radę ze wszystkim, lecz przy Jamiem przekonała się, że tak nie jest. Musiała przyjąć do wiadomości, że popełnia błędy, jest niekompetentna, bojaźliwa, ale niekoniecznie musiała mówić o tym Michaelowi. Zachowała się, jakby przez moment zapomniała, że chce cieszyć się opinią osoby wszystkowiedzącej.
Bała się, że Michael ją wykpi, lecz on rzeczowo zapytał;
– Czy Jamie nie ma żadnych krewnych, którzy wychowali dzieci i mogliby ci pomóc?
– Matka Natashy, która mieszka w Los Angeles, po pogrzebie zaproponowała, że weźmie wnuka, ale prowadzi bujne życie towarzyskie, więc na pewno oddałaby go pod opiekę nianiek. A ja postanowiłam, że nie będzie dorastał tak jak ja.
– Myślałem, że miałaś wszystko.
– Wszystko oprócz matki. – Odwróciła głowę i ciszej dodała: – Mama odeszła, gdy miałam cztery latka.
– Co? Zostawiła dziecko? – zawołał zgorszony. – Dlaczego?
– Była aktorką. Niezbyt dobrą, ale nadzwyczaj piękną, więc przez pewien czas brak talentu nie miał znaczenia. Gdy zaproponowano jej rolę w Hollywood, była przekonana, że zostanie wielką gwiazdą. Porzuciła nas, ponieważ przeszkadzalibyśmy jej w zrobieniu kariery.
– Czemu dawniej mi o tym nie wspomniałaś?
– Bo i tak mieliśmy o czym rozmawiać. Poza tym wtedy to już nie była dla mnie taka tragedia. Na szczęście miałam ojca, który wprawdzie cały czas był zajęty i rzadko go widywałam, ale wiedziałam, że jest. A Jamie nawet tego nie ma. – Spojrzała na Michaela płonącymi oczami. – Nie oddam go w obce ręce, bo nie chcę oglądać go tylko od święta. Nie zastąpię mu matki, ale przynajmniej mogę opiekować się nim tak długo, jak będzie mnie potrzebował.
– Gdzie tu miejsce dla Hungerforda? Czy polityk będzie dobrym ojczymem?
Rosalind zawahała się. Simon wcale nie interesował się dzieckiem, nawet nie pamiętał jego imienia. Na ogół mówił o nim po prostu „chłopiec”. Myślała, że może z czasem zżyje się z Jamiem i go polubi.
– Mam nadzieję – szepnęła bez przekonania.
– Czy dlatego za niego wychodzisz?
Zapytał o to trochę nieswoim głosem, więc spojrzała na niego zaintrygowana.
– To jeden z powodów.
– A inne?
Ciekawa była, jak Michael zareagowałby, gdyby mu powiedziała, że straciła nadzieję, iż spotka mężczyznę podobnego do niego, który wzbudzi w niej równie wielką namiętność. To był główny powód, dla którego postanowiła zadowolić się dość letnim związkiem z Hungerfordem.
– Rozumiemy się, pochodzimy z podobnego środowiska i mamy identyczne upodobania. – Lekko wzruszyła ramionami. – Będziemy dobraną parą.
– Nic dziwnego, że nie chciałaś wyjść za mnie. O nas byś nie mogła tak powiedzieć, prawda?
– Nie. – Nerwowo splotła dłonie i starała się mówić spokojnie. – Nie łączyło nas zbyt wiele.
A przecież pamiętała płomień, który błyskawicznie się rozpalał przy najlżejszym dotyku, radość i śmiech, jakim wybuchali po każdej sprzeczce, i cudowne chwile uniesień, jakich nigdy więcej nie przeżyła.
– Z nim masz dużo wspólnego, co? – rzucił Michael ironicznie. – Powinienem był przewidzieć, że uczepisz się kogoś z „podobnego” środowiska. Tylko taki bogacz jak on jest dla ciebie dobry.
– Nie chodzi o pieniądze!
– Czyżby? Czy Hungerford wie, że nie wierzysz w miłość? Ścisnęła dłonie tak mocno, że zbielały kostki i spuściła głowę. Zastanawiała się, czemu huczne zaręczyny teraz wydają się błędem i dlaczego zależy jej na tym, co Michael o niej myśli.
– Wie, że go nie kocham – szepnęła.